Robert Biedroń komentował w rozmowie z Wirtualną Polską m.in. trwający w stolicy protest medyków. Przedstawiciele zawodów medycznych przeszli ulicami Warszawy w minioną sobotę i zbudowali tzw. białe miasteczko przed siedzibą premiera, gdzie od kilku dni przypominają o swoich postulatach. W rozmowach z medykami nie uczestniczy jednak premier Mateusz Morawiecki. Z informacji PAP wynika, że premier czeka na „urealnienie” postulatów ze strony demonstrujących.
– Premier to ma już nos długi jak Pinokio, jest tchórzem – okłamywał ludzi, a teraz boi się rozmawiać – mówił Robert Biedroń. – Jak mogą mówić tym ludziom, że ich oczekiwania są oderwane od rzeczywistości? Niech to prezesom spółek mówią. Jak ludzie wychodzą na ulicę, to nagle to za dużo. Koniec z tym dziadostwem – dodał.
„Jakoś księża, katecheci, kapelani nie wyjeżdżają z Polski”
Europoseł Lewicy wskazał, że PiS inwestuje w projekty, „które nie mają sensu”, zamiast dołożyć pieniędzy do brakujących sektorów. Jako przykład podał Centralny Port Komunikacyjny, którego budowa ma pochłonąć miliardy złotych. – Mamy pomysł dla medyków – 7,2 PKB w ciągu czterech lat na wsparcie dla służby zdrowia – dodał Biedroń.
– 2,5 mld zł rocznie idzie na religię w szkołach. Jakoś księża, katecheci, kapelani nie wyjeżdżają z Polski, bo im się tu żyje jak pączkom w maśle, a pielęgniarki z Polski muszą wyjeżdżać – mówił. Europoseł Lewicy skomentował także słowa senatora Stanisława Karczewskiego, który zaznaczył w swojej wypowiedzi, że pracuje w czasie, gdy inni medycy protestują. – Obrzydliwe słowa. Medycy protestują w swoich dniach wolnych, pobrali urlopy. Karczewski pokazuje zero zrozumienia, solidaryzmu i empatii – mówił.
Czytaj też:
Protest medyków. Karczewski: Nie wspieram tej akcji. Miejsce lekarza jest przy pacjencie