Sprawę nagłośniła jedna ze studentek, która w „Faktach” TVN opowiedziała, że na jednym z wykładów pojawiła się rekomendacja, by zapoznać się ze wspomnianą lekturą. Jest to publikacja z 2000 roku, w której padają stwierdzenia na temat udziału, jakie zdaniem autora, dziecko ma w aktywności erotycznej.
„W dużym procencie przypadków dziecko prowokuje i bierze czynny udział w aktywności erotycznej” – cytuje „podręcznik” TVN. „Te fakty wyraźnie kłócą się z popularnym obrazem każdego dziecka jako niewinnego aniołka zmuszanego do seksu” – ma brzmieć dalsza część publikacji.
Uczelnia zaprzecza
Publikacja wydana przez Wydawnictwo UJ stała się źródłem krytyki ekspertów zaproszonych do studia. – To miód na serca pedofilów – oburzał się Zbigniew Lew-Starowicz. Samo wydawnictwo odcina się jednak od sprawy i tłumaczy, że nie ingeruje w treść wydawanych przez siebie materiałów.
Z kolei uczelnia, w której miało dojść do całej sprawy zaprzecza, jakoby zdarzenie miało miejsce. Książka, jak tłumaczy uczelnia, nie znajduje się w wykazie lektur, ani nie została przez żadnego wykładowcę polecona. Jak podaje TVN, przedstawiciele uczelni wycofali zgodę na publikację ich wypowiedzi w materiale. Do sprawy odnieśli się w oświadczeniu.
Czytaj też:
Ktoś wrzucił zdjęcia nauczycielki do internetu. Straciła zasiłek z ZUS