"Wtedy zostaną podjęte dalsze decyzje" - dodała prokurator. Wyjaśniła, że wśród zaplanowanych do przesłuchania świadków w tej sprawie jest wicemarszałek Putra. W okresie, którego dotyczy śledztwo, był on prezesem komunalnej spółki "Lech", zarządzającej wysypiskiem w Hryniewiczach.
NIK ocenia, że samorząd stracił na tej inwestycji sprzed kilku lat, nie uruchomionej do dziś, kilka milionów złotych.
Sprawę śledztwa opisał w poniedziałek tygodnik "Newsweek". Według gazety to przykład sprawy, w której na skutek interwencji szefa Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku, w czasie kampanii przed wyborami samorządowymi w listopadzie 2006 roku, nie postawiono zarzutów prominentnym politykom prawicy w Białymstoku. "Newsweek" stawia też tezę, że w sprawę zamieszany jest Krzysztof Putra.
Tygodnik pisze m.in. że już w październiku 2006 roku, a więc przed wyborami, prokuratura dysponowała opiniami biegłych i prowadząca śledztwo prokurator była gotowa stawiać zarzuty, ale tego nie zrobiła. W publikacji mowa jest o tym, iż szef Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku Sławomir Luks zdecydował wstrzymać decyzję o postawieniu zarzutów m.in. kandydatowi PiS na prezydenta Białegostoku i przekazać sprawę - przez Prokuraturę Krajową - do prokuratury poza białostockim okręgiem apelacyjnym.
Jak powiedział PAP w poniedziałek rzecznik Prokuratury Okręgowej w Białymstoku Adam Kozub (to z tej prokuratury sprawę przekazano do Rzeszowa), opinia biegłych z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie wpłynęła do prokuratury 20 listopada, ale była jeszcze uzupełniania i w tej wersji śledczy otrzymali ją tydzień później, czyli już po drugiej turze wyborów na prezydenta Białegostoku.
"Podstawy do przedstawienia zarzutów były dopiero wtedy" - powiedział Kozub. Jego zdaniem, wcześniej te osoby można było przesłuchać jedynie w charakterze świadków. Dodał, że powodem późniejszego wniosku o przeniesienie sprawy poza Białystok był fakt, iż w sprawę zamieszani są miejscowi politycy i prokuratorzy chcieli uniknąć zarzutu stronniczości.
Białostoccy prokuratorzy odpierają też zarzut opieszałości w prowadzeniu sprawy. Jak poinformował rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku Janusz Kordulski, zawiadomienie NIK-u dotyczące nieprawidłowości przy budowie oczyszczalni odcieków wpłynęło do prokuratury w połowie grudnia 2005 roku, ale nie do tej właściwej miejscowo. Potem akta trafiły do tzw. międzywydziałowego działu śledztw (dla bardziej skomplikowanych spraw) Prokuratury Rejonowej w Białymstoku, a stamtąd do okręgowej, gdy przeszła tam do pracy prowadząca śledztwo prokurator. Kordulski dodał, że decyzja o powołaniu biegłego (podjęta we wrześniu 2006 roku), poprzedzona była zbieraniem innych dowodów.
Od 9 stycznia tego roku sprawą zajmuje się Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie. Jak poinformowała PAP Kosior, znajdujące się w aktach postanowienia o przedstawieniu zarzutów w tej sprawie noszą datę 22 listopada 2006 roku (nie wiadomo jednak, czy to data także wezwania osób, którym miały być stawiane zarzuty), ale rzeszowska prokuratura uznała, że materiał dowodowy musi być jeszcze uzupełniony.
pap, ss