Mimo licznych ostrzeżeń od służb, coraz częściej słyszymy doniesienia o podobnych, tragicznych przypadkach. W piątek 26 lipca około godziny 8 rano 39-letni mieszkaniec Bronxu w Nowym Jorku zaparkował samochód marki Honda na parkingu znajdującym się przed szpitalem Fordham Manor. Mężczyzna pracuje w placówce jako pracownik socjalny.
Około godziny 16:30 – jak co dzień – wyszedł z pracy i wsiadł do auta, aby wrócić do domu. Ku swojemu przerażeniu odkrył, że na tylnych siedzeniach znajdowały się jego dzieci, które nie dawały oznak życia. 39-latek wezwał policję i pogotowie. Z relacji świadków wynika, że bliźnięta miały pianę na ustach. Ratownicy próbowali prowadzić resuscytację, jednak życia rocznych dzieci nie udało się uratować. Służby stwierdziły zgon dziewczynki i chłopca.
– Ojciec bliźniąt trafił do aresztu. Postawiono mu zarzut podwójnego nieumyślnego zabójstwa – mówiła sierżant nowojorskiej policji, Mary O'Donnell. W trakcie zeznań 39-latek powiedział, że dzieci przebywały w aucie około ośmiu godzin. Tego dnia temperatura w Nowym Jorku sięgała 30 stopni Celsjusza. Mężczyzna stwierdził, że tak bardzo spieszył się do pracy, że o nich zapomniał.