„Afera respiratorowa” ciągnie się już od wiosny, kiedy to ujawniono, że Ministerstwo Zdrowia kupiło ponad tysiąc respiratorów za łączną kwotę 200 mln zł. Osobą sprzedającą był handlarz bronią, a sprzęt został dostarczony jedynie w części (dostarczono zaledwie 200 z 1241 zamówionych respiratorów). Ponadto, urządzenia nie posiadały odpowiedniej dokumentacji, o której była mowa w kontrakcie. Brakowało m.in. kart gwarancyjnych. Tytułem zaliczki na poczet realizacji zamówienia wpłacono 154 mln zł, a dostawa miała zostać zrealizowana do końca czerwca. – Nie mam kaca moralnego. Działałem w warunkach, kiedy trzeba było podejmować szybkie decyzje – zapewniał były już wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński, który był odpowiedzialny za podpisanie umowy na zakup respiratorów. – Efekty nie były takie, jak oczekiwaliśmy, ale jestem przekonany, że nie było tam żadnych nieuczciwych działań, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem – dodawał.
Spółka jest winna rządowi ponad 70 mln zł
Spółka E&K nie wywiązała się z kontraktu, dlatego Ministerstwo Zdrowia zwróciło się do Prokuratorii Generalnej RP ws. wszczęcia postępowania przeciwko przedsiębiorstwu. Do tej pory firma zwróciła 14 mln euro. Deklarowano, że pozostała kwota zostanie uiszczona do końca października. Tak się jednak nie stało. Spółka nadal jest winna polskiemu rządowi ponad 70 milionów złotych.
Jak poinformowała „Rzeczpospolita”, Sąd Okręgowy w Warszawie nakazał by E&K należąca do byłego handlarza bronią zwróciła resortowi zdrowia brakującą kwotę w związku z niedopełnieniem warunków umowy. Firma ma prawo do złożenia odwołania od tej decyzji.
Czytaj też:
Najnowszy raport o koronawirusie w Polsce. Już ponad 600 tys. osób wyzdrowiało!