Polska dyskryminuje osoby niepełnosprawne
Jan Dorożyński, inwalida z Olsztyna, został przez sąd ukarany grzywną za niestawienie się w charakterze świadka. Rozprawa odbywała się na drugim piętrze w budynku bez windy, a sąd mimo prośby nie wyznaczył nikogo, kto pomógłby Dorożyńskiemu pokonać schody. Zbigniew Trescher z Ciechocinka zakwalifikował się do popularnego teleturnieju, ale kiedy wyznał, że porusza się na wózku, usłyszał, że jego udział w programie jest niemożliwy. Z kolei personel jednej z poznańskich restauracji McDonalds poinformował w ubiegłym roku ankieterów z miejscowej AWF, że niechętnie widzi u siebie niepełnosprawnych, bo odstraszają klientów. To już nie tylko brak pomocy dla inwalidów. To jawna dyskryminacja naruszająca konwencje międzynarodowe.
Pełnosprawny bez nóg
Nikt nie wie, ilu jest w Polsce "braci słabszych". W naszym kraju obowiązuje kilka definicji niepełnosprawności. Ustawa o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnieniu niepełnosprawnych z 27 sier-pnia 1997 r. mówi o osobach, których "stan fizyczny, psychiczny lub umysłowy trwale lub okresowo utrudnia, ogranicza bądź uniemożliwia wypełnienie ról społecznych, a w szczególności zdolności do wykonywania pracy zawodowej". Przepis ten uzależnia jednak uznanie statusu niepełnosprawnego od stosownego orzeczenia o zakwalifikowaniu do niesprawnych znacznie, umiarkowanie i lekko. W skrajnym wypadku oznacza to, że człowiek bez nóg, który dopiero czeka na orzeczenie, może nie zostać uznany za niepełnosprawnego!
Wieloznaczność definicji powoduje, że liczba inwalidów jest w Polsce trudna do ustalenia. Rządowe szacunki mówią o 7-8 proc. populacji, działacze organizacji niepełnosprawnych podają liczby dwa, trzy razy większe. Według danych GUS, w 1996 r. w naszym kraju żyło 5 430 600 osób niepełnosprawnych (14,3 proc. społeczeństwa).
Życie doczesne inwalidy
"Dopóty martwiłem się, że nie mam butów, dopóki nie spotkałem na ulicy człowieka bez nóg" - to zdanie, wypowiedziane przed wielu laty przez amerykańskiego pisarza Dalea Carnegiego, doskonale oddaje mentalną przepaść, jaka dzieli ludzi sprawnych od fizycznie ułomnych. Przed niepełnosprawnymi wyrastają setki przeszkód. Najbardziej widoczne są bariery architektoniczne. W czasach PRL inwalidzi mieli siedzieć w domach i zajmować się chałupnictwem. Teraz bariery te są bardzo powoli usuwane. Często utrudniają to przepisy. W wypadku obiektów zabytkowych ostateczny głos należy do konserwatora, czasami decyduje o tym architekt lub właściciel, któremu nie można niczego nakazać.
Również większość kościołów, nawet wzniesionych w ostatnich latach, jest niedostępna dla niepełnosprawnych. Niektórzy księża nie ukrywają niechęci do ludzi na wózkach. "Nie można zrobić podjazdu, bo nie wjedzie samochód z nowożeńcami" - oświadczył ksiądz Mieczysław Mosak dziennikarce pisma "Integracja". Ojciec Adam Schulz z Biura Prasowego Episkopatu Polski zapewnia jednak, że Kościół troszczy się o niepełnosprawnych: - Są dźwiękoszczelne konfesjonały dla niedosłyszących, wielu kapłanów jest przygotowanych do pracy z upośledzonymi fizycznie, a nawet umysłowo.
Z pewnością przygotowany do tego nie był proboszcz ze Słupi koło Kępna, który nie dopuścił niedorozwiniętego chłopca do Pierwszej Komunii Świętej. Dziecko przyjęło sakrament bez najmniejszych przeszkód w innej parafii. I z pewnością nigdy nie zrozumie, że oba kościoły są domami tego samego Boga.
Dopiero od kilku lat funkcjonuje ustawa, która na projektantów i wykonawców obiektów publicznych nakłada obowiązek dostosowania budynków do potrzeb osób niepełnosprawnych. Muszą oni ująć w planach podjazdy z poręczami, wystarczająco szerokie drzwi i zmodyfikowane toalety. Nie pomyślano jednak o niewidomych. Do rzadkości więc należą windy z przyciskami o wypukłych oznaczeniach pięter, a także głosową informacją o poziomie, na którym zatrzymuje się dźwig. Stosowanie się do tej ustawy dwa lata temu zbadała Najwyższa Izba Kontroli. Większość urzędów nadal nie stworzyła udogodnień dla niepełnosprawnych. Przede wszystkim brakuje podjazdów. Nie ma ich też w siedzibie NIK.
Polska zdrowych
Fizycznie ułomni mogą mieć problemy z uzyskaniem pomocy policji, bo do ich potrzeb zostało dostosowanych jedynie 10 proc. komisariatów (za pieniądze otrzymane z Holandii). W najbliższych wyborach po raz kolejny miliony niepełnosprawnych nie będą mogły zagłosować. Miłosz Wilkanowicz, ekspert w Państwowej Komisji Wyborczej, mówi, że w każdej gminie powinien być co najmniej jeden lokal dostosowany do potrzeb inwalidów, a gminy we własnym zakresie powinny zorganizować transport dla osób mających trudności z przemieszczaniem się. Powinny, ale tego nie czynią, a głosować przez pełnomocnika lub korespondencyjnie nie wolno.
Rozwiązywanie problemów niepełnosprawnych nie zależy tylko od pieniędzy. Można zrozumieć, że najmniej o inwalidów dbają biedne gminy i powiaty we wschodniej Polsce, od Bieszczad po Pojezierze Suwalskie. Nie da się jednak uzasadnić ogromnych różnic w polityce władz Gdyni i Gdańska. W Gdyni usunięto niemal wszystkie bariery, choć dla niepełnosprawnych nadal nie są dostępne tanie hotele w okolicach dworca oraz pływające muzea "Błyskawica" i "Dar Pomorza" (na oba wiodą zbyt wąskie trapy). Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w Gdańsku: schody, schodki, wysokie krawężniki. Stare Miasto, największa atrakcja turystyczna, niechętnie widzi niepełnosprawnych. Nie mogą oni pospacerować nad Motławą ani dotrzeć do Muzeum Morskiego.
W tak bogatym mieście jak Zakopane tylko kilka barów i restauracji oraz jeden bank mają względnie dobrze zaprojektowane podjazdy i wnętrza. Komunikacja publiczna nie dysponuje ani jednym pojazdem choćby częściowo przystosowanym do przewozu inwalidów.
Nieprzyjazny jest Rzeszów. Żadne z podziemnych przejść nie jest dostosowane do potrzeb osób na wózkach. Jedyna publiczna toaleta dla nich znajduje się obok sądu przy zamku Lubomirskich. Sądy, z wyjątkiem apelacyjnego, nie mają wind ani podjazdów.
Bez stołecznych kompleksów
Również w Warszawie przejścia podziemne nie mają wind, brakuje podjazdów do większości instytucji i urzędów, trudno inwalidom poruszać się po dworcach. Sytuacji nie ratują autobusy niskopodłogowe. - Kierowcy zatrzymują pojazd zbyt daleko od krawężnika - mówi korzystający z wózka Franciszek Maczurek, trener w Fundacji Aktywnej Rehabilitacji. - Wejść do tak ustawionego autobusu jest bardzo trudno. Nie wszyscy kierowcy mają też ochotę wyjść z pojazdu, aby opuścić klapę ułatwiającą przejazd wózkiem - dodaje Maczurek. Przyciski służące do sygnalizowania kierowcy potrzeb niepełnosprawnego pasażera często nie działają, a osoby na wózku nie mogą zgłosić zamiaru opuszczenia pojazdu na przystanku na żądanie, bo nie sięgają guzików. Tylko w niektórych autobusach i tramwajach oraz w metrze lektor podaje nazwę przystanku.
Projektanci metra nie pomyśleli o niepełnosprawnych, którzy chcieliby się dostać kolejką do Środmieścia: muszą się oni przedzierać górą przez zatłoczoną Marszałkowską. Na ponaddwukilometrowym odcinku Trasy Łazienkowskiej, między placem Jazdy Polskiej i wschodnim przyczółkiem mostu Berlinga, inwalida nie wejdzie samodzielnie na żaden z przystanków. Przeszkodą są schody. "Nie można zbudować podjazdów i wind dla niepełnosprawnych bez zwężenia ruchliwej jezdni" - informuje Zarząd Dróg Miejskich w Warszawie. Przystanki nad rondem u zbiegu Łazienkowskiej i Myśliwieckiej pozwalają na to bez zwężania jezdni, ale utrudniłoby to życie szalikowcom chadzającym na stadion Legii.
Jeszcze większym wrogiem niepełnosprawnych jest kolej. Zaledwie po kilku dworcach mogą się oni poruszać w miarę swobodnie. Nie w Warszawie. - Na wprowadzenie zmian nie mamy pieniędzy - mówi Mirosława Witek z Biura Prasowego PKP. - Infrastruktura PKP to spuścizna po PRL. Wtedy nikt nie myślał o niepełnosprawnych. Zresztą inwalidzi stanowią niewielki odsetek naszych pasażerów - dodaje Witek.
Przeciwieństwem dworców kolejowych i autobusowych są lotnicze. Warszawskie Okęcie to jedno z nielicznych miejsc w Polsce, w którym ułomny pasażer ma takie same prawa jak pełnosprawny.
Nauka w domu
Przygotowany przez Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji raport dla prezydenta, rządu, Sejmu i Senatu RP stwierdza: "Młodzież uczy się w domu, bo szkoła nie jest przystosowana do potrzeb osób niepełnosprawnych. Placówki, w których nie uczą się niepełnosprawni, deklarują, że dlatego nie ma potrzeby przystosowania obiektu. Nie biorą pod uwagę, że nie uczą się u nich osoby niepełnosprawne, bo nie mogą do szkoły dotrzeć". Kwadratura koła.
Inwalidzi stanowią niewielki odsetek studiujących. Według wspomnianego raportu, najwięcej niepełnosprawnych studentów spośród uczelni państwowych jest na Uniwersytecie Warszawskim (około 190, czyli zaledwie 0,3 proc.). Chętniej kształcą ich wyższe szkoły prywatne. Niektóre stosują nawet znaczne zniżki czesnego. Wiele z nich oferuje niepełnosprawnym system zaoczny studiów.
Dyskryminacja niepełnosprawnych nie ominęła także kultury. Nie ma ani jednego kina, w którym osoby niedosłyszące mogłyby korzystać ze słuchawek, jak choćby w Teatrze Wielkim w Warszawie. W teatrach i salach koncertowych obsługa niechętnie patrzy na wózki inwalidzkie, bo "tarasują przejścia przeciwpożarowe".
W cywilizowanym świecie niepełnosprawni artyści - muzycy, aktorzy, piosenkarze - nikogo nie dziwią. Niektórzy z nich stali się nawet gwiazdami. Niedawno gościł w Polsce jeden z największych tenorów, niewidomy Andrea Boccelli. Prawie pół wieku triumfy święci jeden z najwybitniejszych gitarzystów, niewidomy José Feliciano. W Polsce niepełnosprawnego - zwykle niewidomego - muzyka najczęściej można spotkać przed kościołem. Prawie nie ma koncertów z udziałem niepełnosprawnych i dla niepełnosprawnych. - Niepełnosprawny w naszym kraju źle się kojarzy. Który sponsor chce, żeby kojarzono go z kalectwem? - mówi jeden z animatorów kultury, sam niepełnosprawny.
Inwalidów tu nie trzeba
Chwalimy się sukcesami sportowców na paraolimpiadach, ale są to tylko wybrańcy. Większość ułomnych nie ma możliwości jakiejkolwiek rekreacji. Turystyka osób upośledzonych fizycznie, tak popularna na Zachodzie, w Polsce niemal nie istnieje. Dopiero przed kilku laty powstały pierwsze przewodniki dla niepełnosprawnych po polskich miastach, a nawet po Tatrach. Rozwoju tej turystyki nie blokuje więc brak pieniędzy, ale mała wrażliwość ludzka.
"Nie będę gromadził tu wózków. Mamy czekać na inwalidów? Po co? Chcą przyjechać, proszę bardzo, nie wyganiamy, ale proponuję, żeby wybierali też inne ogrody Warszawy" - wywodził prof. Marek Kwiatkowski, dyrektor Łazienek Królewskich, na antenie Radia Plus.
- Mentalności nie da się zmienić ukazem. Wmawiano nam przez wiele lat, że niepełnosprawny to bezwartościowy element. To się zmienia, ale muszą wymrzeć trzy pokolenia, żeby nasze społeczeństwo zmieniło podejście do kaleki - mówi Krzysztof Kwapiszewski, prezes Klubu Sportowego Niepełnosprawnych Start.
Pełnosprawny bez nóg
Nikt nie wie, ilu jest w Polsce "braci słabszych". W naszym kraju obowiązuje kilka definicji niepełnosprawności. Ustawa o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnieniu niepełnosprawnych z 27 sier-pnia 1997 r. mówi o osobach, których "stan fizyczny, psychiczny lub umysłowy trwale lub okresowo utrudnia, ogranicza bądź uniemożliwia wypełnienie ról społecznych, a w szczególności zdolności do wykonywania pracy zawodowej". Przepis ten uzależnia jednak uznanie statusu niepełnosprawnego od stosownego orzeczenia o zakwalifikowaniu do niesprawnych znacznie, umiarkowanie i lekko. W skrajnym wypadku oznacza to, że człowiek bez nóg, który dopiero czeka na orzeczenie, może nie zostać uznany za niepełnosprawnego!
Wieloznaczność definicji powoduje, że liczba inwalidów jest w Polsce trudna do ustalenia. Rządowe szacunki mówią o 7-8 proc. populacji, działacze organizacji niepełnosprawnych podają liczby dwa, trzy razy większe. Według danych GUS, w 1996 r. w naszym kraju żyło 5 430 600 osób niepełnosprawnych (14,3 proc. społeczeństwa).
Życie doczesne inwalidy
"Dopóty martwiłem się, że nie mam butów, dopóki nie spotkałem na ulicy człowieka bez nóg" - to zdanie, wypowiedziane przed wielu laty przez amerykańskiego pisarza Dalea Carnegiego, doskonale oddaje mentalną przepaść, jaka dzieli ludzi sprawnych od fizycznie ułomnych. Przed niepełnosprawnymi wyrastają setki przeszkód. Najbardziej widoczne są bariery architektoniczne. W czasach PRL inwalidzi mieli siedzieć w domach i zajmować się chałupnictwem. Teraz bariery te są bardzo powoli usuwane. Często utrudniają to przepisy. W wypadku obiektów zabytkowych ostateczny głos należy do konserwatora, czasami decyduje o tym architekt lub właściciel, któremu nie można niczego nakazać.
Również większość kościołów, nawet wzniesionych w ostatnich latach, jest niedostępna dla niepełnosprawnych. Niektórzy księża nie ukrywają niechęci do ludzi na wózkach. "Nie można zrobić podjazdu, bo nie wjedzie samochód z nowożeńcami" - oświadczył ksiądz Mieczysław Mosak dziennikarce pisma "Integracja". Ojciec Adam Schulz z Biura Prasowego Episkopatu Polski zapewnia jednak, że Kościół troszczy się o niepełnosprawnych: - Są dźwiękoszczelne konfesjonały dla niedosłyszących, wielu kapłanów jest przygotowanych do pracy z upośledzonymi fizycznie, a nawet umysłowo.
Z pewnością przygotowany do tego nie był proboszcz ze Słupi koło Kępna, który nie dopuścił niedorozwiniętego chłopca do Pierwszej Komunii Świętej. Dziecko przyjęło sakrament bez najmniejszych przeszkód w innej parafii. I z pewnością nigdy nie zrozumie, że oba kościoły są domami tego samego Boga.
Dopiero od kilku lat funkcjonuje ustawa, która na projektantów i wykonawców obiektów publicznych nakłada obowiązek dostosowania budynków do potrzeb osób niepełnosprawnych. Muszą oni ująć w planach podjazdy z poręczami, wystarczająco szerokie drzwi i zmodyfikowane toalety. Nie pomyślano jednak o niewidomych. Do rzadkości więc należą windy z przyciskami o wypukłych oznaczeniach pięter, a także głosową informacją o poziomie, na którym zatrzymuje się dźwig. Stosowanie się do tej ustawy dwa lata temu zbadała Najwyższa Izba Kontroli. Większość urzędów nadal nie stworzyła udogodnień dla niepełnosprawnych. Przede wszystkim brakuje podjazdów. Nie ma ich też w siedzibie NIK.
Polska zdrowych
Fizycznie ułomni mogą mieć problemy z uzyskaniem pomocy policji, bo do ich potrzeb zostało dostosowanych jedynie 10 proc. komisariatów (za pieniądze otrzymane z Holandii). W najbliższych wyborach po raz kolejny miliony niepełnosprawnych nie będą mogły zagłosować. Miłosz Wilkanowicz, ekspert w Państwowej Komisji Wyborczej, mówi, że w każdej gminie powinien być co najmniej jeden lokal dostosowany do potrzeb inwalidów, a gminy we własnym zakresie powinny zorganizować transport dla osób mających trudności z przemieszczaniem się. Powinny, ale tego nie czynią, a głosować przez pełnomocnika lub korespondencyjnie nie wolno.
Rozwiązywanie problemów niepełnosprawnych nie zależy tylko od pieniędzy. Można zrozumieć, że najmniej o inwalidów dbają biedne gminy i powiaty we wschodniej Polsce, od Bieszczad po Pojezierze Suwalskie. Nie da się jednak uzasadnić ogromnych różnic w polityce władz Gdyni i Gdańska. W Gdyni usunięto niemal wszystkie bariery, choć dla niepełnosprawnych nadal nie są dostępne tanie hotele w okolicach dworca oraz pływające muzea "Błyskawica" i "Dar Pomorza" (na oba wiodą zbyt wąskie trapy). Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w Gdańsku: schody, schodki, wysokie krawężniki. Stare Miasto, największa atrakcja turystyczna, niechętnie widzi niepełnosprawnych. Nie mogą oni pospacerować nad Motławą ani dotrzeć do Muzeum Morskiego.
W tak bogatym mieście jak Zakopane tylko kilka barów i restauracji oraz jeden bank mają względnie dobrze zaprojektowane podjazdy i wnętrza. Komunikacja publiczna nie dysponuje ani jednym pojazdem choćby częściowo przystosowanym do przewozu inwalidów.
Nieprzyjazny jest Rzeszów. Żadne z podziemnych przejść nie jest dostosowane do potrzeb osób na wózkach. Jedyna publiczna toaleta dla nich znajduje się obok sądu przy zamku Lubomirskich. Sądy, z wyjątkiem apelacyjnego, nie mają wind ani podjazdów.
Bez stołecznych kompleksów
Również w Warszawie przejścia podziemne nie mają wind, brakuje podjazdów do większości instytucji i urzędów, trudno inwalidom poruszać się po dworcach. Sytuacji nie ratują autobusy niskopodłogowe. - Kierowcy zatrzymują pojazd zbyt daleko od krawężnika - mówi korzystający z wózka Franciszek Maczurek, trener w Fundacji Aktywnej Rehabilitacji. - Wejść do tak ustawionego autobusu jest bardzo trudno. Nie wszyscy kierowcy mają też ochotę wyjść z pojazdu, aby opuścić klapę ułatwiającą przejazd wózkiem - dodaje Maczurek. Przyciski służące do sygnalizowania kierowcy potrzeb niepełnosprawnego pasażera często nie działają, a osoby na wózku nie mogą zgłosić zamiaru opuszczenia pojazdu na przystanku na żądanie, bo nie sięgają guzików. Tylko w niektórych autobusach i tramwajach oraz w metrze lektor podaje nazwę przystanku.
Projektanci metra nie pomyśleli o niepełnosprawnych, którzy chcieliby się dostać kolejką do Środmieścia: muszą się oni przedzierać górą przez zatłoczoną Marszałkowską. Na ponaddwukilometrowym odcinku Trasy Łazienkowskiej, między placem Jazdy Polskiej i wschodnim przyczółkiem mostu Berlinga, inwalida nie wejdzie samodzielnie na żaden z przystanków. Przeszkodą są schody. "Nie można zbudować podjazdów i wind dla niepełnosprawnych bez zwężenia ruchliwej jezdni" - informuje Zarząd Dróg Miejskich w Warszawie. Przystanki nad rondem u zbiegu Łazienkowskiej i Myśliwieckiej pozwalają na to bez zwężania jezdni, ale utrudniłoby to życie szalikowcom chadzającym na stadion Legii.
Jeszcze większym wrogiem niepełnosprawnych jest kolej. Zaledwie po kilku dworcach mogą się oni poruszać w miarę swobodnie. Nie w Warszawie. - Na wprowadzenie zmian nie mamy pieniędzy - mówi Mirosława Witek z Biura Prasowego PKP. - Infrastruktura PKP to spuścizna po PRL. Wtedy nikt nie myślał o niepełnosprawnych. Zresztą inwalidzi stanowią niewielki odsetek naszych pasażerów - dodaje Witek.
Przeciwieństwem dworców kolejowych i autobusowych są lotnicze. Warszawskie Okęcie to jedno z nielicznych miejsc w Polsce, w którym ułomny pasażer ma takie same prawa jak pełnosprawny.
Nauka w domu
Przygotowany przez Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji raport dla prezydenta, rządu, Sejmu i Senatu RP stwierdza: "Młodzież uczy się w domu, bo szkoła nie jest przystosowana do potrzeb osób niepełnosprawnych. Placówki, w których nie uczą się niepełnosprawni, deklarują, że dlatego nie ma potrzeby przystosowania obiektu. Nie biorą pod uwagę, że nie uczą się u nich osoby niepełnosprawne, bo nie mogą do szkoły dotrzeć". Kwadratura koła.
Inwalidzi stanowią niewielki odsetek studiujących. Według wspomnianego raportu, najwięcej niepełnosprawnych studentów spośród uczelni państwowych jest na Uniwersytecie Warszawskim (około 190, czyli zaledwie 0,3 proc.). Chętniej kształcą ich wyższe szkoły prywatne. Niektóre stosują nawet znaczne zniżki czesnego. Wiele z nich oferuje niepełnosprawnym system zaoczny studiów.
Dyskryminacja niepełnosprawnych nie ominęła także kultury. Nie ma ani jednego kina, w którym osoby niedosłyszące mogłyby korzystać ze słuchawek, jak choćby w Teatrze Wielkim w Warszawie. W teatrach i salach koncertowych obsługa niechętnie patrzy na wózki inwalidzkie, bo "tarasują przejścia przeciwpożarowe".
W cywilizowanym świecie niepełnosprawni artyści - muzycy, aktorzy, piosenkarze - nikogo nie dziwią. Niektórzy z nich stali się nawet gwiazdami. Niedawno gościł w Polsce jeden z największych tenorów, niewidomy Andrea Boccelli. Prawie pół wieku triumfy święci jeden z najwybitniejszych gitarzystów, niewidomy José Feliciano. W Polsce niepełnosprawnego - zwykle niewidomego - muzyka najczęściej można spotkać przed kościołem. Prawie nie ma koncertów z udziałem niepełnosprawnych i dla niepełnosprawnych. - Niepełnosprawny w naszym kraju źle się kojarzy. Który sponsor chce, żeby kojarzono go z kalectwem? - mówi jeden z animatorów kultury, sam niepełnosprawny.
Inwalidów tu nie trzeba
Chwalimy się sukcesami sportowców na paraolimpiadach, ale są to tylko wybrańcy. Większość ułomnych nie ma możliwości jakiejkolwiek rekreacji. Turystyka osób upośledzonych fizycznie, tak popularna na Zachodzie, w Polsce niemal nie istnieje. Dopiero przed kilku laty powstały pierwsze przewodniki dla niepełnosprawnych po polskich miastach, a nawet po Tatrach. Rozwoju tej turystyki nie blokuje więc brak pieniędzy, ale mała wrażliwość ludzka.
"Nie będę gromadził tu wózków. Mamy czekać na inwalidów? Po co? Chcą przyjechać, proszę bardzo, nie wyganiamy, ale proponuję, żeby wybierali też inne ogrody Warszawy" - wywodził prof. Marek Kwiatkowski, dyrektor Łazienek Królewskich, na antenie Radia Plus.
- Mentalności nie da się zmienić ukazem. Wmawiano nam przez wiele lat, że niepełnosprawny to bezwartościowy element. To się zmienia, ale muszą wymrzeć trzy pokolenia, żeby nasze społeczeństwo zmieniło podejście do kaleki - mówi Krzysztof Kwapiszewski, prezes Klubu Sportowego Niepełnosprawnych Start.
Więcej możesz przeczytać w 27/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.