Los skojarzył w ćwierćfinale Ligi Mistrzów ekipy Real Madryt i Liverpoolu FC, które trzy lata temu zmierzyły się w finale tych prestiżowych rozgrywek. Wówczas górą byli Królewscy, którzy również przed wtorkowym spotkaniem w stolicy Hiszpanii byli faworytami. Podopieczni Jurgena Kloppa rozgrywają bowiem słaby sezon w lidze i są zaledwie cieniem drużyny, która jeszcze dwa sezony temu siała postrach w Europie.
Dwa gole Realu do przerwy
Zawodnicy prowadzeni przez Zinedine Zidane'a już od początku starali się postraszyć rywali. W 2. minucie strzał zza pola karnego oddał Karim Benzema, ale piłka wpadła wprost w ręce Alissona Beckera. Francuz jednak raz po raz próbował rozrywać linię defensywną rywali, cofając się również do rozegrania.
Królewscy kolejną dobrą okazję mieli w 13. minucie, kiedy to Ferland Mendy dogrywał ze skrzydła do Viniciusa Juniora, którego strzał głową minął jednak bramkę Liverpoolu. W 27. minucie błysnął za to Toni Kroos, fenomenalnym podaniem z własnej połowy odnajdując Vinicusa. Brazylijczyk zgubił dwóch obrońców dobrym przyjęciem i pewnie pokonał bramkarza, otwierając wynik.
Prowadzenie w 26. minucie podwyższył Marco Asensio, który wykorzystał niefrasobliwość defensorów The Reds. Ponownie udział w bramce miał Kroos, którego długie podanie próbował przerywać Trent Alexander-Arnold. Angielski obrońca zrobił to jednak na tyle nieporadnie, że piłka trafiła do młodego Hiszpana, który na raty pokonał bramkarza. Real przeważał i miał jeszcze więcej szans na poprawę wyniku, ale mecz zakończył się do przerwy wynikiem 2:0.
Salah dał nadzieję
W 51. minucie doszło do dużego zamieszaniu w polu karnym Realu. Dobrze piłkę podprowadził Georginio Wijnaldum, który podał do Diogo Joty. Strzał Portugalczyka został zablokowany, jednak piłka trafiła pod nogi Salaha, który z bliskiej odległości pokonał Courtoisa. Goście nie tylko zaskoczyli defensywę Królewskich, ale również dali jasny sygnał, że nie zamierzają poddać tego meczu bez walki.
W 63. minucie dobrą okazję po raz kolejny mieli goście. Jota rozegrał dwójkową akcję z Andrew Robertsonem, piłka ostatecznie trafiła do Mane, który został jednak zablokowany. To był jednak kolejny sygnał coraz lepszej gry Liverpoolu w ofensywie, czyli formacji mocno szwankującej w pierwszej odsłonie.
Marzenia The Reds na wyrównanie rozwiał w 65. minucie Vinicius. Modric wbiegł w pole karne, odegrał na 11. metr do Brazylijczyka, który uderzeniem z pierwszej piłki po raz kolejny wpisał się na listę strzelców. Królewscy do ostatniej minuty kontrolowali spotkanie, skutecznie rozbijając ataki rywali. Wynik 3:1 stanowi bezpieczna zaliczkę przed rewanżem, w którym podopieczni Kloppa będą musieli wspiąć się na wyżyny możliwości, by wyeliminować mistrzów Hiszpanii.
twitterCzytaj też:
Emocje w meczu Manchesteru City z Borussią. Dwie bramki w końcówce spotkania