Pełnię inteligencji osiąga się wtedy, gdy IQ wykorzystuje się do zrozumienia sytuacji oraz wyciągnięcia z niej wniosków
Z przyjemnością przyglądam się powolnemu, ale konsekwentnemu rozwojowi warsztatu autorskiego felietonisty prof. Ludwika Stommy. Sześć lat temu (22 lipca) opublikował on w "Polityce" pierwszy felieton na mój temat - tekst bezmyślny w treści i ordynarny w formie, w którym ustawił mnie w jednym rzędzie z antysemitami, inkwizytorami, faszystami i bojówkami antyaborcyjnymi dlatego, że napisałem, iż nie wypada, aby palacze przeszkadzali innym i szkodzili ich zdrowiu. Dziś są to już zasady banalne, choć nadal trudne do wyegzekwowania. Ani autor, ani redakcja "Polityki" do dziś nie uznali za stosowne przeprosić za te obelżywe i bezpodstawne porównania. Najwidoczniej nie stać ich na takie zachowanie. Trudno. Kiedy jesienią 1980 r. napisałem w "Polityce", że jeden z sekretarzy KW PZPR w Poznaniu zaopatrzył się nielegalnie w przedsiębiorstwie państwowym w rury do budowy prywatnego domu, redakcja opublikowała sprostowanie i przeprosiny, chociaż to, co napisałem, było prawdą i miałem na to dowody. Problem polegał jednak na tym, że zrobiła się z tego awantura na szczeblu Biura Politycznego KC, gdyż sekretarz był w "nomenklaturze Komitetu Centralnego" i miał być dla prasy nietykalny. Szczerze mi przykro - i wstyd za dawne miejsce pracy - że redakcja "Polityki" tym razem nie odczuła potrzeby przeproszenia.
Postępy jednak są. Widać, że redakcyjna praca z autorem wre. Najświeższy felieton prof. Stommy poświęcony mojej osobie ("Przetarte majtki Moszyńskiego", nr 25) jest wprawdzie nadal bezmyślny w treści, ale już nie ordynarny w formie. Można zatem żywić nadzieję, że przy utrzymaniu wysiłków na dotychczasowym poziomie w roku 2007 L. Stomma opublikuje pierwszy felieton równocześnie elegancki i rzeczowy.
Piszę o bezmyślności dlatego, że autor najwyraźniej nie zastanowił się ani nad tym, co ja napisałem, ani nad tym, co sam napisał. Gdyby było inaczej, nie zarzucałby mi natrętnie, że niczego nie zrozumiałem lub nie chciałem zrozumieć z wyznań gen. Aussaressesa o torturach w Algierii, i nie powtarzałby w końcu felietonu swoimi słowami moich opinii, które kwestionował na jego początku. Streszczając najogólniej zastrzeżenia L. Stommy do moich uwag: sądzi on, że niepotrzebnie skupiłem się na cechach generała - w dodatku, jego zdaniem, nietrafnie rozpoznanych. Powinienem podkreślić, że był on w istocie "perfekcyjnym wytworem systemu, w którym posłuszeństwo, dyspozycyjność i wiarę przenosi się nad sumienie i moralność". W związku z tym daje wyraz poglądowi, że wszystko w moim tekście jest "kompletnym nieporozumieniem, a co więcej - nieporozumieniem głęboko szkodliwym, zacierającym bowiem złowieszczą wymowę faktów".
Podzielam zdanie L. Stommy, że gen. Aussaresses działał w systemie o cechach, jakie wymienił. Zgadzam się też, że system taki zasługuje na potępienie, a zapobieganie takim "powtórkom z przeszłości" wymaga naszej czujności. Felietonista "Polityki" nie zauważył jednak, że mój tekst był na inny temat, choć uwzględniał także ów "systemowy" kontekst (pisałem: "Bez przerwy zasłania się usprawiedliwieniami zewnętrznymi: racją stanu, zielonym światłem rozmaitych szczebli władz - do rządu włącznie"). Spojrzeliśmy z L. Stommą na sytuację gen. Aussaressesa pod innymi kątami, co jednak nie jest podstawą do twierdzenia, że ja niczego z tej sytuacji nie zrozumiałem, natomiast Stomma zrozumiał wszystko. A ponieważ wynika stąd logiczny wniosek, że oprócz tego, co on zrozumiał, nie pozostało już nic do zrozumienia, przeto pozostaje mu już tylko rozdawanie pouczeń.
Oczywiście znam warunki, w jakich "pracował" w Algierii ów generał, ale mnie interesowały one mniej niż pytanie, jak jednostka na nie reaguje, co z kolei jest mniej ważne dla L. Stommy i to jego prawo. Zaznaczmy jednak, że wbrew jego sugestiom nie wszyscy wojskowi francuscy reagowali tak jak Aussaresses. Pewien generał odmówił przeprowadzania tortur i przesiedział za to pół roku w twierdzy. W nadanym właśnie przez telewizję kolejnym wielkim programie o tych problemach (co przeczy zresztą twierdzeniom L. Stommy, jakoby we Francji sprawa ta szybko ucichła) wystąpił też m.in. były brygadier Pouillot, który czuje się winny, przeprasza rodziny ofiar, wzywa Francję do "uznania błędów" i wyznaje, że od 40 lat dręczą go po nocach koszmary. Autor felietonu tłumaczy mi, że Aussaresses nie jest głupkiem, bo jest inteligentny. Różnimy się najwidoczniej w rozumieniu pojęcia inteligencji. Moim zdaniem, pełnię inteligencji osiąga się wtedy, gdy wysoki IQ wykorzystuje się do zrozumienia sytuacji swojej i innych oraz wyciągnięcia z tego wniosków, które z perspektywy czasu okazują się trafne. Jeśli potencjał intelektualny nie jest używany w tym celu, tylko do dostosowywania się do sytuacji, trudno, według mnie, mówić o zachowaniu inteligentnym, raczej o głupim marnowaniu możliwości. Dlatego gen. Aussaresses będzie dla mnie, niestety, już zawsze głupkiem - i to podłym głupkiem.
Więcej możesz przeczytać w 27/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.