Don Vasyl przyznał, że jego sytuacja finansowa jest bardzo zła. O problemach muzyka pisano już jakiś czas temu, gdy światło dzienne ujrzał fakt, iż przez blisko sześć lat nie płacił podatków, co poskutkowała ogromnym długiem. – Zatrudniałem niekompetentne osoby. To było dwóch Polaków, którzy już nie żyją. Oni zawiązali mi ten zespół Don Vasyl i Cygańskie Gwiazdy. Okazało się, że nie płacili za to podatków. W końcu dobrała się do mnie skarbówka. Miałem do zapłacenia ok. 400 tys. zł. To trwa do dziś. Przez te lata narosły procenty, odsetki i mam do zapłaty ponad milion złotych – tłumaczył w 2019 roku.
Don Vasyl: Przez pandemię od blisko dwóch lat nie gram koncertów i nie zarabiam
Z powodu milionowego długu Don Vasyl musiał sprzedać swoje nieruchomości. W rozmowie z „Faktem” przyznał, że nie ma swojego domu i obecnie musi mieszkać u swoich dzieci, wnuków i prawnuków pod Ciechocinkiem. – Ze względu na specyfikę mojego zawodu zakłócam prywatność i mir domowy mojej rodziny, w ich domu odbywają się wszelkie spotkania zawodowe związane z organizacją corocznego festiwalu Romów w Ciechocinku. W tym domu mieści się również biuro stowarzyszenia Romów, a dom przecież powinien być miejscem do odpoczynku rodziny – opowiadał dziennikarzom.
W związku z tym muzyk postanowił poprosić o pomoc władze Ciechocinka. Uznał bowiem, że skoro od przeszło 24 lat organizuje w tym mieście festiwal, powinna przysługiwać mu pomoc, szczególnie w trudnych czasach pandemii. – Moja sytuacja finansowa nie pozwala mi kupić czy nawet wynająć takiego lokalu. Przez pandemię od blisko dwóch lat nie gram koncertów i nie zarabiam – tłumaczył.
Co na to burmistrz Ciechocinka?
Leszek Dzierżewicz jest dość sceptycznie nastawiony do próśb Don Vasyla o wsparcie finansowe. – W gminie Raciążek jest kilka domów zajmowanych przez Don Vasyla i jego rodzinę. To jest jakieś totalne nieporozumienie. To, że organizuje koncerty w Ciechocinku, nie może stanowić podstawy do dania mu mieszkania. Pismo od Don Vasyla będziemy rozpatrywać – oświadczył.
Czytaj też:
Bójki, awantury i „fiesta” na Krupówkach. „Radość szybko może się przerodzić w smutek lockdownu”