Paryż za zamkniętymi drzwiami

Paryż za zamkniętymi drzwiami

Dodano:   /  Zmieniono: 
Francją wstrząsnęły afery korupcyjne


Prezydent Chirac ma kłopoty, ma je też kilku byłych ministrów. Może je mieć cały establishment - sugeruje jeden z bohaterów afery korupcyjnej w koncernie Elf, jego były prezes Loik Le Floch-Prigent. Wezwał on polityków, by "przestali się zachowywać jak obrońcy cnoty", bo "nie ma wśród nich ani jednego, który by nie przyjmował łapówek, nie był fikcyjnie zatrudniony w jakiejś firmie, nie załatwił fikcyjnej posady dla kogoś z bliskich lub nie wiedział o takich praktykach".

Według OECD, na świecie na łapówki wydaje się rocznie 70 mld USD. W tym kontekście pieniądze, o jakich mówi się przy ujawnianiu afer we Francji, mogą się wydać skromne. Nie chodzi jednak o wielkość sum, lecz o szok, jakiego doznała francuska opinia publiczna. Wrażenia gigantycznego skandalu nie umniejsza fakt, że afery korupcyjne we Francji wybuchały jeszcze za monarchii, a nadejście republiki nie stanowiło w tej dziedzinie przełomu. Pieniądze publiczne na cele prywatne wydawali m.in. Danton i Talleyrand. W kampanii wyborczej 1877 r. Alphonse de Rothschild finansował nielegalnie partie konserwatywne - za co zresztą przyznano mu później Legię Honorową. Afer o podłożu korupcyjnym nie brakowało także za de Gaulle’a, Pompidou, Giscarda d’Estaing, Mitterranda czy wreszcie Chiraca.

Koniec złotej wolności
Cóż jednak spowodowało, że - z jednej strony - spada zaufanie do uczciwości klasy politycznej, a z drugiej - politycy poczuli się na tyle zagrożeni, że podnoszą krzyk, zarzucając sędziom, iż uwzięli się na nich? Po pierwsze, unowocześniono metody ścigania, co dało większą swobodę działania sędziom śledczym i mediom. Teraz obywatele widzą nie tylko pojedyncze nadużycia, ale całą sieć powiązań między nimi. Francuzi wyciągają więc wniosek, że malwersacje i korupcja to niemal reguła działania polityków i powiązanych z nimi firm.
Poza tym postępowania karne i dociekliwość mediów zaczynają sięgać najwyższych szczebli władzy państwowej. Zarzuty łapówkarstwa lub korupcji postawiono trzem byłym ministrom i byłemu prezesowi Rady Konstytucyjnej (piąta osoba w hierarchii państwowej). Były minister spraw zagranicznych Roland Dumas został skazany na pół roku więzienia (plus 1,5 roku w zawieszeniu) i wysoką grzywnę za nadużycia popełnione w firmie Elf. Dumas odwołał się, więc wyrok nie jest prawomocny, ale jest to niewątpliwie koniec jego kariery politycznej.
Wszyscy wymienieni politycy są "byli", bo w związku z aferami musieli ustąpić ze stanowisk. Prezydent Chirac unika podobnego losu tylko dlatego, że w czasie sprawowania urzędu chroni go immunitet, i dwaj kolejni sędziowie śledczy byli zmuszeni uznać, że "brak im kompetencji" do ścigania go. Obaj orzekli jednak, że w prowadzonych przez nich śledztwach można znaleźć poważne podstawy, by takie działanie podjąć.

Oskarżenie zza grobu
Podejrzenia dotyczące Chiraca sięgają okresu, kiedy był merem Paryża i przewodniczącym neogaullistowskiej partii RPR. Mogą mu zostać postawione zarzuty bezpośredniego udziału lub przynajmniej przyzwalania na nielegalne finansowanie RPR. Dotyczy to także fikcyjnego zatrudniania pracowników tej partii z wykorzystaniem funduszy paryskiego merostwa i podległego mu biura mieszkań komunalnych. Sytuację prezydenta pogorszyło ujawnienie przez media kasety wideo, którą nagrał przed śmiercią Jean-Claude Méry, biznesmen związany z RPR i zajmujący się m.in. zbieraniem dla tej partii "lewych" pieniędzy, przez co i on sam miał poważne kłopoty z wymiarem sprawiedliwości. Méry szczegółowo opowiedział, jak w obecności Chiraca przekazał 5 mln franków (w gotówce) szefowi jego gabinetu, z przeznaczeniem dla RPR. Miały to być pieniądze pochodzące z podziału "doli" wpłacanej przez firmy na rzecz ugrupowań politycznych w zamian za przydział zamówień publicznych. Partia RPR dostawała najwięcej, bo była w Paryżu najsilniejsza, ale swoją część otrzymały także inne partie, z socjalistyczną i komunistyczną włącznie. Chirac wszystkiemu zaprzecza, a kaseta Méry’ego nie może być wykorzystana jako dowód w sądzie. Sytuacja ta nie jest jednak korzystna dla prezydenta rok przed wyborami, w których ma zamiar się ubiegać o przedłużenie kadencji na następne pięć lat.
Konstytucyjny immunitet wyklucza stawienie się Chiraca na wezwanie sędziego śledczego w charakterze podejrzanego. Prezydent odmówił jednak także stawienia się w charakterze świadka - co już jest mniej zrozumiałe. Po pierwsze, konstytucjonaliści mają w tej kwestii podzielone zdania, po drugie - historia Francji zna już wypadki składania przez prezydentów zeznań jako świadkowie. Uważa się jednak, że sędzia śledczy chciał wezwać Chiraca jako świadka po to, by zmusić go do samooskarżenia.

Tarcza immunitetu
Dla szefa państwa francuskiego nie ma w tej chwili dobrego wyjścia z sytuacji. Upierając się przy zaprzeczaniu wszystkiemu i konsekwentnym odmawianiu jakichkolwiek kontaktów z organami wymiaru sprawiedliwości, może uniknąć ścigania w czasie sprawowania urzędu - ale nawet to nie jest pewne. Socjalistyczny deputowany Arnaud Montebourg prowadzi kampanię na rzecz przyjęcia przez parlament rezolucji o postawieniu prezydenta przed Najwyższym Trybunałem Sprawiedliwości - jedyną instancją mogącą sądzić głowę państwa. Do powołania parlamentarnej komisji dochodzeniowej potrzeba 58 podpisów. Do 31 maja zebrał ich 30. Nawet jeśli zbierze wszystkie, procedura nie zostanie chyba uruchomiona, bo żadne ugrupowanie w parlamencie nie jest tym zainteresowane.
Z kasety Méry’ego wynikało, że z systemu stosowanego w paryskim merostwie korzystały także partie lewicowe, więc brnięcie dalej mogłoby się okazać krępujące dla obecnej koalicji. Montebourg nie ma poparcia nawet we własnym obozie. Argument socjalistów jest też przekonujący: dobieranie się do skóry prezydentowi rok przed wyborami mogłoby być odebrane przez opinię publiczną jako politykierstwo. O ile więc - w sensie prawnym - Jacques Chirac może na razie czuć się bezpiecznie, o tyle politycznie historia ta może go drogo kosztować. Jeśli zacznie odpowiadać na pytania sędziów lub parlamentu, trudno mu będzie się wymigać od odpowiedzialności za to, co się działo za jego rządów w merostwie Paryża i partii RPR. Jeśli nadal będzie milczeć, powstanie wrażenie, że przed tą odpowiedzialnością chce uciec, a władze ustawodawcze i sądownicze kraju traktuje z pogardą. Jedno i drugie, umiejętnie wykorzystane przez przeciwników, stwarza ryzyko politycznej ruiny. Prezydent może liczyć tylko na jedno: na zbanalizowanie afer korupcyjnych w oczach opinii publicznej i spadek wiarygodności wymiaru sprawiedliwości.

Francuskie matrioszki
Nie byłoby to dobre dla państwa, ale dobre dla tych polityków, którzy z obecnej sytuacji czerpali i czerpią korzyści. Wystarczy się przyjrzeć tylko liczbie, zakresowi i stopniowi skomplikowania nagłośnionych publicznie afer, by uświadomić sobie, że zręczne nimi sterowanie może doprowadzić do powstania opinii, że sędziowie czepiają się polityków zbyt często. Można się też tak pogubić w gąszczu tych spraw, że ich śledzenie staje się po prostu nudne. Poza tym, jeśli wszyscy tak robili, to zajmowanie się tym nie ma sensu: wszystkich i tak nie wsadzimy do więzienia. A jeśli nie wsadzimy wszystkich, to z jakiej racji zajmować się tylko niektórymi? Francuska prasa pisze obecnie - oprócz spraw wokół merostwa Paryża i RPR - o trzech głównych aferach z udziałem wysoko postawionych polityków. Są one tak rozgałęzione, że można mówić o serii afer skonstruowanych na zasadzie rosyjskich matrioszek: jak otworzysz jedną, widzisz w środku następną, i tak dalej. Głównym bohaterem afery koncernu Elf jest na razie Roland Dumas, ale prawdopodobnie "umoczone" jest szersze grono polityków, i to z rozmaitych obozów. Druga afera dotyczy przemytu broni i sprzętu wojskowego do Afryki. Jest w nią zamieszany m.in. Jean-Christophe Mitterrand, syn i zarazem jeden z najbliższych współpracowników byłego prezydenta w Pałacu Elizejskim. Trzecia z wielkich afer obraca się wokół wykorzystywania systemu ubezpieczeń zdrowotnych dla studentów do finansowania potrzeb ugrupowań politycznych i ich działaczy. W tym wypadku kłopoty ma m.in. były minister gospodarki i finansów Dominique Strauss-Kahn. Niektóre nazwiska wracają w różnych konstelacjach w kilku aferach. Dotyczy to byłego ministra spraw wewnętrznych Charles’a Pasqua i kilku osób z jego najbliższego otoczenia. Rozeznanie się we wszystkich powiązaniach tych afer nie jest łatwe i może wymagać wielu lat. W tym czasie uwaga społeczna i panujące wokół nich napięcie może spaść.
Mit o bezkarności polityków zachwiał się w posadach, ale jeszcze nie został obalony. Sprzymierzeńcem winowajców może się okazać czas i - paradoksalnie - mnożenie kolejnych ujawnianych afer. Sędziowie i prasa muszą się wykazywać zręcznością, by uniknąć wrażenia tonięcia w masie drugorzędnych szczegółów. Jak jednak w państwie prawa przetrącić kręgosłup korupcji i rozszyfrować jej główne mechanizmy bez szczegółowego postępowania prawnego? W tej dziedzinie droga na skróty zwykle okazuje się niebezpieczna dla demokracji.


Więcej możesz przeczytać w 24/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.