Do starć węgierskich nacjonalistów z policją doszło wieczorem w alei Gyuli Andrassyego w centrum Budapesztu - poinformowali świadkowie. Policjanci użyli gazu łzawiącego i armatek wodnych.
Jeden z granatów gazowych eksplodował w pobliskiej restauracji, zmuszając siedzących w niej klientów do ucieczki.
Szef kancelarii premiera Węgier Ferenca Gyurcsanya Gyorgy Szilvasy zapewnił jednak w rozmowie z węgierską telewizją, że jak na razie w zajściach na ulicach nikt poważnie nie ucierpiał.
Demonstracja liczyła około 3 tys. uczestników. Wielu zebranych miało zasłonięte twarze i rzucało kamieniami w kierunku kordonu policji. Tuż przy alei Andrassyego mieści się Narodowe Biuro Śledcze, gdzie w areszcie przetrzymywani są dwaj uczestnicy zeszłorocznych zamieszek. Demonstranci domagali się ich zwolnienia.
Tłum używając materiałów z pobliskiej budowy oraz przewracając budki telefoniczne wzniósł na ulicy barykady. Wokół płonęły kosze na śmieci i rozchodziły się obłoki niebieskiego dymu z policyjnych granatów. Starcia przeniosły się także w pobliże gmachu budapeszteńskiej opery oraz placu Ferenca Deaka.
Agencja MTI podała, że na rozpraszającą demonstrantów policję natarła inna kilkusetosobowa grupa, po czym odepchnięta przez funkcjonariuszy rozpierzchła się w bocznych ulicach. Policja trzykrotnie próbowała odpierać tłum.
Protestujący zaatakowali ponadto obecnych na miejscu dziennikarzy i fotografów. Odnieśli oni lekkie obrażenia.
Świadkowie informowali, że kilkuset demonstrantów ruszyło w kierunku parlamentu.
Na Węgrzech obchodzona była w czwartek rocznica wybuchu rewolucji antyhabsburskiej z 1848 roku. Wcześniej w Budapeszcie odbył się wiec opozycji z udziałem - według różnych źródeł - 100-200 tys. ludzi.
Wiec zorganizowała największa opozycyjna partia na Węgrzech - centroprawicowy Fidesz, protestując przeciwko rządom socjalistycznego premiera Ferenca Gyurcsanya. Uczestnicy manifestacji powiewali trójkolorowymi flagami narodowymi, wielu z nich trzymało tablice z nazwami miejscowości, z których przybyli.
Z obawy przed rozruchami władze w stolicy rozmieściły dodatkowe siły policyjne. Funkcjonariusze mówią, że są przygotowani na problemy, lecz nie spodziewają się powtórki z ubiegłorocznych zajść, gdy falę gwałtownych protestów wywołała ujawniona wypowiedź premiera Gyurcsanya, który przyznał się, że przed wyborami parlamentarnymi oszukiwał społeczeństwo, co do stanu gospodarki.
Węgierska policja podała, że w całym kraju do popołudnia odbyło się około 400 imprez upamiętniających rocznicę rewolucji. Większość z nich minęła spokojnie, doszło jedynie do kilku incydentów w Budapeszcie.
Tysiące przeciwników domagających się ustąpienia premiera Ferenca Gyurcsanya było obecnych wcześniej na świątecznej ceremonii z udziałem premiera i innych czołowych polityków. Przybyłego pod parlament, a później do Muzeum Narodowego szefa rządu, witały gwizdy i szyderstwa. Kilkaset osób krzyczało pod węgierskim parlamentem: "Odejdź, Gyurcsany" i "komunistyczna świnia".
Wygłaszający na nabrzeżu Dunaju przemówienie z okazji święta liberalny burmistrz Budapesztu Gabor Demszky musiał kryć się pod parasolami swoich ochroniarzy, gdyż rzucano w jego kierunku jajami i owocami.
Natomiast ultraprawicowa Węgierska Partia Sprawiedliwości i Życia (MIEP) na swą manifestację na Placu Bohaterów zaprosiła brytyjskiego historyka Davida Irvinga, znanego z negowania zagłady Żydów w czasie drugiej wojny światowej. W swej mowie do około 5 tysięcy węgierskich nacjonalistów porównał rząd premiera Gyurcsanya do komunistycznej dyktatury na Węgrzech z lat 50. XX wieku.
pap, ss, ab
Szef kancelarii premiera Węgier Ferenca Gyurcsanya Gyorgy Szilvasy zapewnił jednak w rozmowie z węgierską telewizją, że jak na razie w zajściach na ulicach nikt poważnie nie ucierpiał.
Demonstracja liczyła około 3 tys. uczestników. Wielu zebranych miało zasłonięte twarze i rzucało kamieniami w kierunku kordonu policji. Tuż przy alei Andrassyego mieści się Narodowe Biuro Śledcze, gdzie w areszcie przetrzymywani są dwaj uczestnicy zeszłorocznych zamieszek. Demonstranci domagali się ich zwolnienia.
Tłum używając materiałów z pobliskiej budowy oraz przewracając budki telefoniczne wzniósł na ulicy barykady. Wokół płonęły kosze na śmieci i rozchodziły się obłoki niebieskiego dymu z policyjnych granatów. Starcia przeniosły się także w pobliże gmachu budapeszteńskiej opery oraz placu Ferenca Deaka.
Agencja MTI podała, że na rozpraszającą demonstrantów policję natarła inna kilkusetosobowa grupa, po czym odepchnięta przez funkcjonariuszy rozpierzchła się w bocznych ulicach. Policja trzykrotnie próbowała odpierać tłum.
Protestujący zaatakowali ponadto obecnych na miejscu dziennikarzy i fotografów. Odnieśli oni lekkie obrażenia.
Świadkowie informowali, że kilkuset demonstrantów ruszyło w kierunku parlamentu.
Na Węgrzech obchodzona była w czwartek rocznica wybuchu rewolucji antyhabsburskiej z 1848 roku. Wcześniej w Budapeszcie odbył się wiec opozycji z udziałem - według różnych źródeł - 100-200 tys. ludzi.
Wiec zorganizowała największa opozycyjna partia na Węgrzech - centroprawicowy Fidesz, protestując przeciwko rządom socjalistycznego premiera Ferenca Gyurcsanya. Uczestnicy manifestacji powiewali trójkolorowymi flagami narodowymi, wielu z nich trzymało tablice z nazwami miejscowości, z których przybyli.
Z obawy przed rozruchami władze w stolicy rozmieściły dodatkowe siły policyjne. Funkcjonariusze mówią, że są przygotowani na problemy, lecz nie spodziewają się powtórki z ubiegłorocznych zajść, gdy falę gwałtownych protestów wywołała ujawniona wypowiedź premiera Gyurcsanya, który przyznał się, że przed wyborami parlamentarnymi oszukiwał społeczeństwo, co do stanu gospodarki.
Węgierska policja podała, że w całym kraju do popołudnia odbyło się około 400 imprez upamiętniających rocznicę rewolucji. Większość z nich minęła spokojnie, doszło jedynie do kilku incydentów w Budapeszcie.
Tysiące przeciwników domagających się ustąpienia premiera Ferenca Gyurcsanya było obecnych wcześniej na świątecznej ceremonii z udziałem premiera i innych czołowych polityków. Przybyłego pod parlament, a później do Muzeum Narodowego szefa rządu, witały gwizdy i szyderstwa. Kilkaset osób krzyczało pod węgierskim parlamentem: "Odejdź, Gyurcsany" i "komunistyczna świnia".
Wygłaszający na nabrzeżu Dunaju przemówienie z okazji święta liberalny burmistrz Budapesztu Gabor Demszky musiał kryć się pod parasolami swoich ochroniarzy, gdyż rzucano w jego kierunku jajami i owocami.
Natomiast ultraprawicowa Węgierska Partia Sprawiedliwości i Życia (MIEP) na swą manifestację na Placu Bohaterów zaprosiła brytyjskiego historyka Davida Irvinga, znanego z negowania zagłady Żydów w czasie drugiej wojny światowej. W swej mowie do około 5 tysięcy węgierskich nacjonalistów porównał rząd premiera Gyurcsanya do komunistycznej dyktatury na Węgrzech z lat 50. XX wieku.
pap, ss, ab