Czy Aleksander Łukaszenka wydał rozkaz mordowania opozycjonistów?
Aleksander Łukaszenka powołał specjalne jednostki przeznaczone do eliminowania politycznych przeciwników. Działają one od kilku lat i są odpowiedzialne za zabójstwo w sumie 30 polityków, ludzi mass mediów i świata przestępczego. Sporządzono listę kolejnych osób "do odstrzału", liczącą około 150 nazwisk. Tak przynajmniej twierdzą dwaj zbiegli niedawno na Zachód białoruscy śledczy.
Nic dziwnego, że opozycja zwleka z wyznaczeniem wspólnego kandydata do zaplanowanych na 9 września wyborów prezydenckich. Chce uniknąć sytuacji z 1999 r., kiedy nagle zaczęli umierać lub znikać bez śladu czołowi dysydenci. W biały dzień w centrum Mińska zaginęli wiceprzewodniczący Rady Najwyższej Wiktar Hańczar i były minister MSW Białorusi Jury Zacharanka. Nagle umarł na zawał serca inny znany opozycjonista, Henadź Karpenka, choć nigdy wcześniej nie miał poważniejszych problemów ze zdrowiem. Graniczący ze skrajnym nieprawdopodobieństwem zbieg okoliczności?
Działalność grupy specjalnej - według śledczych - najpierw była testowana na kilku przestępcach. Kiedy udoskonalono technikę skrytego zabijania, zaczęto likwidować czołowych opozycjonistów. "Szwadron śmierci" miał utworzyć były szef MSW Jury Siwakow, rozkazy zaś wydawał ówczesny szef Rady Bezpieczeństwa Uładzimir Szejman. Trudno sobie wyobrazić, by robił to bez przyzwolenia Łukaszenki. Zabójstwa były dokonywane na tyle profesjonalnie, że milicja nie mog-ła znaleźć żadnych śladów. Z pomocą szwadronów Łukaszenka dwa lata temu de facto rozpoczął kampanię wyborczą.
"Nie ma potrzeby zmieniać kierownictwa kraju. To są najlepsi ludzie. Zresztą nie ma na kogo ich zmienić" - tłumaczył Łukaszenka delegatom Zjazdu Ogólnobiałoruskiego, który odbył się w połowie maja. Drużyna Łukaszenki zachowuje się jak stado otoczonych wilków: żeby utrzymać władzę, gotowa jest na wszystko, gotowa jest zabijać. Władza zaś to ogromne pieniądze. Według relacji przebywającej na emigracji byłej szefowej Banku Narodowego Białorusi Tamary Winnikowej, już w roku 1995 dzięki przywilejom nadanym firmom białoruskim i braku granicy celnej z Rosją Łukaszenka i jego ludzie zarobili przynajmniej 5 mld dolarów. To dwa roczne budżety państwa. Co roku na prywatne konta Łukaszenki i osób z jego najbliższego otoczenia wpływają podobno setki milionów dolarów z tytułu prania brudnych pieniędzy, m.in. za pośrednictwem firm z USA.
Łukaszenka otacza się ludźmi według zasady "mierny, ale wierny". Przykładem tego jest szef banku narodowego, z wykształcenia meliorator. Prokurator generalny z sądami miał niewiele wspólnego, gdyż z zawodu jest wojskowym. Poszukiwany międzynarodowym listem gończym jest obecny wiceminister obrony narodowej Białorusi Władimir Uschopczik. W 1991 r. jako szef oddziałów specjalnych w Wilnie rozkazał żołnierzom atakować czołgami Litwinów broniących swego prawa do niepodległości. Łukaszenka ukrył go przed wileńską prokuraturą. W zamian zyskał dozgonną wdzięczność wiernego pretorianina. Ale oddanie współpracowników to za mało, by się utrzymać u władzy.
Dlaczego Rosja milczy? Propozycje Łukaszenki dotyczące pogłębienia integracji dwóch państw w ramach Związku Białorusi i Rosji (ZBiR) nie są rozpatrywane. Wstrzymane zostały wszelkie kredyty. Oprócz komunistów i skrajnych nacjonalistów nikt w Rosji nie okazuje już poparcia Łukaszence. Milczenie Mos-kwy zaczęło niepokoić byłego dyrektora podupadłego kołchozu. Bez jej poparcia trudno mu będzie wygrać wrześniowe wybory. Aby zmusić Kreml do reakcji, Łukaszenka najpierw kazał wyłączać na czas wystąpień Putina kanały rosyjskiej telewizji. Demonstracyjnie wyjechał z Moskwy, gdy nie zorganizowano mu spotkania z prezydentem.
Kremlowi nie podoba się, że Łukaszenką coraz trudniej się steruje. Według Grigorija Jawlińskiego, lidera partii Jabłoko, Moskwa zainteresowana jest jedynie posłusznym, lojalnym i niezbyt wpływowym partnerem. Nieprzychylność przyszłego prezydenta Białorusi mogłaby ją sporo kosztować. Wystarczy wspomnieć tranzyt gazu i ropy czy kontrolę nad stacjami wczesnego ostrzegania i monitorowania przestrzeni kosmicznej. - Kreml będzie popierał zwycięzcę i będzie z nim rozmawiał, kimkolwiek on będzie - mówi Georgij Stratow, były doradca Jelcyna, obecnie szef Centrum Badań Politycznych Indem. Wygląda jednak na to, że Rosja nie panuje nad sytuacją na Białorusi. Próbowała rozstrzygnąć konflikt pokojowo. Łukaszenka miał dostać wysokie stanowisko w organach władzy ZBiR pod warunkiem rezygnacji z ubiegania się o kolejną kadencję - ale odmówił. Wspólnota rosyjsko-białoruska była mu potrzebna jedynie po to, by zrealizować mrzonki o fotelu prezydenckim zjednoczonego państwa. Zamiast być szefem dużego wirtualnego kraju, woli być prezydentem kraju małego, lecz istniejącego.
Białoruska opozycja także nie próżnuje. Od kilku miesięcy jej pięciu przedstawicieli jeździ do Moskwy i próbuje przekonać Kreml, że każdy z nich byłby lepszy na fotelu prezydenta niż Łukaszenka. Białoruscy demokraci nie chcą drażnić Rosji, więc wszyscy proponowani kandydaci są starymi znajomymi Kremla, powiązanymi z dawnym systemem. Rada Koordynacyjna, stworzona w celu pojedna-nia białoruskiej opozycji, skłania się ku temu, aby głównym rywalem Łukaszenki uczynić Siamiona Domasza, byłego szefa obwodu grodzieńskiego.
Opozycja obiecuje także wsparcie obecnej administracji, najwyraźniej zmęczonej rządami Łukaszenki. Urzędnicy narzekają na razie po cichu, czekając na wyjaśnienie sytuacji. Niektórzy, jak były wiceszef obwodu brzeskiego, zaczynają już jednak głośno krytykować prezydenta. Łukaszenka może polegać na biurokracji dopóty, dopóki będzie miał szanse na reelekcję. Odwracają się od niego również zwykli ludzie. Ponad połowa społeczeństwa nie chce, aby sprawował władzę przez kolejne pięć lat. Ale czy pojawi się odpowiedni kontrkandydat?
Sytuacja staje się coraz bardziej skomplikowana. Tym razem o władzę walczyć będą trzy obozy i Łukaszenka musi stawić czoło zarówno opozycji, jak i stronnictwu rosyjskiemu. Prezydent zrozumiał, że jego najwierniejszy sojusznik, Kreml, odwraca się do niego plecami. Nie może też całkowicie wierzyć współpracownikom. Niewykluczone jednak, że Łukaszenka po raz kolejny okaże się lisem, zdolnym wymanewrować wszystkich przeciwników i zmusić do milczenia niezdecydowanych konformistów. A opozycjoniści? Wiktar Hańczar, Jury Zacharanka i Henadź Karpenka już milczą.
Nic dziwnego, że opozycja zwleka z wyznaczeniem wspólnego kandydata do zaplanowanych na 9 września wyborów prezydenckich. Chce uniknąć sytuacji z 1999 r., kiedy nagle zaczęli umierać lub znikać bez śladu czołowi dysydenci. W biały dzień w centrum Mińska zaginęli wiceprzewodniczący Rady Najwyższej Wiktar Hańczar i były minister MSW Białorusi Jury Zacharanka. Nagle umarł na zawał serca inny znany opozycjonista, Henadź Karpenka, choć nigdy wcześniej nie miał poważniejszych problemów ze zdrowiem. Graniczący ze skrajnym nieprawdopodobieństwem zbieg okoliczności?
Działalność grupy specjalnej - według śledczych - najpierw była testowana na kilku przestępcach. Kiedy udoskonalono technikę skrytego zabijania, zaczęto likwidować czołowych opozycjonistów. "Szwadron śmierci" miał utworzyć były szef MSW Jury Siwakow, rozkazy zaś wydawał ówczesny szef Rady Bezpieczeństwa Uładzimir Szejman. Trudno sobie wyobrazić, by robił to bez przyzwolenia Łukaszenki. Zabójstwa były dokonywane na tyle profesjonalnie, że milicja nie mog-ła znaleźć żadnych śladów. Z pomocą szwadronów Łukaszenka dwa lata temu de facto rozpoczął kampanię wyborczą.
"Nie ma potrzeby zmieniać kierownictwa kraju. To są najlepsi ludzie. Zresztą nie ma na kogo ich zmienić" - tłumaczył Łukaszenka delegatom Zjazdu Ogólnobiałoruskiego, który odbył się w połowie maja. Drużyna Łukaszenki zachowuje się jak stado otoczonych wilków: żeby utrzymać władzę, gotowa jest na wszystko, gotowa jest zabijać. Władza zaś to ogromne pieniądze. Według relacji przebywającej na emigracji byłej szefowej Banku Narodowego Białorusi Tamary Winnikowej, już w roku 1995 dzięki przywilejom nadanym firmom białoruskim i braku granicy celnej z Rosją Łukaszenka i jego ludzie zarobili przynajmniej 5 mld dolarów. To dwa roczne budżety państwa. Co roku na prywatne konta Łukaszenki i osób z jego najbliższego otoczenia wpływają podobno setki milionów dolarów z tytułu prania brudnych pieniędzy, m.in. za pośrednictwem firm z USA.
Łukaszenka otacza się ludźmi według zasady "mierny, ale wierny". Przykładem tego jest szef banku narodowego, z wykształcenia meliorator. Prokurator generalny z sądami miał niewiele wspólnego, gdyż z zawodu jest wojskowym. Poszukiwany międzynarodowym listem gończym jest obecny wiceminister obrony narodowej Białorusi Władimir Uschopczik. W 1991 r. jako szef oddziałów specjalnych w Wilnie rozkazał żołnierzom atakować czołgami Litwinów broniących swego prawa do niepodległości. Łukaszenka ukrył go przed wileńską prokuraturą. W zamian zyskał dozgonną wdzięczność wiernego pretorianina. Ale oddanie współpracowników to za mało, by się utrzymać u władzy.
Dlaczego Rosja milczy? Propozycje Łukaszenki dotyczące pogłębienia integracji dwóch państw w ramach Związku Białorusi i Rosji (ZBiR) nie są rozpatrywane. Wstrzymane zostały wszelkie kredyty. Oprócz komunistów i skrajnych nacjonalistów nikt w Rosji nie okazuje już poparcia Łukaszence. Milczenie Mos-kwy zaczęło niepokoić byłego dyrektora podupadłego kołchozu. Bez jej poparcia trudno mu będzie wygrać wrześniowe wybory. Aby zmusić Kreml do reakcji, Łukaszenka najpierw kazał wyłączać na czas wystąpień Putina kanały rosyjskiej telewizji. Demonstracyjnie wyjechał z Moskwy, gdy nie zorganizowano mu spotkania z prezydentem.
Kremlowi nie podoba się, że Łukaszenką coraz trudniej się steruje. Według Grigorija Jawlińskiego, lidera partii Jabłoko, Moskwa zainteresowana jest jedynie posłusznym, lojalnym i niezbyt wpływowym partnerem. Nieprzychylność przyszłego prezydenta Białorusi mogłaby ją sporo kosztować. Wystarczy wspomnieć tranzyt gazu i ropy czy kontrolę nad stacjami wczesnego ostrzegania i monitorowania przestrzeni kosmicznej. - Kreml będzie popierał zwycięzcę i będzie z nim rozmawiał, kimkolwiek on będzie - mówi Georgij Stratow, były doradca Jelcyna, obecnie szef Centrum Badań Politycznych Indem. Wygląda jednak na to, że Rosja nie panuje nad sytuacją na Białorusi. Próbowała rozstrzygnąć konflikt pokojowo. Łukaszenka miał dostać wysokie stanowisko w organach władzy ZBiR pod warunkiem rezygnacji z ubiegania się o kolejną kadencję - ale odmówił. Wspólnota rosyjsko-białoruska była mu potrzebna jedynie po to, by zrealizować mrzonki o fotelu prezydenckim zjednoczonego państwa. Zamiast być szefem dużego wirtualnego kraju, woli być prezydentem kraju małego, lecz istniejącego.
Białoruska opozycja także nie próżnuje. Od kilku miesięcy jej pięciu przedstawicieli jeździ do Moskwy i próbuje przekonać Kreml, że każdy z nich byłby lepszy na fotelu prezydenta niż Łukaszenka. Białoruscy demokraci nie chcą drażnić Rosji, więc wszyscy proponowani kandydaci są starymi znajomymi Kremla, powiązanymi z dawnym systemem. Rada Koordynacyjna, stworzona w celu pojedna-nia białoruskiej opozycji, skłania się ku temu, aby głównym rywalem Łukaszenki uczynić Siamiona Domasza, byłego szefa obwodu grodzieńskiego.
Opozycja obiecuje także wsparcie obecnej administracji, najwyraźniej zmęczonej rządami Łukaszenki. Urzędnicy narzekają na razie po cichu, czekając na wyjaśnienie sytuacji. Niektórzy, jak były wiceszef obwodu brzeskiego, zaczynają już jednak głośno krytykować prezydenta. Łukaszenka może polegać na biurokracji dopóty, dopóki będzie miał szanse na reelekcję. Odwracają się od niego również zwykli ludzie. Ponad połowa społeczeństwa nie chce, aby sprawował władzę przez kolejne pięć lat. Ale czy pojawi się odpowiedni kontrkandydat?
Sytuacja staje się coraz bardziej skomplikowana. Tym razem o władzę walczyć będą trzy obozy i Łukaszenka musi stawić czoło zarówno opozycji, jak i stronnictwu rosyjskiemu. Prezydent zrozumiał, że jego najwierniejszy sojusznik, Kreml, odwraca się do niego plecami. Nie może też całkowicie wierzyć współpracownikom. Niewykluczone jednak, że Łukaszenka po raz kolejny okaże się lisem, zdolnym wymanewrować wszystkich przeciwników i zmusić do milczenia niezdecydowanych konformistów. A opozycjoniści? Wiktar Hańczar, Jury Zacharanka i Henadź Karpenka już milczą.
Więcej możesz przeczytać w 26/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.