Do czasu nadania depeszy PAP nie uzyskała stanowiska "Gazety Wyborczej" i Agory.
"Mam nadzieję, że wygram ten proces i pieniądze, które dzięki temu uzyskam, przeznaczę na stypendia dla historyków, których zadaniem będzie zbadanie w IPN współpracy środowiska Agory, publicystów, pracowników i współpracowników z komunistycznymi służbami bezpieczeństwa" - powiedział Targalski w niedzielę.
Tragalski powiedział, że przed sądem zamierza dochodzić od Agory 150 tys. zł zadośćuczynienia.
Jak dodał, chce w ten sposób zrewanżować się Agorze. "Mam nadzieję, że wszyscy agenci, którzy współpracują z Agorą mogą teraz wykonywać telefony do pani (Agnieszki) Kublik i pana (Adama) Michnika z podziękowaniem, że zostaną ujawnieni i ich działalność zostanie opisana dzięki pieniądzom Agory" - powiedział.
Rada Nadzorcza Polskiego Radia zawiesiła w sobotę Jerzego Targalskiego w pełnieniu obowiązków członka zarządu spółki, do czasu wyjaśnienia publicznie przedstawianych zarzutów o naganne wypowiedzi kierowane przez niego do zwalnianych z radia pracowników.
Rada uznała, że Targalski powinien być zawieszony w pełnieniu obowiązków do czasu "wyjaśnienia sprawy". Odrębne posiedzenie RN na ten temat wstępnie zaplanowano na 8 maja. Wtedy mieliby być wysłuchani zarówno pracownicy, którzy zgłaszają, że zostali przez Targalskiego nagannie potraktowani, jak i sam Targalski.
Przy okazji przeprowadzanych przez radio zwolnień grupowych w mediach ukazały się wypowiedzi Targalskiego m.in. o tym, że w PR "średnia wieku jest bliska tej na cmentarzu" oraz że "jak się puści w obozie koncentracyjnym miły głos, to też ludzie się z nim zżyją" (o popularności Tadeusza Sznuka).
"Gazeta Wyborcza" przytaczała relację Marii Szabłowskiej, której Targalski miał powiedzieć, że musi ona odejść z radia, bo on czyści je ze "złogów gierkowsko-gomułkowskich" i że "dookoła widzi same stare kobiety".
"Pani Szablowska kłamie" - powiedział Jerzy Targalski. Jego zdaniem, nie przedstawiła żadnych dowodów na potwierdzenie rzekomych jego słów, a Agora - jak dodał Targalski- "wielokrotnie kłamała, mimo że miała możliwość sprawdzenia prawdy".
Sobotnią decyzją Rady Nadzorczej PR Targalski czuje się pokrzywdzony. Jego zdaniem, decyzja ta oznacza, że "oszczercza akcja prowadzona przez 'GW' zakończyła się sukcesem". Jednak - jak zapowiedział - będzie walczył do końca.
Od kilku tygodni sprawę zachowania Targalskiego wobec pracowników bada Radiowa Komisja Etyki. Osoby, które poczuły się przez Targalskiego źle potraktowane zgłaszają się do niej osobiście lub przekazują sprawę na piśmie. Komisja przesłała RN "wstępną informację o stanie sprawy".
W sobotę w obronie Targalskiego stanęła grupa solidarnościowych działaczy, artystów i publicystów. W apelu do Rady Nadzorczej i Zarządu Polskiego Radia napisali, że opisywana przez media sprawa kontrowersyjnego zachowania Targalskiego wobec zwalnianych z radia pracowników opiera się na "kłamstwach, półprawdach i przeinaczeniach" oraz "ma na celu zniszczenie tego wspaniałego człowieka oraz podkopanie zaufania do publicznego radia".
Wcześniej kilka organizacji i instytucji skrytykowało Targalskiego. Głos w sprawie zabrała m.in. Rada Etyki Mediów, która podkreśliła, że: "słowa i zwroty prezesa obrażają ludzi, naruszają ich godność, dezawuują ich walory zawodowe i osobiste". W opinii szefowej KRRiT Elżbiety Kruk, jeśli zarzuty wobec Targalskiego się potwierdzą, "dyskwalifikują go jako członka zarządu publicznej radiofonii".
Zarząd Stowarzyszenia Wolnego Słowa (SWS) zarzucił kierownictwu Radia, że w trakcie zwolnień "poniża pracowników, narusza ich godność osobistą, wytwarza atmosferę zastraszenia i zaszczucia". RPO zwrócił się zaś Głównego Inspektora Pracy o zbadanie, czy wypowiedzi Targalskiego nie naruszyły przepisów Kodeksu pracy. Wcześniej PR informowało, że przeprowadzona w nim kontrola Państwowej Inspekcji Pracy nie wykazała, by w spółce miał miejsce mobbing.ab, pap