– Przyznaję się do wszystkiego – powiedział na pierwszej rozprawie oskarżony Karol B. – opowiem, jak to było.
– Słuchamy – zapewnił sędzia.
– Oni, to znaczy Marek K. i jego kolega Michał, nazwiska nie znam, jeździli po wioskach i pytali pod sklepem, a w niedzielę przed kościołem, czy ktoś chce zarobić. Kto by nie chciał. Dużo nas się zgłosiło. Dali po 2 tysiące i kazali wsiadać do autobusu. A naszym rodzinom powiedzieli, że nie będzie nas dwa, trzy dni.
W drodze do hotelu w Wołominie usłyszeli, że na ich nazwisko będzie wypisana w SKOK-u pożyczka. Teoretycznie, bo pieniędzy nie dostaną i nie będą spłacać, od tego są biznesmeni, to dla nich bankowe miliony. Oni mają się tylko podpisać na umowach, które już czekają w hotelu.
Ponad 3,5 miliarda złotych ukradli ze SKOK–u w Wołominie biznesmeni. W kilku miastach toczą się procesy. Na razie zapadają wyroki dla nieświadomych skali oszustwa tzw. slupów. SKOK Wołomin – największa w Polsce kasa spółdzielcza – upadła w lutym 2015 roku. W toku śledztwa ujawniono gigantyczne nieprawidłowości. 112 podejrzanych w sprawie usłyszało około 170 zarzutów. Przedstawiamy kulisy toczącego się właśnie procesu. W pierwszym odcinku z cyklu o jednej z największych afer finansowych w kraju o tym, jak do zaciągania pożyczek wykorzystywano podstawione osoby.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.