W czwartek wiele działo się, ponownie, wokół Porozumienia. Jak informowały Onet czy RMF FM, Jarosław Gowin, lider Porozumienia, wysłał do członków partii list, w którym stwierdził m.in., że „ostrzem – jeśli nie mózgiem ataku – są nasi wczorajsi koledzy”. O jaki atak chodzi? Tydzień temu niespodziewanie Adam Bielan, europoseł Porozumienia, oraz poseł tej formacji Kamil Bortniczuk zostali wyrzuceni z partii.
Obydwaj nie uznali tej decyzji, a Bielan ogłosił, że z powodu niedopełnienia pewnych formalnych terminów, w rzeczywistości Gowin nie jest prezesem partii. W dodatku Adam Bielan stwierdził, że to on jest p.o. prezesa do czasu wybrania kolejnego. W Porozumieniu są dwie frakcje: Gowina i Bielana, a każda z nich twierdzi, że to ona jest tą właściwą. W partii są też dwa sądy koleżeńskie, które nie uznają swoich uchwał, a od niedawna Porozumienie ma też dwoje rzeczników. Poza listem do swoich partyjnych kolegów, jak twierdzi Onet, Gowin zwrócił się też do Jarosława Kaczyńskiego, stawiając mu pewne ultimatum w sprawie ostatnich wydarzeń.
Co z tym 2007 rokiem? Gowin przestrzega swoich ludzi
Gowin w liście do członków Porozumienia napisał też: „Ich działania tak bardzo szkodzą Zjednoczonej Prawicy, że na usta ciśnie się pytanie, czyje zlecenie naprawdę wykonują? Czy nie jesteśmy świadkami uruchomienia tego samego scenariusza, który w roku 2007 na wiele lat odsunął polską prawicę od władzy?”.
Skąd nawiązania do roku 2007? Opisaliśmy to na Wprost.pl, przypominając ciąg zdarzeń, który zakończył się rozpadem koalicji PiS, Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin.
Co ciekawe, informacja o liście została opublikowana przez media w czwartek 11 lutego. Tymczasem dzień wcześniej uczestnik wydarzeń z 2007 roku, Roman Giertych także wystosował „pismo”, którego adresatem był lider Porozumienia. Giertych był w 2007 roku koalicjantem PiS, kierował Ligą Polskich Rodzin, jako członek rządu piastował urząd wicepremiera.
Giertych wspomniał rok 2007, przypomniał Gowinowi pewną historię
Giertych już wcześniej pisał publiczne „listy” na Facebooku, ten był jednak specyficzny. Adwokat wspominał właśnie wydarzenia z lipca 2007, gdy był ze „śp. Andrzejem Lepperem w podobnym położeniu”. „A raczej on był, gdyż ja raczej miałem pozycję i wizerunek zbliżony do obecnej pozycji Ziobry” – napisał Giertych.
Dalej Giertych zamieścił swoją relację (przytaczamy cały fragment, pisownia oryginalna):
Gdy w lipcu 2007 roku siedziałem na kolacji z premierem Kaczyńskim i wicepremierem Lepperem wyglądało wszystko tak, jakby Kaczyński już całkowicie zapomniał Lepperowi konflikt z jesieni 2006, który doprowadził najpierw do usunięcie Leppera z rządu, a potem do jego triumfalnego powrotu po ujawnieniu taśm Renaty Beger i związanego z tym spadku poparcia dla PiS. Kaczyński śmiał się, żartował, częstował Leppera najlepszymi kanapkami i bardzo się cieszył, że następnego dnia wspólnie wybierzemy szefa NIK.
Lepper wówczas już nie stanowił żadnego zagrożenia dla większości rządowej. Po seksaferze był tak osłabiony, że robił wszystko co Kaczyński mu kazał. Nie przeszkodziło to Kaczyńskiemu dzień później odpalić akcję CBA, która miała się skończyć wieloletnim więzieniem dla szefa Samoobrony. Mojemu znajomemu powiedział, że za nagranie Lipińskiego przez Begerową „Lepper zgnije w celi obgryzając sobie ręce”. (Piętnaście lat później chciał mi zgotować taki los). Historia potoczyła się inaczej.
Roman Giertych podzielił się też wnioskami, które jego zdaniem Gowin powinien wyciągnąć z tej historii.:
Opowiedziałem tę starą historię, aby się Pan nie łudził. Za stworzenie niezależnego bytu politycznego z posłów, którzy weszli z listy PiS oraz za użycie tych posłów w maju zeszłego roku przeciwko Kaczyńskiemu on Pana będzie ścigał do końca życia. Ma Pan taką alternatywę, jaką ja miałem w 2007. Albo Pan zgnije w więzieniu, albo odsunie Pan szefa PiS od władzy.