W czwartek 26 sierpnia w Usnarzu Górnym pojawili się ksiądz Wojciech Lemański oraz pastor Michał Jabłoński. Przywieźli torby z jedzeniem, wodą i lekami dla migrantów. Podobnie jak wiele osób przed nimi, próbowali przekazać te dary potrzebującym. Podobnie jak w poprzednich przypadkach, nie pozwolono im na to.
– Myśmy zaproponowali z pastorem Michałem, że te proste dary, czyli wysokokaloryczne pokarmy, wodę i lekarstwa doniesiemy do granicy, w asyście ewentualnie sił porządkowych i pozostawimy. Odpowiedź była: nie wolno. Nie możemy, bo są rozkazy – mówił w rozmowie z TVN24 ksiądz Lemański. – Dary, które żeśmy przywieźli, zabieramy z powrotem ze sobą – dodawał.
Ksiądz Lemański o „słynnej polskiej metodzie”
Duchowny oburzał się na fakt, że nie podano mu nawet powodu, dla którego nie mógłbym pomóc chorym ludziom. – Jest taka słynna polska metoda: „Ktoś podjął decyzję, nie możemy powiedzieć, kto. Jest rozkaz, nie możemy podać czyj”. Nie ma numeru tego rozkazu, nie ma daty jego wystawienia. Możemy się zgłosić do rzecznika prasowego Straży Granicznej, który pewnie powie nam to samo, co tutaj usłyszeliśmy – mówił.
– Chcieliśmy pokazać, że Kościół nie tylko się od tych spraw nie odwrócił plecami, ale chcieliśmy również najprostszą pomoc (przekazać). Poruszyły nas te zdjęcia, kiedy widzieliśmy kobiety czerpiące wodę ze strumienia, w czasie, kiedy żołnierze pija wodę z butelek i myśleliśmy: zostawimy dwie, czy trzy zgrzewki wody po prostu symbolicznie. Wiadomo, że to nie rozwiązuje żadnego problemu – podkreślał.
Czytaj też:
Kukiz śmieje się ze Sterczewskiego. Komentatorzy nie mają dla niego litości, post znika z sieci