Jacek Jaworek nie działał sam? „Wszystko wskazuje na to, że ktoś mu pomógł”

Jacek Jaworek nie działał sam? „Wszystko wskazuje na to, że ktoś mu pomógł”

Jacek Jaworek
Jacek Jaworek Źródło: Policja
Ścigany za potrójne zabójstwo Jacek Jaworek według śledczych mógł mieć pomocnika. W rozmowie z Onetem znający kulisy sprawy policjant twierdził, że są podstawy do takich podejrzeń.

Jacek Jaworek, którego poszukuje policja w całej Europie, mógł uzyskać pomoc przy ucieczce przed organami ścigania. Dziennikarze Onetu próbowali dowiedzieć się, dlaczego w tej głośnej sprawie wciąż nie ma żadnych nowych tropów. Pytali też o odwołanie policyjnego radiowozu sprzed domu Jaworków. Rozmówca portalu wyjaśniał, że początkowo podejrzewano, iż zabójca może wrócić w rodzinne strony. Ostatecznie jednak z tego zrezygnowano i tylko co pewien czas w okolicę wysyłane są patrole.

– Myślę, że Jaworek żyje. Wszystko na to wskazuje, że ktoś mu pomógł – wskazywały na to ślady kół, urwane tropy psów. To mogła być osoba, która blisko mieszka. Niestety to teren wiejski i leśny, nie ma kamer, monitoringu. Jaworek zapadł się pod ziemię – mówił w rozmowie z Onetem policjant orientujący się w tej sprawie.

Nadzorująca śledztwo Prokuratura Okręgowa w Częstochowie nie wie obecnie nawet, czy Jacek Jaworek ukrywa się w kraju, czy za granicą. Nie wiadomo też, kto wysłał do poszukiwanego paczę z Francji. – Przypuszczamy, że jakaś osoba zwróciła się do tej firmy o to, żeby takie dane zostały taką przesyłką przesłane. Wysłanie tradycyjnego listu nie jest typowym zleceniem dla firmy internetowej – tłumaczył Tomasz Ozimek, rzecznik prokuratury.

Jacek Jaworek i potrójne morderstwo w Borowcach

Do potrójnego zabójstwa w Borowcach doszło 10 lipca tego roku. W nocy z 9 na 10- lipca Jacek Jaworek wracał do znajdującego się w tej miejscowości domu brata, u którego mieszkał po powrocie z zagranicy. 52-letni mężczyzna rozstał się z żoną, a podczas pandemii nie mógł pracować poza Polską. Spędził też dwa miesiące w więzieniu za niepłacenie alimentów na dwójkę dzieci. W Borowcach dzielił dom z 44-letnim Januszem, jego żoną Justyną (również 44 lata), 17-letnim Jakubem i 13-letnim Giannim, który urodził się we Włoszech, a tamtejsi urzędnicy nie chcieli przyjąć imienia Jan.

W noc przed morderstwem Jacek Jaworek spotkał się z kuzynem Tomaszem. Miał mówić mu o poczuciu osaczenia, sprawach sądowych, zajęciu działki przez komornika i o tym, że ogólnie „ma dość”. Tomasz zapewnia, że 52-latek nie miał wówczas przy sobie broni, był zbyt lekko ubrany, by zdołał ją ukryć.

Dwa zgłoszenia w noc morderstwa

Zgłoszenie na policję dotarło 46 minut po północy. Dzwoniła kobieta, która zdołała jedynie podać swoje nazwisko. 9 minut później nadeszło kolejne zgłoszenie. Wynikało z niego, że syn telefonującej wcześniej kobiety przebiegł do sąsiadów i to za jego sprawą udało się zawiadomić policję. Był to 13-letni Gianni, który jako jedyny przeżył masakrę.

Patrol policji z Koniecpola był przed domem Jaworków kwadrans od pierwszego zgłoszenia. Funkcjonariusze wezwali straż pożarną ze względu na zamknięte drzwi. W budynku natrafili na ciała trzech osób. Później ustalono, że zginęły one od 10 strzałów: 8 kul trafiło 44-letniego Janusza, pozostałe osoby zginęły od pojedynczych pocisków.

Czytaj też:
Nowe alerty RCB. Przed czym będą ostrzegać?

Źródło: Onet.pl