Stadion w państwie

Stadion w państwie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Chcesz kupić broń (łącznie z izraelskimi uzi, niemieckimi MP-5, amerykańskimi Federal Parker czy rosyjskimi granatnikami przeciwpancernymi), zlecić zabójstwo, zorganizować przerzut nielegalnych imigrantów na Zachód albo napad na tira, załatwić hurtową dostawę narkotyków, a wreszcie kupić piracką płytę z muzyką lub oprogramowaniem komputerowym czy podrabianą odzież? Wybierz się na warszawski Stadion Dziesięciolecia. To największy przestępczy holding w Europie - legalna ekspozytura polskiego i międzynarodowego podziemia.

Wczasach PRL gromadziło się tu nierzadko nawet 100 tys. widzów, by dopingować narodową reprezentację piłkarzy albo Szurkowskiego czy Szozdę zwyciężających w Wyścigu Pokoju. Jako obiekt sportowy stadion jest martwy, lecz jako przedsiębiorstwo pozwala się utrzymać blisko 500 tys. osób w całej Polsce.
Policjanci z Centralnego Biura Śledczego szacują, że wartość nielegalnych transakcji zawieranych na stadionie przekracza 12 mld zł rocznie (3 mld USD). Wartość legalnego obrotu szacuje się dodatkowo na 5 mld zł rocznie. Pod względem przychodów stadion znalazł-by się więc na drugim miejscu listy największych polskich firm - po PKN Orlen (25 mld zł przychodu), a przed Telekomunikacją Polską SA (14,7 mld zł przychodu). Tyle że na przykład TP SA płaci ponad 2 mld zł podatku, natomiast wpływy miasta i skarbu państwa ze stadionu nie przekraczają 15 mln zł rocznie.

Jak kupowaliśmy pistolet maszynowy
Dotarcie do handlarza bronią zajęło nam piętnaście minut. Chcieliśmy nabyć specjalistyczny (używany przez służby specjalne) niemiecki pistolet automatyczny MP-5 oraz - rarytas na rynku - pistolet Automag Back Up, kal. 9 mm. Pierwszy "kontakt" przekazał nam znajomy Ormianin handlujący płytami. Powiedział, że mamy się powołać na "kuzyna Galoyana". Z następnym "kontaktem" umówiliśmy się dwie godziny później w barze przy ulicy Francuskiej. Miał przy sobie katalog broni i mały pistolet Astra A-100L Light Panther, który polecał jako "dyskretną nowość". Oferował nam także czeski materiał wybuchowy semtex (po 2,5 tys. zł za kilogram). Zamówioną broń obiecał dostarczyć w ciągu czterech dni. Automatyczny MP-5 miał kosztować 6,5 tys. zł, automag - 2,2 tys. zł. Nie chciał zaliczki. Powiedzieliśmy, że musimy się zastanowić nad ceną.

Zarząd międzynarodowy
Na warszawskim stadionie pracują "pod przykryciem" funkcjonariusze kilku służb: CBŚ, UOP, stołecznej policji, straży granicznej, policji skarbowej. - O wielu sprawach wiemy, wiele kontrolujemy. Ale od pewnego czasu nie jest to proste. Stadionem rządzi bowiem siedmioosobowy zarząd złożony wyłącznie z cudzoziemców. To bardzo utrudnia inwigilację - opowiada oficer Centralnego Biura Śledczego. Udało nam się ustalić nazwiska członków zarządu (przynajmniej takimi się posługują). Tworzą go Wietnamczyk Hieu Van Phau, Ormianin Garik Tachtadian, Ukrainiec Mykoła Pawliw, Rosjanin Jewgienij Muratow, Czeczen Szamir Aschanow, Bułgar Tomisław Rajczew oraz Gruzin Szota Mczeładze.
Swego przedstawiciela w zarządzie stadionu nie mają czarnoskórzy przybysze z Afryki (większość jest w naszym kraju legalnie). Nie udało im się do tej pory stworzyć żadnej zorganizowanej struktury. Są więc zatrudniani przez Wietnamczyków lub Ormian do handlu podrabianą odzieżą, sprzedają też rzeźby i obrazy reklamowane jako oryginalne dzieła sztuki afrykańskiej. W rzeczywistości te "dzieła sztuki" wytwarzane są na masową skalę na Ukrainie, Białorusi i w Polsce.
Tereny, na których położony jest Stadion Dziesięciolecia, należą do skarbu państwa. Ich zarządcą jest Centralny Ośrodek Sportu. Ten z kolei dzierżawi je firmie Damis, która zorganizowała tu Jarmark Europa - największy bazar w Europie. Stroną umowy jest też zarząd stołecznej dzielnicy Praga-Południe, gdzie znajduje się stadion (odmówiono nam udostępnienia umowy, powołując się na tajemnicę handlową). Formalnie władzę na stadionie sprawują policjanci z praskiego komisariatu i ochroniarze Damisu. W rzeczywistości to międzynarodowy zarząd ustala reguły jego funkcjonowania, m.in. pełni funkcję sądu, policji, urzędu skarbowego. Zarząd odpowiada za to, by panował tam spokój, by policja nie miała podstaw do wszczynania śledztw w sprawach kryminalnych. Największe problemy stwarza pod tym względem grupa ormiańska, trudniąca się najbardziej dochodowymi i niebezpiecznymi zajęciami. U nich można kupić broń i materiały wybuchowe, zlecić zabójstwo. Zarząd odzyskał kontrolę nad Ormianami dopiero po aresztowaniu gangstera posługującego się pseudonimem Said, podejrzewanego o zabójstwa swoich ziomków. Przypisuje mu się zamordowanie sześciu Ormian prowadzących interesy na stadionie: Gawleta M., Hayeka Z., Armena H., Kamalyna N., Anatolija Y., Oganesa M.

Polscy łącznicy
Zarząd płaci haracz praskim gangsterom - to swoisty podatek za możliwość działania na ich terenie. Jednym z nich był Krzysztof Krasnodębski, pseudonim Nastek, o którym głośno było przy okazji zabójstwa Jacka Dębskiego. Zarząd płaci też stałą sumę gangowi pruszkowskiemu (Jarosław Sokołowski, pseudonim Masa, świadek koronny w sprawie pruszkowskiej, twierdzi, że chodzi o kilka milionów dolarów rocznie).
Do 2000 r. nadzór nad stadionem sprawował gang z Wołomina, kierowany przez Henryka Niewiadomskiego, pseudonim Dziad. W tym celu "Wołomin" oddelegował grupę kierowaną przez Karola Sarnę, pseudonim Karol (obecnie znajduje się w areszcie pod zarzutem zlecenia kilku zabójstw). O grupie Karola głośno było już w 1996 r., kiedy w Terespolu doszło do strzelaniny, w której kilka osób zostało rannych. Poszło o prawa do konwojowania Rosjan i Białorusinów udających się na Stadion Dziesięciolecia. Po rozbiciu "Wołomina" międzynarodowy zarząd próbował się usamodzielnić, lecz przeszkodził w tym gang pruszkowski. Komando "Pruszkowa" pod dowództwem Mirosława Danielaka (pseudonim Malizna) i Andrzeja Zielińskiego (pseudonim Słowik) otoczyło zarząd podczas zebrania, wymuszając płacenie stałego podatku. Gwarancją przestrzegania umowy jest dla "Pruszkowa" zapis wideo, na którym widać twarze członków zarządu. Taśmę tę przechowuje ukrywający się za granicą Słowik.
Polskie grupy przestępcze współpracujące z zarządem stadionu prowadzą tu niektóre interesy. Chodzi przede wszystkim o handel towarami zdobytymi w napadach na prywatne posesje albo na tiry czy handel fałszywymi dokumentami. W ostatnich miesiącach policja zatrzymała handlarzy, którzy oferowali odzież i telefony komórkowe pochodzące właśnie z napadów na ciężarówki. - Część skradzionego towaru udało się odzyskać, ale zatrzymanym handlarzom zdołaliśmy udowodnić jedynie paserstwo - mówi podinspektor Jacek Wojciechowski, komendant komisariatu Warszawa Praga-Południe, nadzorującego pracę policjantów na Stadionie Dziesięciolecia.

Nadziemne centrum podziemia
Na stadionie tylko pozornie panuje chaos. Poszczególne sektory przypisane są odpowiednim grupom narodowościowym: sektorem północnym rządzą Wietnamczycy i Litwini, wschodnim - Czeczeni i Gruzini, południowym (od strony mostu Poniatowskiego) - Rosjanie i Ukraińcy. Koronę stadionu zdominowali Ormianie itd. Wzdłuż i wszerz sektorów działają grupy interesów odpowiadające za handel poszczególnymi artykułami: płytami, tekstyliami, obuwiem, sprzętem elektronicznym, alkoholem, papierosami itp. W poszczególnych sektorach działają przedstawiciele różnych nacji; haracz płacą szefowi własnej grupy, który rozlicza się potem z zarządem.
W sektorach narodowych działają łącznicy pośredniczący w kontraktach załatwianych poza stadionem. Najbardziej intratne interesy - handel bronią, narkotykami, przemyt na ogromną skalę, pranie brudnych pieniędzy, przemyt ludzi - praktycznie w całości kontrolują mafie działające w obrębie poszczególnych grup narodowościowych. - Najbardziej wpływowe i agresywne są ukraińska i ormiańska. Ostatnio rosną w siłę mafie rosyjska i czeczeńska - mówi oficer UOP pracujący w Zarządzie Ochrony Ekonomicznych Interesów Państwa.
Sam stadion jest tylko nadziemną ekspozyturą międzynarodowego podziemia. Zarząd przestrzega kilku żelaznych reguł, dzięki czemu teren jego działania postrzegany jest jako wielka hurtownia, a co najwyżej ogromny bazar. Oficjalnie na stadionie nie wolno - zarząd tego surowo przestrzega - rozprowadzać narkotyków ani posiadać broni. Wewnętrzna policja ustanowiona przez zarząd wyprowadza ze stadionu narkomanów przychodzących z miasta. Nie pozwala się też działać młodzieżowym subkulturom. Jedyną grupą z zewnątrz mającą układ z zarządem są kieszonkowcy - za możliwość działania płacą stały haracz.

Hurtownia środkowej Europy
Stadion Dziesięciolecia jest ściśle powiązany z kilkuset bazarami w całej Polsce. Największe z nich to: łódzki (na stadionie przy alei Unii), krakowski (tzw. tandeta w Płaszowie), katowicki (na Załężu), poznański (przy stadionie Warty), białostocki (przy ul. Kawaleryjskiej), lubelski (koło zamku), radomski (przy ul. Wernera), rzeszowski (przy ul. Dołowej), siedlecki (w Zbuczynie). Na największych bazarach w Polsce działają te same grupy narodowościowe co na Stadionie Dziesięciolecia, pracują tam też rezydenci zarządu stadionu.
Dzień pracy na stadionie zaczyna się i kończy w środku nocy. Kilkadziesiąt minut po 24.00 pojawiają się pierwsi handlarze - Rosjanie, Ukraińcy, Ormianie, Wietnamczycy - z wózkami załadowanymi towarem. Pod osłoną nocy łatwo przewieźć "trefny" towar, często poukrywany w najróżniejszych skrytkach w okolicach targowiska. W nocy finalizują też transakcje hurtowe handlarze z bazarów z całej Polski. Najpóźniej o drugiej wyjeżdżają już z Warszawy. Około trzeciej nad ranem zaczyna się prawdziwy najazd detalistów. Najpóźniej o siódmej otwierają swoje stragany ci, którzy wykupili stałe miejsca. Około trzynastej targowisko pustoszeje, jednak nie zamiera. Część handlarzy mieszka bowiem na stadionie. Późnym popołudniem kładą się spać, by po północy zacząć kolejny dzień.
Straż graniczna twierdzi, że trzy czwarte towarów sprzedawanych na koronie Stadionu Dziesięciolecia wcale nie pochodzi z przemytu, lecz powstaje w kraju, w nielegalnych fabryczkach. Część wyrobów, szczególnie tekstylia, przechodzi przez bazar w Tuszynie pod Łodzią. Tam przyjeżdżają po nie hurtownicy ze stadionu, którzy dopiero na przedmieściach Warszawy - w małych warsztatach - przyszywają metki markowych firm (w ten sposób ograniczają ryzyko wpadki z podróbkami na trasie). Także większość pirackich płyt muzycznych i z programami komputerowymi produkowana jest w Polsce i rozprowadzana przez obcokrajowców. Producenci tych towarów nie negocjują z poszczególnymi handlarzami, lecz z wysłannikami zarządu.

Qui prodest?
Jak to jest możliwe, że w środku Europy legalnie funkcjonuje gigantyczny przestępczy holding? - To pytanie nie do nas, tylko do władz stolicy i dzielnicy. Jeśli naprawdę uważają, że stadion to tylko wielki bazar, na którym handluje się podrabianymi płytami i towarami z przemytu, to w ogóle nie ma o czym mówić - zgodnie stwierdzają funkcjonariusze UOP i CBŚ. - Skoro coś takiego legalnie działa, staramy się mieć nad tym jakąkolwiek kontrolę. To łatwe na stadionie, ale bardzo trudne poza nim. Skąd bowiem wziąć agentów, którzy wtopią się w grupę ormiańską czy wietnamską i zdobędą takie zaufanie, by uczestniczyć w handlu bronią czy narkotykami? - pyta retorycznie oficer CBŚ. - Nasz człowiek, który wnika do takiej grupy, musi przecież znać przynajmniej dwa języki. Wiadomo, jak trudno znaleźć kogoś takiego. Dodatkowym utrudnieniem jest to, że na przykład Wietnamczycy z różnych części kraju mówią różnymi językami - dodaje nadkomisarz Paweł Biedziak, rzecznik komendanta głównego policji.
Problem rozwiązałaby likwidacja targowiska. - W tym miejscu powinien jak najszybciej powstać stadion narodo-wy. Robimy wszystko, by właśnie tak się stało - deklaruje Wojciech Kozak, wiceprezydent Warszawy. Podobne plany ma Centralny Ośrodek Sportu, który wypowiedział umowę Damisowi. Zgodnie z tą decyzją Jarmark Europa powinien zniknąć ze Stadionu Dziesięciolecia 31 grudnia tego roku. Damis nie zamierza się jednak wycofywać ze stadionu. - Władze dzielnicy uważają, że umowa dzierżawy wygasa 31 grudnia tego roku. Nasi prawnicy twierdzą, że rok później. Funkcjonowanie targowiska na stadionie wszystkim się opłaca: dzielnica i COS mają z tego niebagatelne zyski, a tysiące ludzi - zatrudnienie. Nie wierzę, by ktoś prowadził tu jakieś nielegalne interesy na masową skalę. Według naszych danych, 80 proc. obrotu to handel tekstyliami, a 15 proc. obuwiem - przekonuje Ryszard Rybakiewicz, dyrektor generalny Damisu.
Nawet gdyby rozwiązano umowę z Damisem, nie ma pieniędzy na rozpoczęcie jakichkolwiek prac. - Centralny Ośrodek Sportu i gmina będą jednak musiały przedłużyć umowę z Damisem, bo miasta nie można przecież pozbawiać niebagatelnych wpływów, nie proponując niczego w zamian - tłumaczy Wojciech Kozak. Budżet dzielnicy Praga-Południe stanowią w lwiej części dochody ze stadionu. - Rocznie z tytułu opłat targowych wpływa do naszej kasy około 11 mln zł. Aż 85 proc. tej kwoty to dochody ze Stadionu Dziesięciolecia. W tym roku zarobiliśmy z tego tytułu już prawie 4 mln zł - mówi Eugeniusz Dziekoński, rzecznik prasowy dzielnicy Praga-Południe.
- Zbyt wiele interesów wchodzi tu w grę, by problem stadionu można było rozwiązać decyzją władz samorządowych. Ale to może być test, w jakim stopniu mafia ma wpływ na decyzje administracyjne i organy ścigania w Polsce - uważa nasz informator z UOP.

Więcej możesz przeczytać w 24/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.