Formalnie zmiany w edukacji parlament zatwierdził jeszcze w kwietniu br. Nowelizację, która znosi obowiązek przypisania ucznia w edukacji domowej do szkoły w tym województwie, w którym mieszka oraz likwiduje wymóg uzyskania opinii poradni psychologiczno-pedagogicznej dla rozpoczęcia edukacji domowej, poparła najpierw sejmowa większość, a później aż 94 senatorów.
– Takie parlamentarne porozumienie ponad podziałami to w głównej mierze zasługa rodziny prof. Zakrzewskich – podkreśla prof. Karol Karski, którego kapituła również postanowiła nagrodzić Orłem Wprost.
Zakrzewscy to małżeństwo, które od lat angażuje się w upowszechnianie edukacji domowej, stąd nowe, bardziej liberalne prawodawstwo nazywane jest potocznie „ustawą Zakrzewskich”. Prof. Karskiego nagrodzono za jego konsekwentne wspieranie rozwoju edukacji spersonalizowanej. Kapituła nagrody doceniła również działalność Ministerstwa Edukacji i Nauki, które wsparło zmiany, a osobą odpowiedzialną był w resorcie wiceminister Tomasz Rzymkowski.
Czytaj też:
Orły WPROST Polskiej Edukacji dla Rodziny Pawła i Marzeny Zakrzewskich
– Przy tak szczególnej okazji mogę już chyba śmiało powiedzieć to po raz pierwszy publicznie: To nie koniec zmian w realizacji obowiązku szkolnego poza szkołą, czyli tzw. „edukacji domowej". Nasz resort pracuje nad kolejnymi punktami mającymi jeszcze bardziej otworzyć drzwi dla rodziców chcących uczyć swoje dzieci w domu. Od przyszłego roku zwiększamy mnożnik przy naliczaniu subwencji oświatowej z 0,6 do 0,8. Pracujemy nad zniesieniem regionalizacji zajęć pozalekcyjnych. Bo dzisiaj uczeń z Suwałk przypisany do szkoły w Szczecinie musiałby w ramach np. wyjścia do muzeum, pojawić się w placówce kulturalnej właśnie stolicy Zachodniego Pomorza – mówi nam Tomasz Rzymkowski.
– Wciąż mamy wiele absurdów w polskim szkolnictwie, ale obiecuję, że podejmujemy wszystkie działania podyktowane dobrem dzieci i ich rodziców – dodaje na koniec wiceminister edukacji i nauki.
– Jesteśmy zadowoleni, że wreszcie można zobaczyć efekty prac, które zaczęliśmy już w 2016 r. To wtedy, po roku spędzonym poza krajem, rozpoczęliśmy prace nad nowymi zapisami. Wcześniej promowana przez nas forma edukacji napotykała na wiele problemów, a kilkadziesiąt tysięcy polskich dzieci bezpowrotnie wypadło z naszego systemu. Rodzice byli zmuszeni przepisywać je np. do szkół amerykańskich i z międzynarodową maturą najczęściej kontynuowały naukę na zagranicznych uczelniach. Dla naszego rynku pracy to ludzie już straceni – mówi prof. Paweł Zakrzewski, który na spotkanie z nami dotarł z dwójką swoich dzieci.
– Zdecydowanie lepiej jest nam na edukacji domowej. Sami możemy decydować o tym, kiedy chcemy uczyć się intensywniej, a kiedy odpocząć. Nie ma przymusu, takiego jak w szkole. Sami też decydujemy o porach, w których chcemy się uczyć. Nie ma takich przypadków, że w czasie dobrej pogody siedzimy w pomieszczeniu i patrzymy za okno, niewiele później zapamiętując z zajęć. Kiedy nie ma przymusu, bardziej ciągnie też do książek. Jest więcej czasu na rozwój swoich zainteresowań i pasji – tłumaczy Basia Zakrzewska.
– Warto podkreślić, że nazwa „edukacja domowa” jest przestarzała. Nie jesteśmy przykuci do jednego miejsca i możemy uczyć się np. w podróży. Mogę np. polecieć do Kolumbii i stamtąd kontynuować naukę. Lepiej sprawdza się chyba nazwa „edukacja nowoczesna” – dodaje Antoś Zakrzewski, który po drodze na spotkanie z nami zdawał przez telefon egzamin z języka angielskiego.
– Edukacja domowa nie oznacza izolacji. Rodziny starają się zapewniać swoim dzieciom kontakt z innymi dziećmi. Spotykamy się regularnie. W 2012 r. stworzyliśmy wioski edukacyjne – to rzecz bardzo popularna na świecie. Wynajęliśmy ośrodek, w którym mogły zamieszkać całe rodziny z dziećmi. Okazało się, że w dwa tygodnie można przygotować się do egzaminów zewnętrznych. Dotyczyło to dzieci m.in. sportowców, artystów, ludzi podróżujących – słyszymy od Marzeny Zakrzewskiej. – U nas dziesięciolatek czy dwunastolatek sam zaczyna szukać wiedzy. To podstawowa różnica. Taki uczeń nie jest zamknięty w domu, dlatego komunikujemy bardziej o edukacji spersonalizowanej czy też demokratycznej. Poza wioskami powstawały też kluby edukacji demokratycznej, w których to uczniowie głosowali nad tym, co chcą robić – uzupełnia Paweł Zakrzewski.
Małżeństwo Zakrzewskich zgodnie podkreśla, że edukacja domowa to szansa dla wielu dzieci. Chodzi m.in. o dzieci z niepełnosprawnościami, które dzięki spersonalizowanej formie nauczania mogą skuteczniej przygotowywać się do funkcjonowania w rzeczywistości. Z edukacji domowej korzystają również rozsiani po świecie Polonusi i Polacy, którzy zarobkowo musieli przenieść się zagranicę tylko czasowo. Ich dzieci nie muszą mierzyć się ze stresem związanym z rozpoczęciem nauki w obcym kraju, którego języka nie znają. Nowe przepisy to również ułatwienie dla dzieci osób często podróżujących z powodów zawodowych – sportowców, muzyków, przedstawicieli wolnych zawodów. W tej chwili z takiej formy edukacji, często nieoficjalnie, korzysta u nas ok. 15-20 tys. dzieci.
- Inicjatywę przyjęto w naszym parlamencie w sposób, który nie zdarza się często. Chodziło o danie możliwości wyboru, a nie zniechęcanie do posyłania do tradycyjnej szkoły. Nie ma mowy o zmuszaniu, tylko o stworzeniu możliwości dla tych, którym wcześniej rzucano kłody pod nogi – podsumowuje Karol Karski i dodaje, że teraz jednym z najważniejszych wyzwań będzie ujednolicenie wymagań poszczególnych kuratorów wobec ludzi odpowiedzialnych w Polsce za edukację domową.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.