Tchórze udają odważnych, lenie - pracowitych
Prawo to nie każda ustawa przeforsowana przez większość, lecz ta i tylko ta, która pozwala nam utrwalać obyczaje, dzięki którym nawet w najgorszych czasach szanowaliśmy państwo. Zatem siłę - argumentów, instytucji, autorytetów - narzucaliśmy tym, którzy bez niej nie rozumieli i nadal nie rozumieją idei ładu społecznego.
Minimum stabilizacji przepisów własnościowych, podatkowych, dyscypliny pieniądza - pozwoli nam się rozwijać. Rozwój nie jest przecież owocem wszechogarniającego państwowego zarządzania, lecz owocem swobodnej inicjatywy. To ona decyduje o zasobności jednostek, rodziny, społeczności. Tylko tyle rządu, aby obywatele byli wolni pod rządami prawa, wolnością swoją nie naruszając wolności innych. Ta liberalna definicja wolności jest oczywiście nie w smak wszystkim, którzy na dźwięk słowa Naród doznają erekcji. To różni centroprawicę nakładającą cugle myśleniu narodowemu od prawicy żyjącej tylko emocjami: szukającej wrogów tam, gdzie globalizacja skazuje nas nieuchronnie na rywali. To nie Unia Europejska nas pogania, to my chcemy dogonić Europę.
Linia rozumowania liberalnych konserwatystów ma inne punkty charakterystyczne niż u prawdziwych prawicowców, prawdziwych liberałów czy prawdziwych Polaków. Ci ostatni są wciąż podnieceni doktrynalnie, ideologicznie albo patriotycznie. Szukają wciąż nie dość zdecydowanych, nie dość bezwzględnych, żeby przez chwilę poczuć się lepiej.
Śpię spokojnie. Polska prawdziwie prawa jest inna niż w poniedziałkowy poranek, gdy nasz rodak wściek-ły, że skończył się weekend, szuka kielni na budowie, papierów z piątku, dyskietki zapomnianej w kieszeni marynarki, którą zostawił na imprezie. Ta Prawa Polska patrzy z niesmakiem na awantury polityków, na stygmaty cukrowe niektórych posłów, na arogancję wobec elektoratu, na prywatę ubraną w troskę o dobro wspólne. Prawa Polska "swoje wie", pamięta poniżenie stanu wojennego, cwaniactwo komunistycznej młodzieżówki czy dzisiejszych czyściochów, szukających na zewnątrz teczek kolegów, które założyli w swoich głowach i stąd bierze się ich ból.
W litanii Prawej Polski nie szukamy zbawienia u Matki Boskiej Częstochowskiej. To fizyka, a nie metafizyka naszego życia wciąż nas gnębi. Tchórze udają odważnych, lenie - pracowitych. Bilans energetyczny obywateli powoduje, że odwracają się od tych jałowych ruchów w przestrzeni publicznej. AIDS polskiej polityki to utrata odporności na władzę.
Chwila poniedziałkowej zadumy prowadzi do przekonania, że felieton "Prawa Polska" próbuje temu hasłu, wymyślonemu przez moją żonę, przydać cech aspiryny na wyborczą gorączkę. Łyknij ją, czytelniku, i popij wodą. Tylko nie tą, którą wyciskasz z przemówień.
Minimum stabilizacji przepisów własnościowych, podatkowych, dyscypliny pieniądza - pozwoli nam się rozwijać. Rozwój nie jest przecież owocem wszechogarniającego państwowego zarządzania, lecz owocem swobodnej inicjatywy. To ona decyduje o zasobności jednostek, rodziny, społeczności. Tylko tyle rządu, aby obywatele byli wolni pod rządami prawa, wolnością swoją nie naruszając wolności innych. Ta liberalna definicja wolności jest oczywiście nie w smak wszystkim, którzy na dźwięk słowa Naród doznają erekcji. To różni centroprawicę nakładającą cugle myśleniu narodowemu od prawicy żyjącej tylko emocjami: szukającej wrogów tam, gdzie globalizacja skazuje nas nieuchronnie na rywali. To nie Unia Europejska nas pogania, to my chcemy dogonić Europę.
Linia rozumowania liberalnych konserwatystów ma inne punkty charakterystyczne niż u prawdziwych prawicowców, prawdziwych liberałów czy prawdziwych Polaków. Ci ostatni są wciąż podnieceni doktrynalnie, ideologicznie albo patriotycznie. Szukają wciąż nie dość zdecydowanych, nie dość bezwzględnych, żeby przez chwilę poczuć się lepiej.
Śpię spokojnie. Polska prawdziwie prawa jest inna niż w poniedziałkowy poranek, gdy nasz rodak wściek-ły, że skończył się weekend, szuka kielni na budowie, papierów z piątku, dyskietki zapomnianej w kieszeni marynarki, którą zostawił na imprezie. Ta Prawa Polska patrzy z niesmakiem na awantury polityków, na stygmaty cukrowe niektórych posłów, na arogancję wobec elektoratu, na prywatę ubraną w troskę o dobro wspólne. Prawa Polska "swoje wie", pamięta poniżenie stanu wojennego, cwaniactwo komunistycznej młodzieżówki czy dzisiejszych czyściochów, szukających na zewnątrz teczek kolegów, które założyli w swoich głowach i stąd bierze się ich ból.
W litanii Prawej Polski nie szukamy zbawienia u Matki Boskiej Częstochowskiej. To fizyka, a nie metafizyka naszego życia wciąż nas gnębi. Tchórze udają odważnych, lenie - pracowitych. Bilans energetyczny obywateli powoduje, że odwracają się od tych jałowych ruchów w przestrzeni publicznej. AIDS polskiej polityki to utrata odporności na władzę.
Chwila poniedziałkowej zadumy prowadzi do przekonania, że felieton "Prawa Polska" próbuje temu hasłu, wymyślonemu przez moją żonę, przydać cech aspiryny na wyborczą gorączkę. Łyknij ją, czytelniku, i popij wodą. Tylko nie tą, którą wyciskasz z przemówień.
Więcej możesz przeczytać w 26/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.