Tuż po godzinie 17 w piątek 22 października grupa aktywistów zablokowała skrzyżowanie ulic Rakowieckiej i Puławskiej. – Wracamy na ulice. Nasza walka o przywrócenie praw kobiet jest także walka o wrażliwość jakże często nieobecną na naszej scenie politycznej. Obecna władza jest władza faszyzującą – mówił przez megafon jeden z organizatorów pikiety. Po kilkunastu minutach manifestanci udali się na róg ulic Klonowej i Chocimskiej. Wśród uczestników pikiety byli m.in. Franek Broda, siostrzeniec Mateusza Morawieckiego oraz Bartosz Kramek z Fundacji Otwarty Dialog. Doszło do przepychanek z policją.
Strajk Kobiet w Warszawie. Co działo się na Rondzie Dmowskiego?
Największa manifestacja miała się odbyć w centrum Warszawy, przy Rondzie Dmowskiego. Policja wyłączyła z ruchu wiele okolicznych ulic, a osoby korzystające z komunikacji miejskiej musiały się liczyć ze sporymi utrudnieniami. Wielu przechodniów było zaskoczonych demonstracją, nie wiedzieli, dlaczego ulice są pozamykane.
Protest organizowany przez Strajk Kobiet okazał się kompletną porażką. Z szumnych zapowiedzi zostało bardzo niewiele. Z relacji naszej reporterki Klaudii Zawistowskiej wynika, że na tzw. Rondzie Praw Kobiet pojawiło się zaledwie około 100-150 osób. Dla porównania, ubiegłoroczny Marsz na Warszawę przyciągnął ponad 120 tysięcy uczestników.
Strajk Kobiet. Co powiedziała Marta Lempart?
W manifestacji organizowanej w rok po wyroku TK zaostrzającym prawo aborcyjne nie wzięli udziału żadni politycy. Ze znanych twarzy była jedynie Marta Lempart. – Witamy na rondzie Praw Kobiet w Warszawie. Jesteśmy rok po oświadczeniu mgr Przyłębskiej. Parlament Europejski uznał aborcję za prawo człowieka, poparcie dla legalnej aborcji utrzymuje się na poziomie 69 proc. W tym czasie grupa Aborcja bez Granic pomogła Polkom w 34 tys. aborcji. Nam nie opadają ręce, nie będzie żałoby, nie będzie świeczek – mówiła aktywistka Strajku Kobiet.
W trakcie zgromadzenia zbierano podpisy pod projektem ustawy „Legalna aborcja” a Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu zaprosiła do mikrofonu tych, którzy chcieli publicznie opowiedzieć o swoich doświadczeniach z aborcją.
Lempart i Suchanow zmarnowały energię Polek?
Trudno ukryć, że manifestacja okazała się sporą klapą. – Protestowaliśmy przed rokiem. Nie wykorzystaliśmy energii, która wtedy się pojawiła. Powinniśmy protestować aż do złagodzenia ustawy. A zamiast walczyć o konkretne postulaty skupiliśmy się partyjnej walce z PiS – mówił w rozmowie z reporterką Wprost.pl Bartek Lubaszka z organizacji Młodzi Razem.
Nie szczędził także gorzkich słów pod adresem Marty Lempart. – Zmarnowaliśmy szansę. Robiono sobie zdjęcia pod publiczkę, gdy ludzie byli zamykani w kordonach policyjnych. Nie czuliśmy solidarności z liderkami Strajku Kobiet – dodawał uczestnik protestu.
Inne uczestniczki manifestacji także przyznały, że sytuacja faktycznie jest dość przykra. – Jest nam smutno, ale mamy nadzieję, że kobiety są z nami duchem. Być może przyzwyczajamy się do tego, co się dzieje i tracimy nadzieję na zmiany. A może ludzie po prostu wolą inaczej wyrażać swoje opinie niż poprze uliczne protesty – dodawały Marta i Ania.
Czytaj też:
Co zostało ze Strajku Kobiet w rok po wyroku TK? „Lempart i Suchanow zmarnowały energię Polek”
Strajk Kobiet na ulicach Warszawy. Manifestacja nie przyciągnęła tłumów