Według prof. Simona, w związku z tym, że chorych na koronawirusa jest jawnie 20 proc. ludzi, należy liczbę przypadków pomnożyć przez 4 czy 5. Zwrócił uwagę, że nie są wykonywane testy przesiewowe, a badane są tylko te osoby, które są już zakażone.
Ordynator Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii UM we Wrocławiu stwierdził, że „kraj jest dziwny”. Ocenił, że Polacy „pięknie zmobilizowali się na lockdown”, jednak później wszystko zmieniły słowa polityków. – I skutki są takie, że nikt nie nosi maski, nie utrzymuje dystansu i nie myje rąk. I tacy ludzie są obsługiwani w sklepach, knajpach i klubach. Chodzą na wesela, msze – mówił.
– Wie pan, jaka jest główna przyczyna wzrostu zachorowań? – zwrócił się dalej do dziennikarza prof. Simon. – Dzicz – tak to trzeba nazwać – agresywna dzicz, która nie przestrzega niczego. Msze, pogrzeby, wesela, duże zakłady pracy. W miejscach, gdzie kumulowała się duża liczba osób na małej przestrzeni najłatwiej o zakażenia. Trzeba nosić maskę w zamkniętych pomieszczeniach i koniec – podkreślił. – Lato to jest moment, kiedy powinniśmy mieć wyciszenie epidemii. Jest cieplej, bardziej wilgotno, wirusy źle się szerzą. A co będzie jesienią? – pytał.
Czytaj też:
Dziś ponad 700 nowych przypadków koronawirusa w Polsce. Zmarło kolejnych 17 osób