W środę 19 sierpnia Sąd okręgowy w Poznaniu uznał Tomasza J. za winnego zabójstwa żony Beaty J., i, poprzez spowodowanie wybuchu w kamienicy, winnego zabójstwa czterech kolejnych osób oraz usiłowanie zabójstwa 34 innych. Ponadto mężczyzna został uznany za winnego znieważenia zwłok Beaty J. i spowodowania wypadku samochodowego, w którym ucierpiał jego syn.
Mężczyzna został skazany na dożywocie. O przedterminowe zwolnienie może ubiegać się najwcześniej po odbyciu 30 lat kary. Dodatkowo musi zapłacić nawiązkę i zadośćuczynienie swojemu synowi i ofiarom zawalenia kamienicy. Wyrok nie jest prawomocny.
W trakcie procesu Tomasz J. nie przyznał się do zarzucanych mu czynów, poza spowodowaniem wypadku samochodowego, w którym ranny został jego syn.
Motywy zbrodni
Według prokuratury motywem zbrodni była chorobliwa zazdrość. Żona Tomasza J. chciała się z nim rozwieść i spotykała się z nowym partnerem. Jak wynika z aktu oskarżenia miała mu wcześniej powiedzieć, że „musiałby jej łeb odrąbać i przyszyć nowy, bo już z nim nie chce być”
Właśnie dlatego i z powodu przywiązywania przez żonę wagi do urody, Tomasz J. miał pozbawić ją życia przez zadanie kilkunastu ciosów nożem, a następnie odciąć głowę i oszpecić jej ciało. Następnie rozszczelnił instalację gazową, odkręcając rurkę prowadząca do kuchenki.
Prawdopodobnie chciał w ten sposób zatrzeć ślady swojej zbrodni. Nie udało mu się uciec, bo do drzwi zaczęli dobijać się znajomi kobiety. Możliwe też, że mężczyzna chciał popełnić samobójstwo. Sam ledwo przeżył wybuch w kamienicy.
Morderstwo i wybuch w kamienicy
4 marca, około godziny 7:50 rano, w kamienicy w Poznaniu doszło do eksplozji, w wyniku której zawaleniu uległy dwa piętra 4-kondygnacyjnego budynku. Pod gruzami znaleziono 5 ciał, a w wyniku eksplozji rannych zostało 21 osób. W toku śledztwa ustalono, że w kamienicy, która się zawaliła, doszło wcześniej do morderstwa.
Na jednym z ciał odnalezionych w gruzowisku stwierdzono obrażenia, które biegli jednoznacznie określili jako obrażenia zadane przez osoby trzecie. Ciało Beaty J. zostało znalezione bez głowy, z ranami kłutymi i ciętymi. Sprawcą morderstwa okazał się jej mąż Tomasz J., który sam ledwo uszedł z życiem z wybuchu. Spowodował go prawdopodobnie w celu popełnienia samobójstwa albo zatarcia śladów popełnionej zbrodni.
Wcześniej 1 stycznia Tomasz J. zabrał swojego syna od matki i podróżował z nim samochodem w kierunku Gołusek. Jechał z dużą prędkością, w wyniku czego zjechał z drogi i uderzył w drzewo. Auto zostało zniszczone, ale J. złamał jedynie nos. Mocniej ucierpiał syn mężczyzny.