Telebiznes

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gospodarczych informacji nie brakuje
 Mamy Giełdę Papierów Wartościowych - wysokokaloryczne paliwo dla niejednego poważnego serwisu informacyjnego. Polska gospodarka to temat rzeka. Tego, że się rozwija, nie sposób kwestionować, ale daleka jest od równowagi. Inflacja cofnęła nas do początków 1998 r., produkcja przemysłowa znowu spadła, a popyt konsumpcyjny gwałtownie wzrósł w ostatnich miesiącach. Jakie będą konsekwencje tych zjawisk? Co będzie się działo na giełdzie, jak ukształtuje się kurs złotego? Jak będą sobie radziły przedsiębiorstwa? Co jest ważniejsze: silna waluta czy korzyści kursowe dla eksporterów?

To tylko niektóre z ważnych pytań, jakie można by stawiać w programach telewizyjnych poświęconych gospodarce. W ostatnich dniach na pierwszych stronach ekonomicznych gazet znalazły się informacje o tym, że sektor bankowy rozwija się szybciej niż cała gospodarka. Że skarb państwa łączy z sobą dwie huty, że austriacki kapitał chce zdobyć dziesięcioprocentowy udział w naszym rynku piwa. Popularne gazety codzienne pisały, że nasza waluta jest najmocniejsza od miesięcy, że wydatki na paliwo pożerają zyski LOT-u i jego szwajcarskiego inwestora i że ropa naftowa wciąż drożeje.

Sygnały z rynku
Każda z tych informacji jest jednocześnie ważnym sygnałem dotyczącym następstw. Dla giełdowego inwestora zainteresowanie Austriaków rynkiem piwa może oznaczać, że akcje browarów pójdą w górę. Wiadomość o ponadprzeciętnym rozwoju sektora bankowego nie pozostawia żadnych wątpliwości: kupować akcje banków. Drożejące na świecie paliwa to sygnał, że czekają nas kolejne podwyżki i impulsy inflacyjne. Oznacza to, że stopy procentowe mogą znowu pójść w górę, a co za tym idzie - kredyty obrotowe; w efekcie podrożeje więc finansowanie działalności gospodarczej.
Ostatnie podwyżki stóp procentowych spowodowały wyraźny wzrost oprocentowania lokat. LG Petro Bank proponuje swoim klientom już 16,5 proc. za utrzymanie lokaty przez rok. Fundusze inwestycyjne notują rekordowe wyniki. Zwrot z inwestycji w najlepszym w ubiegłym roku funduszu akcji DWS3 wyniósł 59,4 proc. Zbliżony lub niewiele mniejszy od poziomu inflacji odnotowały tylko fundusze obligacji i rynku pieniężnego. Giełda od listopada pięła się w górę, a zarobić na spółkach deklarujących wejście do Internetu naprawdę nie było trudno. W lutym na akcjach Ariela przez kilka dni można było zyskać drugie tyle, ile wyniosła inwestycja.

Polacy nie oszczędzają
Mogłoby się wydawać, że to doskonały moment, by zacząć oszczędzać. Ale według badań OBOP, liczba osób, które deklarują, że mają jakieś oszczędności, spadła w lutym o dwa punkty. Jakie są tego przyczyny - gorsze zarobki (średnia pensja ostatnio spadła poniżej dwóch tysięcy złotych) czy wzrost konsumpcji (nie przeznaczamy pieniędzy na oszczędności i coraz więcej wydajemy), czy wreszcie wzrost cen (skutek inflacji) - można by się spierać. Jedno jest pewne: nie mamy wyczucia koniunktury. Nie odbieramy sygnałów z rynku.
Ale czy powinniśmy się temu dziwić? Ludzi, którzy mogą się czuć adresatami sygnałów płynących z rynku, nie ma w Polsce zbyt wielu. Według ostatnich badań GUS, w trzecim kwartale 1999 r. średnie wynagrodzenie brutto wynosiło 1656 zł, z czego dochód rozporządzalny wynosił 545 zł. Natomiast w gospodarstwach domowych tworzonych przez osoby utrzymujące się z pracy najemnej dochód rozporządzalny nie przekraczał 264 zł. W Warszawie wygląda to oczywiście lepiej, ale już mieszkańcy Krakowa, Poznania czy Łodzi na oszczędzanie mają znacznie mniej pieniędzy. Wynagrodzenia układają się w piramidę; mało zarabiający dół stanowi największą część społeczeństwa. Za uśrednionymi danymi kryje się więc prawda o ludziach, których funkcjonowanie w gospodarce ogranicza się do odebrania pensji i wydania jej w sklepie koło bloku. Ich nie zainteresują docierające z rynku sygnały.

Błędne koło
Autorzy programów ekonomicznych stają przed dylematem: mówić do wąskiego grona odbiorców czy do szerszej widowni, rezygnując ze specjalistycznych informacji z giełdy, rynków walutowych, omówienia tendencji makroekonomicznych itp. To, co przeciętny widz gotów byłby zaakceptować, stanowiłoby rodzaj poradnika konsumenckiego. Problem polega na tym, że życie w gospodarce wolnorynkowej, w której jedną z podstaw jest swoboda zawierania umów, wymaga pewnej znajomości zasad funkcjonowania rynku. A z tym są kłopoty, co widać po zdziwieniu wielu osób, gdy po kolejnych podwyżkach stóp procentowych w NBP wyjmują ze skrzynek pocztowych nowe terminarze spłat kredytów z wyższymi ratami. Kto nie chciał takiej niespodzianki przeżyć, powinien był zwracać uwagę na sygnały płynące z rynku za pośrednictwem mediów. I tak powstaje błędne koło. Można sobie oczywiście wyobrazić sytuację, w której ulegamy pokusie krytykowania banków, firm ubezpieczeniowych czy handlowców. Konsekwentne stosowanie takiej polityki informacyjnej spowodowałoby jednak podważenie zaufania do rynku, a nie o to przecież powinno chodzić autorom programów ekonomicznych.

Ciułacze na giełdzie
Program "Fakty, ludzie, pieniądze - Wprost" pokazuje to, co w gospodarce może się wydać najciekawsze. Aby widza nie zniechęcić, najważniejsze informacje gospodarcze prezentujemy w pigułce. Oprócz podsumowania tygodnia na giełdzie omawiamy inne formy oszczędzania. To, czy Polacy zaczną przywiązywać większą wagę do oszczędzania, z pewnością zależy od tempa, w jakim wszystkie regiony kraju będą się zrównywać pod względem stopy życia z województwem mazowieckim (według ocen specjalistów Unii Europejskiej, jego mieszkańcy żyją dostatniej niż Portugalczycy czy Grecy). Istotną rolę mogłaby tu odegrać edukacja ekonomiczna, i to najlepiej jej praktyczna strona. Ale inicjatywa musi wyjść także z drugiej strony. Świadomość ekonomiczna nie będzie wzrastać, jeśli instytucje oferujące usługi finansowe nie będą bardziej dbały o tych, którzy chcą oszczędzać. Zniechęcać może też to, że kupno jednostek udziałowych w funduszu inwestycyjnym obciążone jest pięcioprocentową marżą, a widełki cen zakupu i sprzedaży jednostek odpowiadają zyskowi, jaki można osiągnąć w ciągu miesiąca lub dwóch. Nie są niskie marże biur maklerskich, a cały system giełdowy - budowany na zasadzie ukrywania wiedzy o tym, w które spółki najlepiej inwestować, a w które nie - nie jest przyjazny dla drobnych inwestorów. Także zarządy spółek giełdowych nie interesują się ciułaczami, zapominając, że właśnie oni mogą stanowić stabilny akcjonariat, który - przywiązany do swojej firmy - często mógłby być jej sprzymierzeńcem w walce przeciwko wrogim przejęciom.
Jak można dbać o drobnych akcjonariuszy, pokazywaliśmy w relacji z Paryża, gdzie co rok w listopadzie Pałac Kongresowy zapełnia się stoiskami firm i ludźmi w różnym wieku - od studentów po emerytów. Przychodzą tam, żeby się spotkać z prezesami i członkami zarządów, wypytać ich o strategię spółki i przekonać się, czy nowe produkty mają szansę powodzenia na rynku. Na każdym stoisku można też spotkać dyrektora do spraw kontaktów z inwestorami. Ile polskich spółek ma takich specjalistów? Sądząc po zainteresowaniu drobnymi akcjonariuszami - żadna.

Więcej możesz przeczytać w 12/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.