Olga Wasilewska: Pierwsze sceny pana filmu. Anna, molestowana przez księdza dziewczynka, dziś już dorosła kobieta, po latach siada przed swoim oprawcą i pyta: „Pamięta mnie ksiądz?”. Chce wiedzieć, dlaczego ją skrzywdził i czy tylko ją. On nie wie, że rozmowa jest rejestrowana, przyznaje się do wszystkiego, łącznie z tym, że „kilka ich było”. Sugeruje, że mógłby zapłacić za milczenie. Dwugodzinny, bardzo trudny emocjonalnie film. Relacje ofiar, sprawcy, którzy się przyznają i hierarchowie kościelni, którzy milczą albo grożą ofiarom konsekwencjami za „występowanie przeciwko hierarchii kościoła”. Co dalej?
Tomasz Sekielski: Pyta pani o kolejne filmy? Jeszcze dwa miesiące temu zarzekałem się, że kolejnego filmu o pedofilii w kościele nie zrobię. Ten temat rozjechał mnie emocjonalnie. Historia Anny, o której pani wspomniała, która była wykorzystana seksualnie jako siedmioletnia dziewczynka, historia chłopca, który próbował uciec od księdza, ale zgodził się wyjechać z nim „na wakacje”, kiedy ten groził, że jeśli nie pojedzie, zabierze zamiast niego jego młodszego brata… Te wszystkie rozmowy, także o intymnych szczegółach, były bardzo trudne dla ofiar, ale ja też je odchorowywałem. Wielogodzinne rozmowy o sprawach bardzo osobistych. Myślałem, że więcej nie dam rady. Że powinienem o tym opowiedzieć i zająć się innymi tematami. Ale zgłosiło się bardzo wiele ofiar. Po filmie zgłoszą się zapewne kolejne. To też kwestia zaufania. Kolejny film, może serial. Dziś tego nie wiem, ale wiem, że nie mogę powiedzieć: ja już zrobiłem swój film, zadzwońcie gdzie indziej.
Pusty kościół. Ksiądz z zakazem pracy z dziećmi woła: zapraszam wszystkie dzieci tutaj, bliżej do ołtarza. To scena z filmu, którą widzimy chwilę po tym, jak wysłuchaliśmy relacji ofiar.
Takich historii jest więcej. I co? Nikt nie staje pod pałacami hierarchów i nie pyta, jak to możliwe. Ksiądz biskup wyda oświadczenie, albo jego rzecznik, i wszyscy są zadowoleni. A ksiądz jedzie do kolejnej parafii. Stąd bierze się złość i rozczarowanie ofiar. To one mówią w filmie, że pod domem kard. Dziwisza, co do którego roli w Watykanie jest coraz więcej pytań, dziennikarze powinni rozbić obóz i czekać na odpowiedzi aż do skutku. Ja nie mam możliwości, żeby ustawić ekipę i cały dzień czy ileś dni z rzędu czekać przed drzwiami jakiegoś hierarchy, ale są redakcje, które mogłyby to zrobić i właśnie o to chodzi. Żeby podjąć próbę.
W filmie widać, jak wyglądają takie próby. Jeden z proboszczów przerywa rozmowę, obiecuje, że za chwilę wróci i znika. Kardynał Nycz też znika, kard. Dziwisz ukrywa się za zamkniętymi drzwiami. Nie pytam o Kościół w ogóle, bo papież Franciszek podejmuje jednak jakieś kroki. Pytam o polski Kościół. Coś się zmieni?
Tego nie wiem. Uważam jednak, że trzeba próbować. My, dziennikarze, jesteśmy odważni i bezkompromisowi wobec polityków. Uważamy, że polityk musi odpowiedzieć na pytania. Oczywiście on może robić wszystko, żeby nie odpowiadać, ale my potrafimy wokół niego krążyć i domagać się odpowiedzi. Natomiast gdy zaczyna chodzić o Kościół, to już tak nie wygląda.
Dlaczego?
Kościół w Polsce miał przez lata niepisany immunitet. Wynikał on z jego roli w obaleniu komunizmu, z tego, że papież był Polakiem, a potem z tego, że ten Polak został świętym. Pewnych pytań nie wypadało lub nie należało zadawać. A jeśli już się zadało, to wypadało zadowolić się każdą odpowiedzią, której Kościół raczył udzielić.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.