W poniedziałek 6 kwietnia Prawo i Sprawiedliwość w błyskawicznym tempie przegłosowało ustawę, która umożliwi na przeprowadzenie najbliższych wyborów prezydenckich całkowicie korespondencyjnie. Ustawa zawiera wiele rozwiązań, które są kontrowersyjne albo technicznie trudne do przeprowadzenia.
Tego samego dnia późnym wieczorem do Sejmu wpłynął projekt zmiany konstytucji napisany przez posłów Porozumienia, ale podpisany również przez wielu posłów PiS, w tym Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego. Projekt zakłada systemowe przedłużenie kadencji prezydenta do 7 lat, równocześnie ograniczając liczbę kadencji do jednej. Zmiany mają dotyczyć również kadencji obecnego prezydenta.
W ten sposób Andrzej Duda nie mógłby startować w kolejnych wyborach, które odbyłyby się za dwa lata, a i on, i kolejni wybrani prezydenci, pełniliby swoją funkcję przez 7 lat.
Wszystko zdecyduje się 7 maja?
Ze względu na narzucone w konstytucji terminy, projekt zmian może być rozpatrywany dopiero 30 dni od daty złożenia. 30 dni to również czas, który ma Senat na przedstawienie poprawek do projektu ustawy o korespondencyjnym głosowaniu lub ewentualne weto. Mając na uwadze poprzednie głosowania, można założyć z dużym prawdopodobieństwem, że wszystkie poprawki opozycji złożone w Senacie zostaną odrzucone, gdy ustawa trafi z powrotem do Sejmu.
Obie sprawy mogą zostać rozpatrzone na jednym posiedzeniu Sejmu, które prawdopodobnie odbędzie się w okolicy 7 maja. Warto tu również zaznaczyć, że zgodnie z przegłosowaną ustawą o wyborach korespondencyjnych, wybory mogą być przesunięte przez marszałek Sejmu na ostatni konstytucyjny termin, czyli 17 maja. Jednak to może się stać dopiero po wejściu w życie tej ustawy, a więc prawdopodobnie na parę dni przed obecnym terminem wyborów.
Porozumienie, a za nim posłowie PiS-u, już od kilku dni przekonują, że jedynym konstytucyjnym sposobem, żeby wybory nie odbyły się 10 maja, są przedstawione zmiany w konstytucji. Przy takim postawieniu sprawy naiwnym byłoby oczekiwanie, że rząd ogłosi stan klęski żywiołowej, który „automatycznie” przesunąłby wybory o 90 dni od jego zakończenia.
We wtorek 7 kwietnia rano złożono też projekt zmian w regulaminie Sejmu, który umożliwi błyskawiczną pracę nad złożonym projektem zmian w konstytucji.
W tej sytuacji na posiedzeniu w okolicach 7 maja opozycja może zostać postawiona przed dylematem – albo poprze zmianę konstytucji w Sejmie i w kolejnych dniach poprze ją w Senacie, albo rząd przeprowadzi korespondencyjne wybory 10 lub 17 maja.
Żeby zmiany w konstytucji zostały uchwalone, potrzebna jest większość co najmniej 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Następnie Senat musi takie same zmiany (nie ma możliwości zgłoszenia poprawek) przegłosować bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów.
Obecnie w Sejmie PiS ma 235 posłów, Koalicja Obywatelska – 134, Lewica – 49, PSL-Kukiz’15 – 30, a Konfederacja – 11. Jest jeszcze jeden poseł mniejszości niemieckiej. Jeśli wszyscy posłowie wezmą udział w głosowaniu, Porozumienie i PiS musiałyby przekonać przynajmniej 72 posłów opozycji do głosowania za projektem.
Ale możliwych scenariuszy jest więcej. Można na przykład wyobrazić sobie, że cześć posłów opozycji uda się przekonać nie do poparcia projektu, ale do opuszczenia udziału w głosowaniu, co również mogłoby skutkować uchwaleniem zmian.
Zmiany musiałby również poprzeć Senat, w którym obecnie większość ma opozycja, ale tutaj wystarczyłoby, żeby PiS przekonał do poparcia projektu 3 senatorów.
Jeśli Senat przegłosuje zmianę konstytucji to prezydent Duda musi ją podpisać. Co prawda ma na to 21 dni, co może być problemem, gdyby nie chciał tego zrobić szybko, w sytuacji, kiedy wybory miałyby się odbyć za kilka dni. Jednak trudno sobie wyobrazić, żeby przy tak postawionej sprawie prezydent stanął przeciwko partii rządzącej i całemu aparatowi państwa, który takie wybory ma przeprowadzić.
Wybory korespondencyjne czy dłuższa kadencja prezydenta?
Oczywiście nasuwa się pytanie, czy w kontekście czysto politycznym dla PiS-u nie byłoby lepiej 17 maja przeprowadzić wyborów korespondencyjnych, w których sondaże wskazują na wygraną prezydenta Dudy nawet w pierwszej turze. Jednak przy niskiej frekwencji i możliwych zawirowaniach technicznych pojawiłyby się problemy z wiarygodnością takich wyborów i legitymacją wybranego w taki sposób prezydenta.
Ponadto sytuacja w Polsce może zmieniać się w ciągu najbliższych dni, a za tym mogą pójść zmiany poparcia dla prezydenta. W takim wypadku przedłużenie kadencji mogłoby się okazać lepszym rozwiązaniem dla rządzących.
Ale dlaczego takie rozwiązanie miałaby poprzeć opozycja? W końcu wybory korespondencyjne mogą być dla niej szansą udowodnia słabości organizacyjnej rządu i podstawą podważania legalności wyboru prezydenta przez kolejne pięć lat. Z drugiej jednak strony sondażowe szanse na wygraną w tych wyborach są niewielkie, a mimo podważania od lat legalności m.in. Trybunału Konstytucyjnego, Trybunał faktycznie działa i wydaje wyroki, więc można uznać, że takie rozwiązanie jest nieskuteczne.
W takiej sytuacji również dla opozycji wybory za dwa lata, w których nie będzie mógł wystartować Andrzej Duda mogą się wydać nie tak złą alternatywą. Zwłaszcza jeśli decyzję trzeba będzie podjąć w sytuacji, w której za kilka dni będą miały odbyć się wybory korespondencyjne.
Poseł Porozumienia potwierdza scenariusz
Jeszcze wczoraj taki scenariusz mógłby być rozpatrywany w ramach political fiction. Dziś jednak w podobny sposób wypowiedział się na antenie TVN24 wiceminister i ważny poseł Porozumienia Kamil Bortniczuk. To on jest przedstawicielem wnioskodawców w sprawie zmian regulaminu Sejmu, które mają umożliwić szybkie głosowanie nad zmianą konstytucji.
Bortniczuk przekonywał też, że tylko zmiana konstytucji pozwoli na przesunięcie wyborów, bo decyzja o wprowadzeniu stanu nadzwyczajnego zależy wyłącznie od rządu. – My jako politycy, jako posłowie mamy jedno narzędzie, żeby wyborów w maju nie było, ponieważ wybory w maju są skutecznie prawnie ogłoszone. Alternatywą do wyborów korespondencyjnych, niezależnie od potencjalnych problemów organizacyjnych bezpieczniejszych niż wybory klasyczne, są wybory klasyczne – mówił.
Poseł Porozumienia pytany przez Monikę Olejnik o posiedzenie Sejmu w okolicach 7 maja przyznał, że projekt ustawy korespondencyjnej prawdopodobnie wróci z Senatu po 30 dniach i wtedy będzie rozpatrywany. Potwierdził też scenariusz na przeprowadzenie zmian w konstytucji. – Otrzymaliśmy pełne poparcie PiS w zakresie poprawki do konstytucji. Mamy tam podpisy również osobiście Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego z bardzo wyraźnym sygnałem i deklaracją, że klub PiS poprze te zmiany w konstytucji. Dzisiaj potrzeba 72 głosów, odpowiedzialnych głosów opozycji do tego, aby zmienić konstytucję, aby wyborów nie było 10 maja i to jest jedyne narzędzie, które dzisiaj my wszyscy mamy w rękach – podkreślił Bortniczuk.
Dodatkowo poseł Porozumienia przyznał, że Jarosław Gowin po to zrezygnował ze stanowiska wicepremiera, żeby cały swój czas poświecić na prowadzenie rozmów z posłami opozycji i przekonywać ją do poparcia projektu zmian w konstytucji. Bortniczuk stwierdził też, że pierwsze rozmowy z opozycją zostały już podjęte.
Bortniczuk przyznał również na antenie TVN24, że Porozumienie zgodziło się, żeby posłowie tej partii, u których występował duży konflikt sumienia w związku z głosowaniem w sprawie wyborów korespondencyjnych głosowali w opozycji do PiS-u, a „rozkład głosów posłów Porozumienia był ściśle ustalony przez Jarosława Gowina”.
– Te osoby, którym sumienie w sposób szczególny nie pozwalało zagłosować inaczej, dostały od nas zielone światło kolegialnie, żeby się inaczej zachować – mówił poseł Porozumienia. – Jednocześnie w odpowiedzialności za stabilność rządu, ponieważ nie możemy doprowadzić do tego, żeby w dobie kryzysu zdrowotnego, w przeddzień kryzysu gospodarczego, pozwolić sobie jeszcze na kryzys polityczny, paraliż rządu, zagłosowaliśmy odpowiedzialnie, czasami wbrew własnemu sumieniu, często wbrew własnym deklaracjom, tak jak ja osobiście. Po to, aby rząd dysponował stabilną większością i stabilnym poparciem w Sejmie, aby nie doprowadzać do kryzysu politycznego – podkreślił.
Czytaj też:
Gowin podaje się do dymisji, co z wyborami? Prof. Chwedoruk: Kuriozum prawne i polityczne