Badanie realizowane było w latach 2019-2020 na zlecenie Filmoteki Narodowej – Instytutu Audiowizualnego przez zespół naukowców z Uniwersytetu SWPS z doktorem Cześnikiem na czele. Jego wyniki mogą zaskakiwać. Okazuje się, że filmem wszech czasów jest nie obraz Wajdy, Holland, czy Kieślowskiego, a gorzki „Dzień świra” w reżyserii Marka Koterskiego. – Tak wyszło w badaniach jakościowych, fokusach. Szczerze powiedziawszy to mnie nie dziwi. „Dzień świra” osobiście uważam za film zgrabny, dobrze podsumowujący to, z czym polski inteligent się boryka – przyznał w rozmowie z „Wprost” współautor badania.
„Humor plebejski”
Naukowcy z SWPS sprawdzili także, jakie filmy Polacy lubią najbardziej. I wyszło, że najbardziej lubimy polskie komedie (76,3 proc. badanych). – I to jeszcze takie specyficzne komedie, bo prezentujące humor bardziej plebejski, swojski. Nieprzypadkowo filmem, który okazał się najpopularniejszy, jest film „Sami swoi”. Kiedy zwrócimy uwagę na głosowanie pilotami, czyli tę część badania stworzoną w oparciu o dane telemetryczne, okazuje się, że w latach 2004-2019 filmem najczęściej oglądanym w Polsce, był właśnie film „Sami swoi”. Zgromadził 60-milionową widownię, co mogłoby świadczyć o tym, że przeciętny Polak obejrzał ten film dwukrotnie w ciągu piętnastu lat. „Sami swoi” rządzą. Ta swojskość, coś, co jest takie bardzo polskie, bo to film, który ciesząc się w kraju tak ogromną popularnością, nie byłby czytelny dla widzów z zagranicy, wygrywa. Dochodzi jeszcze kwestia przedstawiania bohaterów. Bo Polak pokazywany w komedii, przedstawiany jest albo tak, jak Kargul i Pawlak, albo tak jak Adaś Miauczyński (z „Dnia świra” red.).
Czytaj też:
„Prezes pała do Martyniuka perwersyjnym uczuciem. To dziwnie wygląda”
Wyniki badań wskazują także na to, że Polacy chcieliby zmienić nasz wizerunek w kinie. Najczęściej przywoływaną ilustracją „typowego Polaka” były filmy Wojciecha Smarzowskiego.
– Biorącym udział w badaniu nie bardzo podoba się to, jak Polak przedstawiany jest w kinie – zauważa dr kierownik badania.
Z raportu wynika, że zdaniem badanych jesteśmy postrzegani stereotypowo; mamy skłonność do korupcji, zazdrości („jak ktoś ma dobrze, no to trzeba mu to ukrócić”, „a sąsiad ma więcej, to żeby miał mniej”), upartości („zawsze znajdzie się taki jeden uparty Polak, który w pewnym momencie zechce postawić na swoim”) i kompleksów („Polacy są takimi smutnymi ludźmi, którym nic nie wyszło – mają kompleksy, wiecznie nie widzą rozwiązania”). – Albo mamy niedojdę, albo nieudacznika, kogoś z kogo można się śmiać, albo bohaterów tragicznych, jak u Vegi i Smarzowskiego, całą galerię postaci nieciekawych, z którymi nie można się utożsamiać – stwierdził doktor Mikołaj Cześnik.
Vega jak Martyniuk
Na pytanie, jak to się stało, że Patryk Vega jest tak popularny, ekspert odpowiedział: – Nie wiem, co determinuje jego działalność. Czy on to robi dla pieniędzy? Ale zdecydowanie ma wyczucie tego, co może się Polakom podobać. Przede wszystkim chodzi o formę, surrealistyczną, wykoślawioną formę, skupianie się na tym, co najbrzydsze, najstraszniejsze.
Vega jest miejscami perwersyjny i kiczowaty, ale myślę, że właśnie ten kicz, podany tak atrakcyjnie, do wielu dociera.
Czytaj też:
Małgorzata Rozenek-Majdan: „Usiadłabym do stołu z Kają Godek”
Można go porównać np. do Zenona Martyniuka. Nagle stał się atrakcyjny dla tych, którymi dziś powoduje pewna przekora. Sami wychowywani byli przez warszawsko-krakowskie elity, które „Pana Tadeusza” czy „Zemstę” pokazywały w sposób akademicki, szkolny, bo polska inteligencja nie jest w stanie wyzbyć się paternalizmu wobec innych Polaków. A taki Vega, czy Martyniuk, trafiają w niszę mówiąc: Oglądajcie i słuchajcie tego, co wam się podoba, a nie tego, co sugeruje wam Holland czy Zanussi. To wy jesteście fajni. Poza tym na pewno to, co zdecydowana część piszących o filmie, interesujących się filmem uznaje za kanon, nie jest kanonem według przeciętnego Polaka – stwierdził.
Co nim jest? – Właśnie kino Patryka Vegi, komedie romantyczne, choć przecież nazwisk ich reżyserów nikt nie pamięta. Są też stare filmy, ale właśnie bardziej „Sami swoi” niż „Popioły”. Dochodzi do tego Smarzowski, ale on jest popularny tylko wtedy, gdy schlebia gustom szerokim, tak było w „Drogówce”, czy „Klerze”. Właśnie takie filmy zostają Polakom w głowie, gdy ich zapytać o polskie kino, właśnie te wymieniają. Tymczasem najbardziej szanowani w polskim kinie są ci, którzy mówią w sposób nie najłatwiejszy. A gdy ktoś robi dobrą komercję, nawet jakby miał z tego doktorat, nikt go nie weźmie do jury festiwalu w Gdyni. Środowisko filmowe konserwuje hierarchie, które sięgają 50 czy 60 lat wstecz. Kiedyś te dwa światy łączył Juliusz Machulski, ale i on od dobrych kilkunastu lat nie nakręcił filmu, który uznawano by za kultowy. Oraz, choć jest prawie o pokolenie młodszy od pana Zanussiego, to jednak ma już swoje lata.
Czytaj też:
Jacek Kurski robi film o Annie Przybylskiej. „Przyciągnie miliony Polaków”
Komedie romantyczne? Niekoniecznie
Z raportu wynika także, że za najbardziej nieudane produkcje, w których „fabuła jest banalna, niespójna, gra aktorska zła, a poziom realizacji pozostawia wiele do życzenia”, uważamy komedie romantyczne. Zdaniem badanych „opowiadają one wtórne historie, nie spełniając przy tym podstawowego zadania gatunku: nie bawią, nie śmieszą, a ich twórcom zarzucamy kopiowanie amerykańskich wzorców, przez co filmy te są mało realistyczne, mało przekonujące i oderwane od polskiej rzeczywistości”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.