Nie tak dawno, w samym środku pandemii, doszło do kolejnego starcia o Górski Karabach między Armenią i Azerbejdżanem. Wielu analityków postrzegało ten konflikt jako „proxy war” – wojnę zastępczą między Turcją, czyli NATO, a Rosją, gdzie „natowskie” drony wygrały z rosyjskimi systemami przeciwrakietowymi.
Wygląda na to, że nasza polityka ogólnopolska, konflikt między władzą a opozycją, też ma takie „proxy wars”. To wszelkie możliwe wybory odbywające się gdziekolwiek. Rzeszów jest tu dobrym przykładem.
Charakterystyczne były komentarze. Nadmierny triumfalizm krajowej opozycji i buńczuczne zapowiedzi nowego prezydenta Rzeszowa, że od tego miasta zaczyna się marsz po władzę w Polsce. Oraz skomplikowane samopocieszanie się zwolenników PiS, że ich partia poprawiła wyniki na tle tego, co było kiedyś.
Ale co z samym Rzeszowem?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.