Giesecke został poproszony o ocenę polskiej strategii walki z koronawirusem. Powiedział, że była ona bardziej ryzykowna od tej przyjętej w Szwecji. To interesujący pogląd, ponieważ w tym kraju obostrzenia oceniane są jako łagodne, przynajmniej na tle innych państw. W Szwecji nadal mogą spotykać się grupy liczące mniej niż 50 osób, dzieci wciąż chodzą do szkół i przedszkoli, a lokale gastronomiczne pozostają otwarte.
Szwedzki epidemiolog uważa, że większym zagrożeniem jest wprowadzanie drakońskich ograniczeń, takich jak np. w Polsce. Problemów spodziewa się nie od razu, lecz w kolejnych latach. Zwrócił uwagę, że nie ma naukowych podstaw do takich działań, ani dowodów na skuteczność tej taktyki. Jego zdaniem kraje stosujące lockdown będą musiały w końcu luzować ograniczenia, co sprawi, ze ich obywatele i tak będą umierać na COVID-19, tylko później.
Jak podkreślał Giesecke, Szwecja osiągnęła już szczyt pandemii, a na niektórych oddziałach zakaźnych znaleźć można wolne łóżka. Szacuje, iż z koronawirusem jego kraj upora się do końca roku. Nie daje takich nadziei obywatelom innych państw. Jego zdaniem lockdown jedynie wydłuży czas trwania pandemii. Stwierdził, że zamykanie kraju miało sens we Włoszech, które były nieprzygotowane. Dodał, iż Szwecja po prostu w ciągu trzech tygodni potroiła możliwości oddziałów intensywnej terapii. Jego zdaniem Polska może zrobić to samo.
Czytaj też:
Koronawirus. Co się stanie, jeśli naukowcy nigdy nie opracują szczepionki?Czytaj też:
189 nowych przypadków koronawirusa w Polsce. Nie żyje 39-letnia kobietaCzytaj też:
Koronawirus był we Francji już w grudniu. Pacjentka nie wie, jak się zaraziła. Nie podróżowała