Deeskalacja...

Deeskalacja...

„Deeskalacja” – to słowo-klucz. Dziś jest to w języku polskiej polityki słowo najbardziej modne, a na pewno niesie za sobą bardzo ważną treść. Czy chęć deeskalacji jest tylko „wishful thinking”? Politycznym marzeniem ściętej głowy? Czy jest objawem pięknoduchostwa, które nijak się ma do realnych interesów? Nie. Uważam, że dziś poza ultrasami, radykałami z obu stron sceny politycznej (z jednej strony lewacy, zdrugiej skrajna prawica, mocno na prawo od PiS), w interesie głównych formacji politycznych nie leży polityczne „dosypywanie” do pieca. Wręcz przeciwnie. W interesie formacji rządzącej deeskalacja – oczywiście na warunkach PiS – jest niezbędna. Ale wbrew może pozorom, dla niektórych może paradoksalnie to również w interesie głównej siły opozycyjnej, czyli PO (czy też KO) nie leży rozhuśtywanie nastrojów.

Czytaj też:
Protesty kobiet przerodzą się w partię? „To nie tylko zbuntowane dzieciaki”

Ulica bowiem rządzi się swoimi prawami i właśnie na ulicy najłatwiej nie tylko dezawuować „rząd dusz” Prawa i Sprawiedliwości, ale również „rząd dusz” Platformy Obywatelskiej wśród opozycji. Ulica – to oczywiste, takie jest prawo tłumu i jego psychologia opisywana sto lat temu przez Gustave Le Bona w „Psychologie des foules” – promuje tych, którzy chcą „jechać po bandzie”.

Tak, jak radykalne czy przedstawiane jako bardzo radykalne wypowiedzi nie pomagały w ostatnich pięciu latach formacji Jarosława Kaczyńskiego, tak samo dewastacja 79-ciu, według danych policyjnych, kościołów i świątyń przez demonstrantów przyniosła katastrofalnej straty wizerunkowe dla szeroko rozumianej opozycji – bynajmniej nie tylko tych przeciwników rządu, którzy zbierali się na ulicy.

Czytaj też:
Jarosław Kaczyński powinien zrezygnować? Najnowszy sondaż

Parę słów teraz powiem jako historyk. Otóż dzieje naszego narodu wskazują, że przy wszystkich naszych narodowych wadach i wspólnotowych grzechach Polacy przez wieki dysponowali swoistą mądrością, a może instynktem zachowawczym, który, uwaga, właśnie nakazywał im odrzucać radykalizmy. To nie przypadkiem Polska była „państwem bez stosów”, przynajmniej na tle spływającej krwią z powodu wojen religijnych Europy zachodniej i południowej.

Niektórzy zgryźliwi, jak Krasicki, pisali, że w Polsce dlatego nie było waśni religijnych, bo się Polakom po prostu... nie chciało ich prowadzić. Jak zwał, tak zwał. Wiara, że skrajności szkodzą, obojętnie, kto je głosi i czym są motywowane, okazała się niesłychanie efektywna w naszej historii przez całe stulecia.

Tak również i dziś być powinno… Doprawdy nie jest za późno.

Źródło: Wprost

Ostatnie wpisy

  • Radość z tego, że diabeł na msze dzwoni23 gru 2024, 8:32Po kolejnym zamachu terrorystycznym na jarmark Bożonarodzeniowy w Niemczech szef rządu w Polsce wykorzystał okazję, aby postawić pod ścianą prezydenta państwa i główną partię opozycyjną: mają opowiedzieć się za zmianami w prawie imigracyjnym,...
  • Polska prezydencja, wybory i prawo cyklu16 gru 2024, 7:38Za nieco ponad dwa tygodnie Polska obejmuje przewodnictwo w Unii Europejskiej (a ściślej: w Radzie). Półroczną prezydencję sprawować będziemy po raz drugi w historii. Pierwszy raz miało to miejsce trzynaście lat temu.
  • Syria i polityczna giełda9 gru 2024, 8:49Po tym, co dzieje się w Syrii na politycznej giełdzie Rosja i Iran poszły ostro w dół, a Turcja wyraźnie do góry. To proste przełożenie: kraje, które trzymały polityczny parasol nad rządem w Damaszku notują spadek akcji, a Ankara, która od lat...
  • Jak się zmienia Ameryka, jak nie zmienia się Trump...2 gru 2024, 7:54Niektórzy mówią, że Ameryka zaczęła się zmieniać po zwycięstwie Donalda J. Trumpa. A ja stawiam odwrotna tezę: Trump ponownie został prezydentem, bo Ameryka zaczęła się zmieniać! Zatem koń przed wozem, a nie odwrotnie.
  • Drugie dno wojny w Europie wschodniej25 lis 2024, 8:24Polityka zagraniczna bardzo często jest zakładnikiem polityki wewnętrznej. I to niezależnie od szerokości geograficznej i epoki historycznej.