Jeszcze nie opadł kurz po pierwszej turze wyborów prezydenckich, a partie już zastanawiają się nad tym co robić po wyborach. W Platformie Obywatelskiej rozpoczęła się dyskusja, jak ma wyglądać Koalicja Obywatelska po wyborach prezydenckich. Czy zachować koalicję niezależnych partii i podkreślać ich odrębność, czy też raczej wchłonąć mniejsze podmioty i budować szeroką formację centrową z frakcjami lewicową i prawicową. Tę lewicową nóżkę chciałby zbudować Bartosz Arłukowicz i podobno już rozpoczął rozmowy w tej sprawie, ale ma sporą konkurencję, bo w Koalicji Obywatelskiej znalazła się lewicowa organizacja Inicjatywa Polska, której szefową jest Barbara Nowacka, niegdyś wiceszefowa ugrupowania Janusza Palikota, a członkami inicjatywy są m.in. były lider SLD Grzegorz Napieralski i były rzecznik tej partii Dariusz Joński.
Co ciekawe, Barbara Nowacka, najbardziej lewicowa twarz Koalicji Obywatelskiej podobno nie jest brana pod uwagę jako architektka frakcji lewicowej. –Ma dużą konkurencję w Sejmie, posłanek Wiosny, które przejęły jej tematy i dlatego straciła swój potencjał lewicowej bojowniczki. Trzeba ją oczywiście przytrzymać w Koalicji Obywatelskiej ale to nie ona powinna być twarzą frakcji lewicowej – mówi nasz polityk KO.
Nasz rozmówca uważa też, że w PO po wyborach rozegra się walka o przywództwo. – Już widać zbieranie szabel do pierwszej bitwy, którą będą wybory szefa klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej, ci którzy zostali odsunięci od władzy będą chcieli zbudować balans w partii, żeby w przyszłości mieć wpływ na decyzje związane np. z układaniem list wyborczych, choć to pieśń przyszłości, bo następne wybory za trzy lata – mówi polityk KO.
Rzecz jasna w razie przegranej Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich obóz PiS mógłby szybciej oddać władzę. – Ale nie wiadomo, czy tak się stanie, PiS pozostało teflonowe. Mimo ataków na ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego wcale nie traci w sondażach, na dodatek nie udało się skleić Andrzeja Dudy z aferami rządu. To dlatego bomby zrzucane na rząd w czasie kampanii prezydenckiej nie przyniosły spodziewanych efektów –wzdycha nasz rozmówca z Koalicji Obywatelskiej.
Również SLD i Wiosna zamierzają po wyborach prezydenckich, niezależnie od wyniku Roberta Biedronia, kandydata lewicy na prezydenta, niezwłocznie przystąpić do połączenia obu partii w Nową Lewicę, z dwoma współprzewodniczącymi Włodzimierzem Czarzastym i Robertem Biedroniem. – Nawet gdyby wynik Biedronia był niesatysfakcjonujący, to będzie pozytywny ruch do przodu – mówi Andrzej Szejna z SLD.
Diabeł jednak tkwi w szczegółach tego połączenia. A zasady łączenia są takie: tam gdzie nie ma struktur Wiosny w powiecie, koordynatorem jest działacz SLD, a tam gdzie są, to powołuje się współkoordynatorów - z SLD i Wiosny. Ale akceptacja takiego współprzewodniczącego odbywa się na forum działaczy obu partii. A że szeregi SLD są wszędzie liczniejsze niż Wiosny, zatem to działacze Sojuszu zdecydują, kto z Wiosny będzie współprzewodniczącym. – Wiosna znalazła się w takim uścisku SLD, że nie będzie w stanie się z niego wyswobodzić – mówi jeden z polityków lewicy.
A co zrobi Robert Biedroń ze zdobytym w wyborach prezydenckich elektoratem? Wezwie do poparcia Rafała Trzaskowskiego – uważa jeden z polityków lewicy. – Nie ma sensu tego unikać skoro 98 proc. lewicowych wyborców jest gotowych głosować w drugiej turze na kandydata Koalicji Obywatelskiej. Nie możemy postępować wbrew woli elektoratu.
Poza tym polityk lewicy nie będzie miał dylematu komu powinien przekazać swoje poparcie, bo według wewnętrznych badań Platformy elektorat lewicy zamierzał odrazu zagłosować na Rafała Trzaskowskiego. Aby dowieść, że tak będzie jeden z polityków PO opisuje nam kampanijny obrazek: – W Wielkiej Brytanii odbyło się spotkanie aktywistów LGBT. Wśród nich tylko dwóch z pięćdziesięciu popierało Roberta Biedronia – twierdzi polityk Platformy Obywatelskiej.
Sztabowcy Rafała Trzaskowskiego martwili się jednak, że jeżeli różnica poparcia między Andrzejem Dudą, a kandydatem KO wyniesie więcej niż 10 proc. to innych kandydatów opozycyjnych poczuję się tak zdemobilizowani, że w ogóle nie pójdą głosować w drugiej turze.
Taka przykra niespodzianka spotkała naszego znajomego, Polaka pracującego i zameldowanego w Niemczech. Ponieważ spędza wakacje w Polsce i tu chciał zagłosować w wyborach prezydenckich poszedł do konsula po zaświadczenie, że w Niemczech w czasie wyborów go nie będzie. W Polsce jednak – niestety dopiero przy urnie – okazało się, że potrzebuje dodatkowo notarialne poświadczonego dokumentu, iż jest zameldowany w Niemczech. Po co? Nie wiadomo. Informacji na ten temat też nigdzie wcześniej nie uświadczył. I tak jeden głos się zmarnował, a wyborca jest wściekły, że odmówiono mu możliwości oddania głosu.
Wyborcy z zagranicy alarmowali przed wyborami, że na czas nie dostaną kart wyborczych. – Wszystko przez nowe procedury głosowania. Ci Polacy mieszkający za granicą, którzy wybrali pełną opcję korespondencyjną obawiało się, że koperta z konsulatu nie dotrze do nich na czas – opowiada polityk opozycji, który odpowiada za relacje z zagranicą. I dorzuca: – W nowym Jorku na PiS głosuje 55 proc. Polonii, w Chicago aż 80 proc. Nie rozumiem po co zdecydowane się utrudniać wybory własnemu elektoratowi – mówi nasz rozmówca.
Platforma Obywatelska na kilka dni przed wyborami liczyła, że Szymon Hołownia powie, że zachęca do głosowania na Rafała Trzaskowskiego przed II turą. – Tylko tak krygował się przed wyborami, że nie poprze Rafała Trzaskowskiego, a potem będzie zachęcał do głosowania na niego. Choć oczywiście jego apel byłby jedynie symboliczny, bo do tej pory nieco ponad 70 proc. jego wyborców zamierza oddać głos na Rafała – mówi polityk Platformy Obywatelskiej.
Przypomnijmy, że Szymon Hołownia w Polsat News powiedział, że nikomu nie przekaże poparcia w ewentualnej drugiej turze wyborów. – Ludzie sami podejmują decyzje – oświadczył bezpartyjny kandydat na prezydenta Szymon Hołownia, któremu sondaże dają trzecie miejsce. Dodał jednak, że może w takiej sytuacji poinformować, na kogo sam zagłosuje.
Politycy Platformy Obywatelskiej w czasie kampanii w swoich przewidywaniach szli dalej i sądzili, że Władysław Kosiniak-Kamysz też będzie namawiał do głosowania w II turze na Rafała Trzaskowskiego. – Obiecamy w zamian za to ludowcom jakieś stanowisko w kancelarii prezydenta – twierdzi polityk PO. A jego słowa tylko pokazują, że politycy Platformy zamiast poczekać na wynik wyborów, postanowili już dzielić skórę na niedźwiedziu, a raczej stanowiska w pałacu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.