Helmut Kentler był niemieckim psychologiem i seksuologiem związanym z Uniwersytetem w Hannoverze. Pod koniec lat 60. zainicjował projekt publiczny. W ramach eksperymentu dzieci żyjące na ulicach Berlina oraz te, które zostały zabrane z rodzin z problemami, trafiały pod opiekę samotnych mężczyzn. Nie byłoby w tym niczego szokującego, gdyby nie fakt, że zastępczy tatusiowe mieli na swoim koncie wyroki za przestępstwa seksualne. Kentler twierdził jednak, że kontakty seksualne między dziećmi a dorosłymi nie są niczym złym. W jego opinii taka opieka miała przynosić same korzyści. Według Kentlera nikt inny nie byłby w stanie pokochać tych dzieci i stworzyć im domów, a mężczyźni mieli dzięki temu okazję do społecznej integracji. Do swoich teorii przekonał berlińskich urzędników. Domy założone przez naukowca funkcjonowały od końca lat 60. do 2003 roku.
Sprawą zainteresowano się szerzej dopiero w 2016 roku. Wówczas zgłosiły się dwie ofiary, które opowiedziały o swoim trudnym dzieciństwie. W latach 80. i 90. miały być wykorzystywane przez przybranego ojca. Departament Edukacji, Młodzieży i Rodziny Senatu w Berlinie oraz Instytut Badań nad Demokracją w Getyndze zlecił przygotowanie raportów na temat możliwej przemocy wobec dzieci. W poniedziałek 16 czerwca zebraną dokumentację przedstawili badacze z Uniwersytetu w Hildesheim.
Jak zauważa „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, wielu urzędników przez lata bagatelizowało doniesienia o problemach dzieci. Część z nich miała nawet stawać w obronie Helmuta Kentlera. Według dziennikarzy, gdyby nie współpraca z władzami Berlina i instytucjami edukacyjno-społecznymi, jego działalność nie byłaby możliwa. Naukowiec twierdził, że przez cały czas był w kontakcie z dziećmi oraz ich przybranymi ojcami. Nigdy nie poniósł żadnej kary za swoje czyny, ponieważ zanim ofiary zgłosiły możliwość popełnienia przestępstwa, były już one przedawnione. Żadne z dzieci nigdy nie otrzymało także żadnego odszkodowania za krzywdy, których doznały.
Czytaj też:
Debata prezydencka TVP zakończona interwencją policji. Mężczyzna miał transparent „Duda przeproś”