Temat „farbowanych lisów” w reprezentacji Polski co jakiś czas wraca niczym bumerang. Do naszej kadry regularnie przymierzani są zawodnicy mający większe lub mniejsze powiązania z krajem, a najnowszym tego przykładem jest Matty Cash. W ostatnich latach PZPN co prawda odszedł od stawiania na takich graczy, ale za sprawą piłkarza Aston Villi niebawem może to się zmienić. Dawniej jednak powoływanie obcokrajowców z polskimi paszportami było wręcz modne. Sprawdzamy, jak potoczyły się ich losy.
„Biało-czerwono-czarny”
Pierwszym tego rodzaju przykładem był Emmanuel Olisadebe, którego młodsi kibice mogą już nawet nie pamiętać. Ten pochodzący z Nigerii napastnik był gwiazdą drużyny, którą prowadził Jerzy Engel, a w biało-czerwonych barwach występował w latach 2000-2004. Do naszej kadry narodowej trafił za czasów gry w Polonii Warszawa, do której dołączył w 1997 roku, przechodząc z Jesper United. Z kolei polskie obywatelstwo otrzymał w dużej mierze dzięki poślubieniu Beaty Smolińskiej. Pozostawał w małżeństwie z nią przez 16 lat.
To głównie dzięki golom strzelanym przez Olisadebe w eliminacjach mistrzostw świata reprezentacja Polski mogła w ogóle pojechać na mundial w 2002 roku w Korei i Japonii. W dziewięciu meczach tego rodzaju napastnik zdobył aż osiem bramek. Później jednak, kiedy snajper zaczął grać w Panathinaikosie, jego przydatność dla Biało-Czerwonych znacznie zmalała i w 2004 roku zaliczył swój ostatni występ w naszej kadrze.