Zaczęło się od, z pozoru niewinnego, wpisu na Twitterze. A raczej podania dalej wpisu, którego autorem był tygodnik „Nie”. W humorystycznym wpisie tuż po publikacji orzeczenia TK w sprawie aborcji, tygodnik napisał, że dotarł do uzasadnienia, które brzmi „bo tak”.
Wpis spodobał się bezpartyjnemu posłowi i działaczowi społecznemu Franciszkowi Sterczewskiemu, który podał go dalej. Ten niuans wychwycił zastępca redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej” Michał Szułdrzyński. „Nic tak nie pokazuje drogi, jaką w ostatnich latach przeszła Platforma, jak fakt, że teraz poseł wybrany z jej list podaje dalej tłity tygodnika »Nie«” – napisał.
Wymiana „uprzejmości”
„Taki ze mnie działacz PO, jak z pana dziennikarz” – odpisał mu poseł. Szułdrzyński odciął się Sterczewskiemu zaznaczając, że nie podał, że jest on działaczem PO, a został wybrany z list tej partii w ostatnich wyborach parlamentarnych. Faktycznie, Sterczewski kandydował wówczas jako bezpartyjny, z ostatniego miejsca na liście KO w okręgu poznańskim.
Jeden z użytkowników, w obronie posła zamieścił zdjęcie „maści na ból d***”, co było niewerbalnym zarzutem względem dziennikarza. Post ten polubił poseł i Szułdrzyński znów odnotował ten fakt. „Potwierdzam! Ale widzę, że jedna tubka to za mało. Czy cysterna takiej maści starczy by uśmierzyć Pański ból? Jak Pan to czuje? Może zrobimy zrzutkę?” – kpił polityk.
twitterCzytaj też:
„Lewica chce aborcji i eutanazji dzieci”. „Wiadomości” TVP znów szokują