Zdaniem Musiała w dzisiejszym kinie powinno chodzić o „próbę zobaczenia tego, czego nie widać”. – Mamy bardzo dużo do zrobienia na świecie w kwestiach klimatu, relacji, otwarcia się innych i nie zrobimy tego oglądając tylko filmy z superbohaterami, którzy puszczają oko do kamery mówiąc, że wszystko powinniśmy mieć w dupie – dodał. Jego zdaniem dziś „musimy być naiwni, dbać o naszą niewinność, otworzyć się na ośmieszenie, nie rozmawiać tylko o tym, co jest bezpieczne”. – Tymczasem generalnie mamy wszystko w dupie. Chodzi o to, by tak nie było – zaznaczył.
„Każdy chciałby się zamienić”
Musiał, który w serialu „Wiedźmin” wciela się w postać Sir Lazlo, odpowiedział też na pytanie, czy nie boi się, jak jego kolejną rolę w produkcji Netflixa przyjmą rodacy, odpowiedział: – Nie boję się. Mam małą rolę. Pewnie będą jakieś komentarze. Ale jestem pewien, że każdy chciałby się ze mną zamienić, być tam, zobaczyć to, dostać nowe inspiracje. Jest taki cytat z Sapkowskiego: „Zawsze trzeba działać. Źle czy dobrze, okaże się później. Żałuje się wyłącznie bezczynności, niezdecydowania, wahania”.
Aktor zaznaczył też, że dzięki „Wiedźminowi” zrozumiał, jak ekstremalnie ciężko jest robić międzynarodową karierę siedząc w Polsce. – Można czekać na „Zimną wojnę”, ale wtedy i tak trafiasz do jednego procenta ról granych przez obcokrajowców i zauważanych – dodał. A on czekać nie chce. – Muszę się pozbyć akcentu. Ale można to zrobić tylko mieszkając tam – zauważył. Dlatego planuje przeprowadzkę do Londynu. – Żyjemy w złotym wieku telewizji, kontentu. Nigdy nie powstawało tyle seriali, nie było takiego zapotrzebowania na aktorów. Jestem młody, właśnie skończyłem studia. Chcę spróbować tam pomieszkać.
Pytany, czy nie zraziło go wszystko, co wydarzyło się po serialu „1983”, w którym wystąpił, ale był tez jego producentem wykonawczym, czyli festiwal rodzimych krytyków punktujących scenariuszowe wpadki, który Agnieszka Holland nazwała nawet „brandzlowaniem się hejtem”, stwierdził: – Żałowałem, że nie było chęci zobaczenia czegoś więcej, bo jestem pewien, że w tym serialu („1983” – red.) jest bardzo dużo wartościowych rzeczy. Zdaję sobie sprawę ze skomplikowania scenariusza, ale jestem w tego projektu absolutnie dumny. Miałem 19 lat gdy zaczynałem go robić. Dziś można go obejrzeć w 140 krajach. I to, co się działo po premierze, na pewno nie podcięło mi skrzydeł. Było wręcz odwrotnie. A może to wszystko było mi potrzebne, bym nie czuł się zbyt pewnie, zbyt pysznie.
Romans z komercją
Maciej Musiał w rozmowie z „Wprost” wyznał także, po co wziętemu aktorowi, jedynemu Polakowi z dwoma produkcjami Netflixa na koncie, telewizyjne gaże. – Żeby zarabiać pieniądze. To wszystko kosztuje, każda wersja scenariusza, każdy dzień na planie, który chce się kupić. Po Krakowie jestem pewien, że nie ma nic złego w komercji. Z czystym sumieniem będę prowadził dobre programy rozrywkowe, mogę robić reklamy, zdarza mi się prowadzić event. Moja amerykańska managerka pyta, o co chodzi w Polsce, skoro ja się wstydzę dodatkowych projektów. W Ameryce jest inaczej. Tam każde dobre komercyjne zlecenie jest powodem do zadowolenia.
„Być kimś innym”
W wywiadzie Musiał opowiedział też o tym, dlaczego zdecydował się na studia w szkole teatralnej. – Gdy szedłem do Krakowa, do szkoły teatralnej, byłem chłopcem z „Rodzinki.pl” (…). Za wszelką cenę chciałem coś zmienić, być kimś innym. Chciałem trafić w tygiel środowiska artystycznego. I dopiero gdy tam trafiłem zrozumiałem, że lubię swój romans z komercją. Udowodniłem, że można chodzić własnymi ścieżkami, przetarłem jakieś szlaki. Jako producent zrobiłem serial dla Netfliksa i w nim zagrałem, to coś, co nikomu wcześniej w Polsce się nie udało. Dziś czuję, że ludzie biorą moje pomysły na poważnie, słuchają mnie. Mój kolega nazywa to „merytologią”. Skończyłem jakiś projekt, więc dlaczego miałbym nie zrobić kolejnego. Mówią za mnie liczby, nie opowiadam już bajek, w które ktoś chce wierzyć, albo nie. Moja bajka już raz się spełniła. Dlatego ludzie chcą iść ze mną – stwierdził.
Pytany, czy Kraków go rozczarował, odparł: – W postlupowskich ruchach teatralnych i tzw. teatrze krytycznym przekonującym przekonanych, który stawia się wyżej intelektualnie i moralnie od widza, nie zobaczyłem nic, co by mnie porwało w kontekście dzisiejszego świata. Poza tym, w tym artystycznym świecie jest ogromna ilość hipokryzji, walki o wartości, a później ich łamania. Zawiodłem się. Dziś sztuki chcę szukać u młodych ludzi. Nowe pokolenie reżyserów teatralnych z naszej szkoły jest interesujące i inspirujące. Ale myślę, że jest jeszcze wiele murów do zburzenia.
Czytaj też:
Gortat wyszedł z premiery Wiedźmina. „Ktoś jest naprawdę niepoważny”
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.