Wprost: Rozmawiamy na początku politycznej jesieni, która zwykle wiązała się z powrotem sejmowych spektakli i przepychanek. Tymczasem kalendarz sejmowy pokazuje nam, że do końca roku zaplanowano raptem 10 dni, w których odbędą się posiedzenia. Czy możemy powiedzieć, że Sejm znalazł się w odwrocie i jego rola drastycznie maleje?
Dr Sebastian Gajewski: Przyczyny tej skromnej, zaplanowanej aktywności parlamentu są zróżnicowane. Duże znaczenie ma tu stan epidemii. Można zauważyć, że odkąd zmagamy się ze skutkami wirusa, Marszałek Sejmu i Prezydium Sejmu oszczędniej zwołują posiedzenia plenarne. Każde z nich wiąże się przecież z zagrożeniem dla zdrowia posłów i pracowników Sejmu. Już kilkunastu parlamentarzystów - posłów i senatorów, cierpi bądź cierpiało na koronawirusa. Jeśli jednak cofniemy się do początku 2020 roku, gdy jeszcze nikt nie myślał o epidemii COVID-19, to przygotowany wówczas kalendarz sejmowy na ten rok nie był zbyt napięty i dni przewidzianych na obrady rzeczywiście było niewiele. Planowane przerwy między posiedzeniami, poza wakacjami, wynosiły nawet trzydzieści dni. To duża różnica w stosunku do przeszłości. Jeszcze kilka, kilkanaście lat temu Sejm pracował znacznie bardziej intensywnie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.