Triumfują koalicjanci PiS. "Skandal! Degradacja telewizji publicznej!" - kwituje opozycja. To reakcje na odwołanie Bronisława Wildsteina i postawienie na czele TVP Andrzeja Urbańskiego, byłego ministra w kancelarii Lecha Kaczyńskiego - pisze "Dziennik".
"Wszyscy prezesi byli upolitycznieni. Nie da się oddzielić TVP od polityki" - odpowiada na zarzuty premier Jarosław Kaczyński.
"To nie PiS zdecydowało o odwołaniu Wildsteina. PiS przestało go bronić. Prawdą jest natomiast, że nasi koalicjanci mocno naciskali na odwołanie" - mówi nam jeden ze współpracowników premiera. Na koalicjantów zrzuca winę też sam premier. "Przecież, jak mówi Warszawa, pewna grupa polityków, do której - żeby było jasne - ja nie należę, też ma poważny wpływ na obecny kształt telewizji" - mówił Kaczyński w "Sygnałach Dnia". Ale to właśnie premier, jak się dowiedzieliśmy, zwołał już w zeszły czwartek do siebie wicepremierów, by poinformować ich, że Wildstein odejdzie.
Według nieoficjalnych doniesień na odwołanie Wildsteina miał mocno naciskać Pałac Prezydencki. Prezydent nie miał bowiem wątpliwości, że Andrzej Urbański będzie jego najlepszym następcą. "Ma doświadczenie dziennikarskie, zna dobrze media. A przede wszystkim świetnie radzi sobie z Samoobroną. Potrafi z nimi rozmawiać i - jak trzeba - umiejętnie ich ograć" - opowiada polityk PiS.
Plan zastąpienia Wildsteina Urbańskim zrodził się już dwa miesiące temu. Potrzebny był jednak dobry moment. A taki właśnie się pojawił. "Wiadomo, że tak naprawdę koalicjanci trzymają PiS za gardło już od dawna. Teraz mogła zaważyć obawa PiS, że uda się powołać komisję śledczą w sprawie raportu WSI. LPR głośno mówiła, że trzeba się rozprawić z Macierewiczem" - spekuluje poseł PO Rafał Grupiński. Jego zdaniem odwołanie Wildsteina odwraca także uwagę mediów od białostockiej afery, w której pojawiło się nazwisko szefa MSWiA Janusza Kaczmarka.
"To nie PiS zdecydowało o odwołaniu Wildsteina. PiS przestało go bronić. Prawdą jest natomiast, że nasi koalicjanci mocno naciskali na odwołanie" - mówi nam jeden ze współpracowników premiera. Na koalicjantów zrzuca winę też sam premier. "Przecież, jak mówi Warszawa, pewna grupa polityków, do której - żeby było jasne - ja nie należę, też ma poważny wpływ na obecny kształt telewizji" - mówił Kaczyński w "Sygnałach Dnia". Ale to właśnie premier, jak się dowiedzieliśmy, zwołał już w zeszły czwartek do siebie wicepremierów, by poinformować ich, że Wildstein odejdzie.
Według nieoficjalnych doniesień na odwołanie Wildsteina miał mocno naciskać Pałac Prezydencki. Prezydent nie miał bowiem wątpliwości, że Andrzej Urbański będzie jego najlepszym następcą. "Ma doświadczenie dziennikarskie, zna dobrze media. A przede wszystkim świetnie radzi sobie z Samoobroną. Potrafi z nimi rozmawiać i - jak trzeba - umiejętnie ich ograć" - opowiada polityk PiS.
Plan zastąpienia Wildsteina Urbańskim zrodził się już dwa miesiące temu. Potrzebny był jednak dobry moment. A taki właśnie się pojawił. "Wiadomo, że tak naprawdę koalicjanci trzymają PiS za gardło już od dawna. Teraz mogła zaważyć obawa PiS, że uda się powołać komisję śledczą w sprawie raportu WSI. LPR głośno mówiła, że trzeba się rozprawić z Macierewiczem" - spekuluje poseł PO Rafał Grupiński. Jego zdaniem odwołanie Wildsteina odwraca także uwagę mediów od białostockiej afery, w której pojawiło się nazwisko szefa MSWiA Janusza Kaczmarka.