Magdalena Frindt, Wprost.pl: W związku z ustalaniem terminu wyborów prezydenckich w dobie pandemii koronawirusa, pojawiały się spekulacje o możliwym rozpadzie Zjednoczonej Prawicy, ale ostatecznie został zawarty pewien kompromis. Kto w tej układance miał mocniejsze karty – Jarosław Kaczyński czy Jarosław Gowin?
Dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz, politolog z UW: Nie widzę kompromisu, dlatego że Jarosław Gowin i jego partia wycofali się ze swoich różnych postulatów. Natomiast prezes Kaczyński obiecał: „będziemy pracować nad nowymi rozwiązaniami”. Ile warte są w polityce takie obietnice, to wszyscy wiemy i jak sądzę niespecjalnie się zdziwimy, jak okaże się, że jeśli tam były jakieś dopracowania, to czysto kosmetyczne. A co ważne dla wszystkich, łącznie z Sasinem i premierem – było już jasne kilka dni temu, że nie dadzą rady (przeprowadzić wyborów prezydenckich – red.), że poczta się nie wyrobi z rozniesieniem formularzy wyborczych, że nie jest jasne kto będzie liczył głosy, w jaki sposób i kto to będzie zabezpieczał. A o to wszystko przecież będzie ustami opozycji cała Polska pytać, nawet zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości, którzy chcieliby wiedzieć, kto z urn wyjmował karty, kto liczył głosy i czy aby dobrze je policzył. Było widać, że władze nie wyrobiły się organizacyjnie.
A jeśli chodzi o pytanie co tam w środku na prawicy – na razie jedna zwarta pięść, a że tam są zwarcia – zawsze są jakieś, zwłaszcza w momentach tak newralgicznych jak dzisiaj. Proszę zauważyć – mamy pandemię, mamy kryzys gospodarczy i do tego nam się jeszcze przyplątał kryzys polityczny. Rzeczywiście jest bałagan i będzie go trzeba porządkować długo. Mam wrażenie, że to, że „nie przeze mnie, bo myśmy chcieli” – jest bardzo wygodnym dla prezesa Kaczyńskiego opowiedzeniem elektoratowi, dlaczego wybory nie odbędą się w najbliższą niedzielę.
Co w tej sytuacji ugrał Jarosław Gowin?
Co ugrał Gowin? Nie wiem. Może to, że go nie wyrzucą z tej prawicowej koalicji. I jeszcze jedna uwaga – Prawo i Sprawiedliwość, jak sądzę, nie chce przyspieszonych wyborów parlamentarnych, bo dużo władze mają na głowie, w końcu oni rządzą, są trzy kryzysy, ale gdyby do tego doszło, to dzisiaj wszystkie sondaże zgodnie pokazują – PiS by te wybory wygrał. Co do tego wątpliwości nie ma chyba nikt. Niezależnie od tego, czy to się podoba, czy mniej podoba. Więc grożenie Kaczyńskiemu wyjściem z koalicji i przyspieszonymi wyborami, które oni by wtedy ewidentnie zarządzili, to żadna groźba.
Jarosław Gowin na konferencji prasowej powiedział, że wybory prezydenckie na pewno nie odbędą się w maju. Który z kandydatów może najbardziej skorzystać na ich przesunięciu?
To zależy jak daleko będą przesunięte, bo im dłużej poczekamy, tym większe ryzyko dla obecnego prezydenta, że jednak będzie druga tura, że on w pierwszej nie wygra. Natomiast, kto może zyskać? Trzeba powiedzieć, że niektórzy kontrkandydaci wyrabiają się świetnie. Kosiniak-Kamysz zyskuje, ba – gdyby była druga tura, to przecież zyskał już nawet poparcie i byłego prezydenta Kwaśniewskiego, i Donalda Tuska – tak na dobrą sprawę półgębkiem, a gdyby doszło do drugiej tury, to już pewnie „pełną gębą”, że tak powiem. Wyrabia się świetnie.
Widać jeszcze jedno – bo to nie w kandydacie rzecz, moim zdaniem. Widać zmęczenie Polaków sytuacją i stąd zyskuje kandydat niezależny Szymon Hołownia, dodajmy – świetnie obeznany z mediami. On umie wizerunkowo rozgrywać wystąpienia. I będzie zyskiwał dalej, gdyby weszła normalna kampania wyborcza, która by pokazała nam wszystkich kandydatów z bliska.
Kampania będzie prowadzona w dalszym ciągu pod dyktando koronawirusa. Kandydaci opozycyjni narzekali, że w obecnych warunkach nie są w stanie zaprezentować się w pełni wyborcom. Czy można się teraz spodziewać zmian w ich działaniach, w sposobie komunikowania?
Oby się okazało, że możemy. To nie jest tak, że nie są w stanie, bo np. Telewizja Publiczna – publiczna powtarzam, za nasze pieniądze funkcjonująca i dodatkowe dwa miliardy otrzymująca – powinna, byłoby to przyzwoite, zaproponować czas antenowy właśnie konkurentom. Bo na razie jest tak, że prezydent urzędujący – nic dziwnego, jest prezydentem – jest pokazywany: tu się wypowiada, tam się wypowiada, tu przecina wstęgi, tam pociesza Polaków. To byłoby rozwiązanie – macie czas antenowy i pokażcie się Polakom, jeżeli macie co pokazać, to właśnie będzie ten czas. Rozwiązanie proste jak budowa cepa wydaje mi się, jeśli chodzi o telewizję i radiowe programy.
I wtedy nie byłoby mówienia, że ktoś tam nie miał szans się pokazać. Należy dać uczciwą ilość dobrego tzw. czasu antenowego. Wtedy byśmy zobaczyli tych kandydatów, bo ja się założę, że co do niektórych, to Polacy nie wiedzą w ogóle kto to jest, nie wiedzą jak wyglądają, nie wszyscy siedzą w internecie. Troszkę zobaczyli na tej debacie w Telewizji Publicznej, to było troszkę, bo 70 minut na 10 kandydatów i 5 bloków z pytaniami, zresztą powiedziałabym nie najszczęśliwiej wybranymi, to co to jest? (…) Stanisława Żółtka na ulicy byśmy nie rozpoznali. Więc, nawet z tych powodów byłoby dobrze, żeby oni tam gdzieś zaistnieli.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.