"Państwo europejskie" nie zastąpi państw narodowych
Prof. JAN ZIELONKA, politolog z Centrum Roberta Schumana przy European University Institute we Florencji:
Dyskusja o przyszłości Europy sprowadzana jest często do przeciwstawiania modelu federalistycznego luźnemu związkowi suwerennych państw. Taka dychotomia jest niesłuszna i staram się wykazać, że musimy zmienić sposób myślenia.
To nieprawda, że "państwo europejskie" zastąpi państwa narodowe. W ostatnich latach zresztą idea terytorialnego państwa suwerennego straciła na znaczeniu ze względu na procesy globalizacji i rozszerzanie Unii Europejskiej. Dzisiaj państwa nie są w stanie kontrolować kapitału, a jeśli próbują to robić, kapitał po prostu ucieka. Nawet obrona terytorialna traci sens, a granice nie są przeszkodą w migracji. Z dawnego modelu państwa pozostały dwie rzeczy: tożsamość narodowa, bo ludzie nadal utożsamiają się najbardziej ze swym państwem; druga - ważniejsza - to kwestia demokracji. Na razie prawdziwa demokracja nie istnieje w Europie poza państwem narodowym. Wybory do parlamentu europejskiego to "półwybory", plebiscyty na temat funkcjonowania danego rządu. Poza tym uczestniczy w nich niewielu ludzi.
Proces rozszerzania unii dowodzi, że liderzy europejscy nie w pełni zrozumieli znaczenie końca zimnej wojny. Poza tym aktywność UE rozkłada się na różne dziedziny, ale nie określono priorytetów. Nie można powiedzieć, po co mamy rozszerzać unię, jeżeli nie wiemy, co jest celem integracji jako takiej. Nigdy nie ustalono, czy w integracji chodzi tylko o kwestie gospodarcze, o budowanie państwa politycznego czy może o zapewnienie bezpieczeństwa międzynarodowego.
Politycy mówią o potrzebie decyzji dotyczących rozszerzenia unii, ale gdy przychodzi czas, by je podjąć, ulegają mitom na temat zalewu emigracji z naszego regionu czy opowieściom, że nie potrafimy utrzymać szczelności granicy, albo poddają się presji narodowych grup interesów, które nie chcą dostawać od Brukseli mniej dlatego, że inni wchodzą do unii. Idea przyświecająca procesowi ulega takiemu rozmyciu, że w końcu nie jest to rozszerzenie unii, o jakim myśleliśmy.
Unia staje się organizacją coraz bardziej "buchalteryjną", ale taka jest dzisiaj polityka i gospodarka. Powszechny jest protestancki instynkt, który polega na dorabianiu się i rozwoju. Także podział na "prowincję" i "centrum" w Europie odbywa się w wyniku procesu biurokratycznego.
Zawsze uważałem, że również w Polsce najpierw musimy przejść rewolucję demokratyczną, a później rewolucję rynkową. Konieczna jest jednak także rewolucja kalwińska lub luterańska, która zamieni nasze "romantyczne" podejście do gospodarki państwowej i prywatnej na bardziej "buchalteryjne". Taki jest dzisiaj stan rzeczy w państwach najbardziej rozwiniętych, włączywszy Włochy. To kraj katolicki, który przeszedł swoistą rewolucję kalwińską bez przyjmowania protestantyzmu. Styl życia i sposób myślenia florenckich katolików jest dziś bardziej zbliżony do mentalności mieszkańców północnej Europy niż do potocznych wyobrażeń o ludziach południa.
Więcej możesz przeczytać w 28/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.