Minister obrony narodowej zaczął wywiad od podkreślenia, że białoruski dyktator znalazł się w potrzasku, który sam na siebie przygotował. – Łukaszenka ma problem, dlatego że zwiózł ludzi, współpracując ze środowiskami kryminalnymi – stwierdził. – Ma problem co zrobić z ludźmi na granicy. On ich oszukał, mówił im, że przejdą – dodawał. – Nie ulega żadnej wątpliwości, że służby białoruskie kierują szturmami. Kamienie, którym obrzucano polskich żołnierzy, zostały zwiezione na granicę – oceniał.
Mariusz Błaszczak zwrócił uwagę na fakt, iż po odpartym masowym ataku na polską granicę z wtorku 16 listopada, manipulowani przez białoruskie służby migranci zmienili strategię działania. – Ta noc nie różniła się od poprzednich, były próby sforsowania granicy, ale przyjęto inne metody działań – mówił. – Kiedy we wtorek skomasowano ludzi i był szturm na granicę w Kuźnicy, kiedy on został odparty przez funkcjonariuszy i żołnierzy (…) przyjęta została inna metoda i teraz mniejsze grupy atakują granice w różnych miejscach – przekazał.
Polityk zaznaczał, że polskie władze nie przepuszczą migrantów, ponieważ chcą uniknąć kolejnych podobnych fal cudzoziemców. – Skoro w Usnarzu Górnym było 30 osób, w ten wtorek w Kuźnicy było to 3 tys. osób, to gdyby ci ludzie przeszli, to za dwa tygodnie mielibyśmy 30 tys. osób, a za miesiąc 300 tys. osób. Przypomnę, że w 2015 roku do Niemiec przyszło 1,7 mln ludzi – rzucił.
Kryzys na granicy Polska-Białoruś
Za kryzys na polsko-białoruskiej granicy odpowiedzialny jest reżim Aleksandra Łukaszenki. Od miesięcy Łukaszenka sprowadza migrantów z Bliskiego Wschodu, by później kierować ich na granicę z Polską. Ma to na celu wywarcie presji migracyjnej na unijnych przywódcach. Granica Polski od strony wschodniej jest bowiem jednocześnie także granicą Unii.
Czytaj też:
Kolejne próby siłowego przekroczenia granicy. MON: Cudzoziemcy byli agresywni