Przed sądem stoją Marian P., Kazimierz T., Zbigniew K. i Czesław Ś., oddelegowany do Informacji z UB. Są oskarżeni o to, że od 1949 r. do 1952 r. znęcali się nad aresztowanymi generałami Stanisławem Tatarem, Stefanem Mossorem, Józefem Kuropieską i płk. Marianem Utnikiem, chcąc ich zmusić do przyznania się do udziału w nieistniejącym spisku, działalności agenturalnej i wyjaśnień zgodnych z założoną koncepcją śledztwa.
Przed mowami końcowymi stron sąd wysłuchał w środę jeszcze jednego świadka wezwanego przez obronę. Tadeusz Jurczak, wobec którego toczy się sprawa w związku z tzw. procesami odpryskowymi, był kolegą Kazimierza T. w szkole oficerskiej i w Informacji Wojskowej, a potem jego sąsiadem. Zeznał, że T. mówił mu, że Mossor żywił doń urazę za złe traktowanie, ale przyjął jego przeprosiny.
Pytany przez sąd, na czym mogło polegać złe traktowanie, świadek odparł: "Może mu ubliżył, może używał niestosownych epitetów. Taki klimat był". "Czy to na pewno jest świadek obrony?" - ironizował przewodniczący składu sędzia Piotr Raczkowski. Jurczak przyznał, że do sposobów wymuszania wyjaśnień należały konwejery - długotrwałe przesłuchania przez zmieniających się śledczych, zaprzeczył natomiast, by stosowano "stójki" - długo nie pozwalając przesłuchiwanym usiąść ani się oprzeć.
Piotr Dąbrowski z pionu śledczego IPN przypomniał, że według Władysława Kochana, ówcześnie wiceszefa IW, oskarżeni wchodzili w skład specjalnej grupy śledczej, a niedozwolone metody były na porządku dziennym. Wskazał, że do wielokrotnego udziału w przesłuchaniach przyznali się oskarżeni, o udziale w dziesiątkach i setkach przesłuchań świadczą też wezwania i notatki z przesłuchań, których autentyczności nikt nie zakwestionował. Prokurator przypomniał inne sposoby działania Informacji - dręczenie brakiem snu i zimnem, do czego uciekał się Czesław Ś. przesłuchując Kuropieskę, i podobne metody stosowane przez ówczesnego porucznika Kazimierza T. wobec gen. Mossora. Skutkiem składanych przez Mossora skarg było umieszczanie go w zimnym i mokrym karcerze.
Dąbrowski odrzucił argumenty oskarżonych, że byli młodzi i nie wiedzieli, w jakim procederze biorą udział. "Stosując represje mieli świadomość, że pokrzywdzeni wywodzą się z II Rzeczypospolitej i Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i to jest powodem ich prześladowań. Dodał, że nikt nie zmuszał śledczych do znęcania się nad przesłuchiwanymi, a T. i Ś. nawet wykazywali własną inicjatywę. "Zachowanie oskarżonych wyczerpuje definicję zbrodni komunistycznej" - powiedział Dąbrowski. Dla Czesława Ś. zażądał trzech i pół, dla Kazimierza T. trzech, dla Zbigniewa K. dwóch i pół, a dla Mariana P. dwóch lat więzienia.
Jerzy Jaworski, obrońca Mariana P. i Czesława Ś. mówił, że Polska nie była niepodległa, a jego klienci wykonywali nakazy radzieckich oficerów. "Odium tego zła nie może spaść wyłącznie na oskarżonych" - przekonywał, wnosząc o uniewinnienie.
Także broniąca Kazimierza T. Anna Wołosewicz-Bode argumentowała, że "to, co się działo, było konsekwencją tego, że Polska została sprzedana w Jałcie. Przekonywała, że T., który pochodził z robotniczej rodziny i do wojska wstąpił mając 19 lat, musiał uczestniczyć w przesłuchaniach gen. Mossora, ale nie wykazywał "chęci sadystycznego wywyższenia się" nad generałem, a jego postawa budziła zastrzeżenia sowieckich szefów IW. Oceniła, że w procesie brakuje twardych dowodów, a poszlakom brakuje logicznego ciągu.
"Nie ma dowodów na konkretne czyny, które można określić jako znęcanie się" - przekonywał Andrzej Zamorowski, broniąc Zbigniewa K. Podkreślił, że K. został włączony do śledztw przeciw Tatarowi i Kuropiesce, gdy trwały już one od wielu miesięcy. Przyznał, że nazwisko jego klienta przewija się w zeznaniach Tatara i Kuropieski, obciążyli go też świadkowie, w tym były wiceszef IW Władysław Kochan, ale mówili bardzo ogólnie.
"Sprawa Tatara" była najgłośniejszym politycznym procesem pokazowym stalinowskiej Polski, w którym pod sfabrykowanymi zarzutami sądzono grupę wojskowych z II RP i Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. W procesie zapadły wysokie wyroki: gen. Tatar (oficer Komendy Głównej AK) dostał dożywocie. Na wieloletnie więzienie skazano m.in. gen. AK Franciszka Hermana, gen. Jerzego Kirchmayera, gen. Kuropieskę, gen. Mossora, płk. Utnika. Kilkudziesięciu innych oficerów skazano potem w tzw. procesach odpryskowych, dwudziestu stracono. Po 1956 wszystkich zrehabilitowano.
Wykonawcą scenariusza sprawy był nadzorujący śledztwo płk Antoni Skulbaszewski, sowiecki oficer i szef Informacji. Pomagał mu płk Kochan - późniejszy wiceszef Informacji, a wtedy szef jej oddziału śledczego - skazany za "sprawę Tatara" w 1959 r. na 5 lat więzienia (odsiedział niespełna rok) oraz degradację. Ostatnio MON odebrało mu prawo do ponad 3 tys. zł wojskowej emerytury.
Poprzedniczce IPN - Głównej Komisji Badania Zbrodni Przeciw Narodowi Polskiemu - udało się jeszcze w latach 90. zebrać dowody winy 28 funkcjonariuszy Informacji ze sprawy "spisku". W 1998 r. Główna Komisja wniosła do prokuratury wojskowej o postawienie zarzutów 10 oficerom. Potem śledztwo przejął utworzony w 2000 roku IPN. Dwóch oficerów Informacji ze sprawy "spisku" osądziły już sądy RP z oskarżenia IPN: Henryk O. dostał rok więzienia w zawieszeniu, a Leopold S. - półtora roku w zawieszeniu. W trakcie procesu w 2002 r. zmarł zaś 76-letni Mikołaj Kulik. W warszawskim IPN trwa jeszcze kilka śledztw wobec śledczych od "spisku".pap, ss