We wtorek 5 października na stronie poufnarozmowa.com pojawiła się kolejna partia e-maili, wykradzionych rzekomo ze skrzynki Michała Dworczyka. Z szefem Kancelarii Premiera tym razem korespondować miał jego kolega Adam Borowski, wydawca książek i były działacz antykomunistyczny. Mężczyzna miał zapewnić dziennikarzy Onetu, że wiadomości jego autorstwa są prawdziwe.
W mailu z 10 października 2018 roku Borowski poprosił szefa Kancelarii premiera o zakup przynajmniej 500 egzemplarzy jego albumu, po 200 zł sztuka. Chodziło o książkę „Niepodległa 1918” wydawnictwa Volumen. Mężczyzna tłumaczył, że ma kłopoty finansowe, bo mimo obiecanej pomocy z innych firm, nie otrzymał wsparcia. „I jak to w naszym prawicowym środowisku jest w zwyczaju, nikt nie dotrzymał słowa” – pisał.
Siemoniak: Czy prokuratura zbada jak minister daje kolesiowi zarobić 40 tys. zł?
Ostatecznie Kancelaria Premiera kupiła 400 sztuk albumu. Tomasz Siemoniak z PO uważa, że sprawa powinna trafić do prokuratury. „A czy prokuratura zbada jak minister daje kolesiowi zarobić 40 tys. zł? Prokuratura łatwo sprawdzi, czy mail jest prawdziwy. Nie da się udawać bez końca, że nie ma tematu, bo atak hakerski. Koleś dostał 40 tys. zł czy nie?” – pytał na Twitterze poseł.
Borowski: Nie mam sobie nic do zarzucenia
Borowski podkreśla, że nie czuje się ani trochę zakłopotany opisywaną przez Onet aferą. – Nie mam sobie nic do zarzucenia. Rządzący odbywają setki spotkań, w trakcie których obdarowują swoich gości różnymi prezentami czy pamiątkami – tłumaczył. Podkreślał, że album był wysokiej jakości. – Doskonale się nadawał jako prezent. Czy lepiej, by premier swoim gościom w formie prezentów wręczał długopisy, kubeczki czy inne tego typu suweniry? – pytał.
Czytaj też:
Afera mailowa. Numery telefonów posłów PiS trafiły do sieci