WPROST, ŁUKASZ ROGOJSZ: Czeka nas fala powrotów do Radiowej Trójki?
ERNEST ZOZUŃ: Myślę, że tak. Wiem, że wielu kolegów zastanawia się. Sam pan doskonale wie, że nowy dyrektor deklaruje niezależność Trójki i że Trójka będzie specjalnie traktowana w strukturach Polskiego Radia.
Pan w to wierzy?
Być może nawet wierzę, ale właśnie to jest kluczowa wątpliwość wielu moich kolegów: czy w to uwierzyć. Jest obawa, czy to nie jest obietnica na chwilę, po której szybko wszystko wróci do „normy”. Wierzę, że Kubie [Strzyczkowskiemu, nowemu dyrektorowi Trójki – red.] udało się takie gwarancje uzyskać. On wie, jakie to powinno być radio, w końcu jest radiowcem i pracuje w Trójce ponad 30 lat, czyli całe swoje dorosłe życie jest w stacji. Moje obawy wynikają z czegoś innego.
Z tego, że nad nim jest jeszcze prezes Polskiego Radia Agnieszka Kamińska?
Te gwarancje były złożone przez osoby postawione wyżej od niej, więc nie ma tu wiele do powiedzenia. Rzecz w tym, że ci, którzy dziś dają te gwarancje, bardzo często się z nich nie wywiązują.
Bo to politycy. Zarówno w Radzie Mediów Narodowych, jak w centrali Prawa i Sprawiedliwości na Nowogrodzkiej.
Otóż to. Niepokoi mnie, że jest dużo zmiennych politycznych, bo przed nami wybory prezydenckie, których wynik trudno dzisiaj przewidzieć. Dlatego nie wiemy, czy ustalenia zostaną dotrzymane, czy nie. Jest w nas nadzieja, ale jest też strach.
Co przeważa?
Trudno powiedzieć. We wtorek na pierwszym spotkaniu z nowym dyrektorem widziałem dużo tej nadziei. Moi koledzy i koleżanki wierzą, że może nie będzie łatwo i parę wojenek z zarządem Polskiego Radia jeszcze stoczymy, ale koniec końców się uda.
Tylko z zarządem Polskiego Radia?
Bezpośrednim naszym przełożonym, zapewne wypełniającym instrukcje Nowogrodzkiej, jest zarząd Polskiego Radia. To oni mogą podejmować wobec nas rozmaite działania i wyciągać rozmaite konsekwencje.
Przyszłość prezes Kamińskiej jest niepewna. Press pisał, że jej dni są policzone, z kolei Wirtualne Media utrzymują, że jednak pozostanie na stanowisku.
Nawet jeśli ją usuną, to na jej miejsce i tak przyjdzie ktoś inny.
Nie wierzycie, że ten ktoś byłby bardziej niezależny i mniej upolityczniony?
Jest taka nadzieja, ale stuprocentowej wiary w to nie ma. Mam nadzieję, że skorzystamy z tego, że nasze radio było zawsze przez polityków trochę lekceważone, nie było dla nich tak ważne. Koncentrowali się na telewizji. Najważniejsze było mieć telewizję, sprawować nad nią pełną kontrolę. O radiu trochę zapominano i radio przez długi czas z tego korzystało.
Do pana nowy dyrektor Trójki już się odezwał? Namawiał do powrotu?
On nie musi mnie namawiać i tłumaczyć mi, że będzie inaczej, normalniej, lepiej. Wiem, co on sobą reprezentuje, bo od kilkunastu lat siedzimy w jednym pokoju biurko w biurko. Widuję go codziennie i codziennie z nim rozmawiam. Wiem, jaką ma wizję radia, jakim jest radiowcem, jakim dziennikarzem.
To wróci pan czy nie?
Myślę, że jak 9 czerwca skończy się moje zwolnienie lekarskie, to wrócę do Trójki. Mam nadzieję dalej prowadzić swoje audycje. Przepracowałem tam 30 lat i jak to mawia jeden z moim kolegów: to jest moje miejsce.
Może właśnie w tym tkwi problem trójkowiczów? Może to jest największy atut polityków w starciu z wami?
To jest problem polityków. Bo my po prostu nie chcemy sobie pójść. A na to, że wszyscy sobie pójdziemy, oni najbardziej liczyli i liczą.
Nie macie wrażenia, że nagła zmiana dyrektora i próba nowego otwarcia w Trójce to akt desperacji ze strony polityków, bo zawiodły wszystkie inne metody? Doszło do masowych odejść dziennikarzy, nie było komu prowadzić audycji. Pokazaliście swoją siłę i wygraliście. Nie boicie się, że wracając, dacie się ograć politykom?
Mam cichą nadzieję, że dla polityków to jest nauczka i punkt zwrotny w sytuacji mediów publicznych.
Nie można było wcześniej? Na co tyle czekaliście? Zmarnowaliście pięć lat. Ostatnie dni pokazały, że dziennikarze w starciu z politykami jednak mogą postawić na swoim.
Na samym początku to wszystko jednak inaczej się odbywało. Rozkrajano nas po plasterku. Gdy „dobra zmiana” przejmowała media publiczne na początku poprzedniej kadencji, to taki bunt jak ten obecny w Trójce na nikim nie zrobiłby wrażenia. A już na pewno na politykach.
Nie może pan wiedzieć, bo nie spróbowaliście. Woleliście przymykać oczy i zaciskać zęby.
Mam przekonanie graniczące z pewnością. Może ktoś by pokrzyczał, może byłyby jakieś demonstracje czy listy w obronie Trójki, ale potem cała ramówka mogłaby lecieć przez trzy miesiące z automatu i polityków rządu niespecjalnie by to ruszało. Aż w końcu znaleźliby „młodych, zdolnych” na nasze miejsce, posadzili ich przed mikrofonami i karuzela jakoś by się kręciła. Czy słuchalność wyniosłaby 2 proc. czy 0,2 proc., nikogo by to nie obchodziło, bo mam wrażenie, że od jakiegoś czasu Polskie Radio nie dba o to, czy ktoś go w ogóle słucha.
Jak to?
Chodzi o to, żeby zagwarantować lekką, łatwą i przyjemną pracę „swoim”. Jak spojrzy pan na Polskie Radio 24, to mam wrażenie, że wszyscy prawicowi dziennikarze, którzy chcą sobie dorobić do pensji, przybiegają tam i dostają jakąś audycję. Jest też kwestia tego, że wtedy my – głupio to zabrzmi – nie umieliśmy się tak zbuntować.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.