Paulina Socha-Jakubowska: Przez 14 dni będę zamknięta z dzieckiem w domu. Jak żyć?
Katarzyna Kalinowska: Na początek warto uzmysłowić sobie, że jako mama, czy tata, znaleźliśmy się w trudnej sytuacji. Bo musimy godzić jednocześnie kilka ról, i rodzica, i nauczyciela, i pracownika, do tego dochodzą obawy o to, co będzie w przyszłości, co z pracą, podatkami, ZUS-em, co z babcią, która czeka w domu na leki, co z zaplanowanym zabiegiem, który z powodu kwarantanny został odwołany. Od kilkunastu dni nasze życie wypełnione jest niepokojem i chaosem. Na domiar złego, nie mamy możliwości wyjścia, spotkania się ze znajomymi, odreagowania, za to rodzinne problemy widoczne są jak pod mikroskopem. Drobnostki mogą nas wyprowadzić z równowagi. Dlatego tak istotne jest, by pierwszym krokiem było uświadomienie sobie, z jaką sytuacją przyszło nam się mierzyć.
A potem?
Dajmy sobie czas, by pomyśleć, na czym nam najbardziej zależy, bo oczywiste jest, że nie da się jednocześnie pracować zawodowo, prowadzić domu, wypełniać dzieciom dni po brzegi zabawami.
Ustalmy więc, że najbardziej nam zależy na relacji z dziećmi. Na tym, by pandemia koronawirusa nie była dla nich traumą.
Jednym ze sposobów, by zadbać o tę relację jest wspólne zaplanowanie dnia. Pamiętajmy, by podejść do tego z pewnym elastycznym nastawieniem, może się przecież zdarzyć, że dziecko wstanie lewą nogą, a rodzic będzie musiał odbyć trudną rozmowę z szefem. I ta rozmowa wpłynie na jego nastrój. Może np. nie być skory do zabawy z kilkulatkiem i plan trzeba będzie zmodyfikować.
Wyobraźmy sobie, że plan dnia jest układanką rodzinną, która regulowana szkołą, czy pracą rzadko ulega zmianie. A sytuacja z koronawirusem sprawiła, że ta układanka się rozpadła. Potrzeba czasu, by ułożyć ją na nowo.
Zakładam, że odtworzenie jej w tej samej formie, w czasie pandemii, jest niemożliwe. Tak samo, jak sztywne trzymanie się ram, tego, że np. w normalnych warunkach moje dziecko może oglądać bajki 20 minut dziennie.
Dokładnie. Nagle może się okazać, że to bajki pomagają dzieciom rozładowywać napięcie, albo, że ich wspólne oglądanie poprawia wszystkim humor. Poza tym dla wielu rodziców to właśnie bajki mogą być wybawieniem, gdy trzeba zrobić coś szybko do pracy, lub odbyć poważną rozmowę telefoniczną.
To samo dotyczy podejścia do smartfona, a raczej czasu, który nastolatki spędzają w sieci. Przecież dzisiaj telefon jest jedynym łącznikiem nastolatka ze znajomymi. Zabieranie telefonu, czy reglamentowanie czasu, to dokładanie i dziecku, i sobie napięcia.
Poza tym, gdyby nas wszystkich dzisiaj odciąć od internetu, czas spędzony w izolacji pogłębiłby tylko poczucie osamotnienia i niepokój.
Czyli mamy włączyć rodzinnie tryb „ratuj się kto może”?
Może być tak, że trzymanie się planu sprzed czasu koronawirusa daje nam poczucie bezpieczeństwa. Jeśli to służy nam i naszym bliskim, to jest ok. Ale jeśli koszty utrzymania tego planu dnia są za duże, dzieci nam to pokazują, może warto odpuścić.
Nie chodzi jednak o to, by dziś była wolna amerykanka. Chodzi o to, byśmy byli otwarci na zmiany. Nie czekajmy na powrót do tego, co było przed koronawirusem, do starego życia, bo może się okazać, że starego życia już nie będzie. Trzeba żyć tu i teraz.
Poproszę o jakiś patent na to, jak w tym nowym życiu się odnaleźć.
Jeżeli rodzic z tyłu głowy ma, że musi coś koniecznie zaproponować dziecku, bo popracował, a ono w tym czasie oglądało telewizję, a jednocześnie rodzic ten wie, że nie jest na to gotowy, bo wyczerpała go praca, to najlepiej by jednak chwilę odpoczął. A potem, zamiast od razu wchodzić w buty animatora, można np. poprosić dziecko, by pomogło nam załadować pranie do pralki, nakryć do stołu, zaangażować je w zadania dnia codziennego. Bo to zwykle są rzeczy, które rodzice biorą na siebie myśląc, że szybciej, sprawniej je ogarną.
Zwykle, czyli przed koronawirusem?
Tak. Tymczasem dla dzieci takie pomaganie może być frajdą.
A potem można już realizować zalecenia internetowych pedagogów, psychologów, ludzi od animacji i fundować zabawę za zabawą.
Niekoniecznie. Mnóstwo pomysłów podrzucanych jest teraz rodzicom w internecie. Z jednej strony to może być inspiracja, ale z drugiej to także wielkie obciążenie. Rodzice mogą poczuć się przytłoczeni, bo np. naprawdę nie mają ochoty na zabawę, bo woleliby schować się w szafie i odciąć od wszystkiego. Warto sprawdzać ze sobą, czy na ten moment te inspiracje nas wspierają, czy dokładają nam napięcia.
Ale wtedy pada słynne „nudzi mi się” i dziecko robiące oczy kota ze Shreka prosi nas o wybawienie z tej nudy.
Wtedy można zadać pytanie, co chciałoby porobić, można postawić na jego kreatywność. Albo ponudzić się przez moment razem z nim. Potrzebujemy bowiem takiej chwili wyciszenia, by wpadać na nowe pomysły. Naprawdę nie chodzi przecież o to, by dziecko non stop zabawiać, podrzucać jakieś rozwiązania, linki, kolorowanki, włączać YouTube z filmikami edukacyjnymi, albo ćwiczeniami jogi dla dzieci, czy też instruktażem, jak z kilku kresek narysować zwierzątko.
Ważne jest to, by zwracać uwagę na komunikaty dziecka. Może dla niego fajniejsze będzie przykrycie kocem czterech krzeseł i pobawienie się w biwak, niż nasze zabawy edukacyjne wyłowione z sieci.
Poza tym pamiętajmy, że dzieci uczą się cały czas, i wtedy, gdy studiują obcy język, i wtedy, gdy wlewają wodę do mąki i pomagają nam zrobić ciasto na pierogi.
Dlatego powtórzę to raz jeszcze: dorośli muszą zdjąć z siebie ciężar łączenia wszystkich ról jednocześnie, powinni też dać odsapnąć i sobie, i dzieciom.
Nie chodzi o to, by wypełniać dziecku cały dzień coraz to nowszymi pomysłami na zabawy. Gdybyśmy, jako rodzice, chcieli skorzystać ze wszystkim propozycji zabaw i edukacyjnych aktywności dla dzieci, które można dziś znaleźć w internecie, musielibyśmy mieć do czynienia nie tylko z pandemią koronawirusa, ale też stać się nieśmiertelnymi.
Widzi pani jakieś plusy, pozytywy koronawirusowej kwarantanny?
Nie musimy na 8 pędzić z dziećmi do szkoły, o 9 odbijać karty w pracy. Mamy w końcu czas, by zainteresować się, w co gra moje dziecko, usiąść przy 5-latce, która ogląda bajki na tablecie. Nie mamy presji, że lekcje, obiad, dentysta, ćwiczenia. Możemy dać się zaprosić do świata swojego dziecka i dziecko zaprosić do siebie. Mamy okazję, by skupić się na tym, co najważniejsze - na relacji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.