W co gra w UE Donald Tusk?

W co gra w UE Donald Tusk?

Donald Tusk
Donald Tusk Źródło: Newspix.pl / ABACA
Donald Tusk chce forsować kobiety na czołowe stanowiska w UE. Oznacza to, że albo porzuca chadeków i dogaduje się z prezydentem Macronem i liberałami, albo przygotowuje grunt pod przejście Angeli Merkel do Komisji Europejskiej.

Wtorkowy nieformalny szczyt UE przyniósł zaskakujące informacje. Oto szef Rady Europejskiej, ogłosił, że stawia sobie za cel obsadzenie najważniejszych stanowisk w UE przynajmniej dwoma kobietami. To piękny ukłon w stronę lubianych w Brukseli parytetów płciowych ze strony polskiego polityka, który kończy swoją pracę w Brukseli. To co powiedział, może jednak oznaczać, że wcale jej nie kończy. I nie chodzi tutaj tylko o kurczące się gwałtownie szanse na odegranie przez niego jakiejś istotnej roli w polskiej polityce.

Gra w Brukseli toczy się obecnie o obsadę posady nowego szefa Komisji Europejskiej, następcy Jean Claude Junckera, następcy Tuska w Radzie, nowego szefa Europejskiego Banku Centralnego i szefów Parlamentu Europejskiego. To skomplikowana układanka, w której możliwości manewru są mocno ograniczane przez rozmaite parytety: polityczne, geograficzne, narodowościowe i płciowe. Dziś na giełdzie nazwisk kandydatów pojawiają się jedynie dwie kobiety: Margrethe Vestager, duńska komisarz ds, konkurencji, bezkompromisowa w zwalczaniu monopoli i globalnych koncernów oraz Kristalina Georgieva, była bułgarska komisarz, która dziś pracuje w Banku światowym. Z tych dwóch pań faworytką jest Vestager, mająca poparcie frakcji liberalnej, którą współtworzy partia francuskiego prezydenta Emanuela Macrona. On sam zresztą w pełni popiera parytetowe podejście Tuska. O ile jednak Macron mówi tak promując na stanowisko szefowej Komisji Europejskiej Margrethe Vestager, to motywy Tuska są co najmniej zastanawiające. Może to bowiem oznaczać, że były polski premier, będący przecież członkiem konkurencyjnej wobec liberałów frakcji chadeckiej po raz kolejny wyczuł, skąd wieje pomyślny wiatr i ustawia się żaglami pod liberałów. Chadecy bowiem znacznie stracili w eurowyborach i muszą obecnie liczyć się z liberalną konkurencją. Taka motywacja Tuska byłaby zaskakująca, biorąc pod uwagę, jak bardzo jego kariera zależy od wsparcia chadeków generalnie a chadeckiej kanclerz Angeli Merkel w szczególności.

Tyle, że dzisiejsza Merkel jest już tylko cieniem dawnej potęgi. Pozbawiona stanowiska szefowej partii CDU i notorycznie nękana nawoływaniami partyjnych kolegów o pozbawienie jej stanowiska szefowej rządu nie zapewnia już ani parasola ochronnego ani siły przebicia, potrzebnej do lawirowania w . A Tusk już wielokrotnie udowodnił, że ma nosa do koniunktury. Czyżby więc niekwestionowana gwiazda polskiej polityki szukała nowego patrona? Oznaczałoby to rodzaj zdrady chadeckich interesów, a przynajmniej utrudnienie ich realizacji. Tusk jednak nie ma wiele do stracenia: w Polsce miejsca dla niego coraz mniej a w Brukseli jakoś nie słychać, żeby było dla niego miejsce. Może więc jakaś propozycja padła ze strony Macrona, który montuje w UE sojusz liberałów z socjalistami. W Radzie Europejskiej, której przewodzi Tusk mieliby oni większość 15 premierów na 28 obecnych. Tuskowi pozostało w Radzie niewiele czasu, ale musi się z tym liczyć. No, chyba, że jest to zupełnie inna gra. I to wcale nie obliczona na wypromowanie związanej luźno z chadekami bułgarskiej ekonomistki Kristaliny Georgievej, tylko na przygotowania gruntu pod przejście Merkel do Komisji Europejskiej. Pani kanclerz co prawda twierdzi, że kończy z polityką na dobre i do Brukseli się nie wybiera. Jednak jej kandydatura może być jedynym wyjściem z pata, jaki powstał po eurowyborach, w których dotychczasowi liderzy, chadecy i socjaliści stracili dziesiątki mandatów.

Czytaj też:
Dwie kobiety na wysokich stanowiskach w UE? Donald Tusk: Czuję silne wsparcie w tej kwestii

Źródło: Wprost