Do tego zdarzenia doszło 10 czerwca obok jednego z łódzkich marketów przy skrzyżowaniu ulic Narutowicza i Kopcińskiego. To tam przypadkowy świadek zauważył, że w zamkniętym aucie siedzi mała dziewczynka. Mężczyzna zadzwonił na policję, a na miejsce przyjechał patrol. Okazało się, że 4-latka przebywała w samochodzie przez około 20 minut.
Policja apeluje
Funkcjonariusze weszli do sklepu i poprosili o nadanie komunikatu wzywającego właściciela samochodu. Ten początkowo nie zamierzał wyjść z policjantami twierdząc, że chce dokończyć zakupy. Rozmowa z mundurowymi zaowocowała jednak zmianą zdania i 61-latek otworzył drzwi auta, uwalniając tym samym swoją wnuczkę. Policjanci wezwali pogotowie ratunkowe. Dziadek dziewczynki podczas wstępnych badań stwierdził, że przewiezienie dziewczynki do szpitala nie jest konieczne. Innego zdania był ojciec 4-latki, który po pewnym czasie pojawił się na miejscu.
Łódzcy policjanci zajmą się ustaleniem szczegółowych okoliczności zdarzenia. 61-latkowi za jego lekkomyślne zachowanie grozi nawet pięć lat więzienia. Ta historia to przestroga także dla innych właścicieli samochodów. „Dzieci nie powinno się pozostawiać samych w samochodzie, niezależnie od pory roku. W upalne dni jest to skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie. Temperatura w aucie wzrasta bardzo szybko i może być zabójcza, nie pomaga zaparkowanie pojazdu w cieniu. Żeby organizm dziecka przestał prawidłowo funkcjonować wystarczy zaledwie kilkanaście, a czasem tylko kilka minut w zamkniętym, przegrzanym samochodzie” – podkreślają funkcjonariusze.
Czytaj też:
Zarzuty dla 57-latka, który zaatakował księdza we Wrocławiu. Zdradził, czy znał duchownego