Nie jest to pierwszy konflikt w sprawie nazwiska, jakie Japonka może mieć po ślubie. Zgodnie z prawem z 1896 roku niedozwolona jest sytuacja, by małżeństwo miało różne nazwiska. Konieczne jest więc przyjęcie przez dwoje małżonków tego samego. Co prawda, w prawie nie ma jasnego wskazania, że pozostać należy przy nazwisku męża, ale tradycyjnie do takiej sytuacji dochodzi w 96 proc. przypadków – czytamy.
Już przed kilkoma laty kwestia dwuczłonowego nazwiska była podejmowana przez lokalne aktywistki, jednak prawo sprzed ponad stu lat dalej obowiązuje.
Minister ds. równouprawnienia opowiada się za starym prawem
„The Guardian” wskazuje, że w tej sprawie wypowiedziała się także minister ds. równouprawnienia Tamayo Marukawa. Znalazła się ona w grupie 50 konserwatywnych polityków popierających stare prawo i sprzeciwiających się, by Japonki nosiły panieńskie nazwiska. Zdaniem prawicowej frakcji, wspólne nazwisko wzmacnia bowiem rodzinne więzi.
Jak zauważa gazeta, podejście konserwatystów zasadza się na tradycyjnym wyobrażeniu japońskiego małżeństwa. Zgodnie z tradycją, małżeństwo nie jest tam tylko związkiem dwojga ludzi, ale przede wszystkim połączeniem ich rodzin. „The Guardian” wskazuje jednak, że sama Marukawa sprytnie „omija” prawo. W przestrzeni publicznej i pracy używa swojego panieńskiego nazwiska, w oficjalnych dokumentach używa nazwiska męża.
Czytaj też:
Kempa o „lewackim pociągu”, Lempart o „walce o prawa”. Kłótnia w PE o polskie prawo aborcyjne