Redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” Adam Michnik wytaczając coraz to nowe procesy chce zastraszyć środowisko publicystów. Przekaz jest jasny: zastanów się kilka razy zanim napiszesz krytyczną uwagę o Michniku - ikonie III RP.
Adam Michnik idzie dziś na noże ze środowiskiem, które przez całe lata 90. krytykowało go nawet w ostrzejszy sposób. Dlaczego dziś chce kierowania spraw na drogę sądową? Warto przypomnieć jeden z pierwszych tego typu incydentów. W wrześniu 2005 r. Michnik na łamach „Gazety Wyborczej" za pośrednictwem swojego mecenasa zapowiedział podjęcie kroków prawnych wobec osób, które wykorzystają informacje przechowywane w IPN, a pochodzące z założonych mu przez SB podsłuchów.
Przez ostatnie 1,5 roku sprawa poszła dalej. Michnik pozywał lub groził pozwem wielu dziennikarzom za ewidentnie publicystyczne opinie. W ostatnim przypadku poszło o stwierdzenie, które prof. Andrzej Zybertowicz przypisał Michnikowi o tym, że miał on wielokrotnie twierdzić iż „skoro tyle lat siedział w więzieniu, to ma rację".
Profesor Zybertowicz odmówił przeproszenia i mam nadzieję, że będzie konsekwentny. Argumentację, którą przywołał Zybertowicz była wielokrotnie przytaczana przez środowisko „Gazety Wyborczej" jako argument kończący spory. Przekaz jaki za sobą niosła był jasny: Adama Michnika mogą krytykować tylko te osoby, który wycierpiały w PRL, tyle co on.
W moim odczuciu Adam Michnik stara się nałożyć publicystom swoisty kaganiec „autocenzury", tak aby w obliczu co raz to nowych informacji, które mogą zostać upublicznione (np. ze wspomnianych już podsłuchów w IPN) bali się wyrażać własne opinie w obawie przed niemal pewną sprawą sądową.
Przez ostatnie 1,5 roku sprawa poszła dalej. Michnik pozywał lub groził pozwem wielu dziennikarzom za ewidentnie publicystyczne opinie. W ostatnim przypadku poszło o stwierdzenie, które prof. Andrzej Zybertowicz przypisał Michnikowi o tym, że miał on wielokrotnie twierdzić iż „skoro tyle lat siedział w więzieniu, to ma rację".
Profesor Zybertowicz odmówił przeproszenia i mam nadzieję, że będzie konsekwentny. Argumentację, którą przywołał Zybertowicz była wielokrotnie przytaczana przez środowisko „Gazety Wyborczej" jako argument kończący spory. Przekaz jaki za sobą niosła był jasny: Adama Michnika mogą krytykować tylko te osoby, który wycierpiały w PRL, tyle co on.
W moim odczuciu Adam Michnik stara się nałożyć publicystom swoisty kaganiec „autocenzury", tak aby w obliczu co raz to nowych informacji, które mogą zostać upublicznione (np. ze wspomnianych już podsłuchów w IPN) bali się wyrażać własne opinie w obawie przed niemal pewną sprawą sądową.