Na granicy polsko-białoruskiej trwa kryzys migracyjny. Do eskalacji doszło na początku listopada, gdy duże grypy migrantów próbowały przedostać się na terytorium Polski. Obecnie sytuacja się uspokoiła, ale wciąż dochodzi do incydentów. O tym, co działo się po białoruskiej stronie opowiada w rozmowie z TVP Info Syryjczyk, który przebywał w strefie przygranicznej.
Granica polsko-białoruska. Wstrząsająca relacja Syryjczyka
Mężczyzna mówi, że „miał tylko dwie możliwości: albo pójść do wojska, czyli zabijać albo być zabitym, albo przyjechać na Białoruś”. – Ludzie w Syrii nie chcą zabijać, nie chcą już walczyć. Nie chcą przede wszystkim walczyć między sobą – podkreśla. Syryjczyk wskazuje, że w kraju działa biuro, które „załatwia wizy” na Białoruś. W dalszej części rozmowy mężczyzna relacjonuje, co się działo po wylądowaniu w Mińsku. – Pierwszego dnia musiałem zostać na ulicy, nie miałem noclegu, było mi bardzo zimno – mówi. – Gdy wysiedliśmy na lotnisku, nikt nie interesował się naszym losem. Służby odnosiły się do nas bardzo nieprzyjemnie. Zabrali nam telefony i kazali się stamtąd wynosić. Było też dużo ludzi z dziećmi, wszyscy siedzieli na ziemi – opowiada. Pytany o to, czy słyszał o osobach, które były sprowadzane do Mińska i miały zapewniony hotel, przyznaje, że „takich ludzi było dużo”. – Próbowałem kogoś poznać, chciałem z nimi pojechać na granicę, bo nie chciałem tam iść sam, ale wszyscy mi odmówili – zaznacza Syryjczyk.
„Jeden z Białorusinów powiedział mi: Idź umrzeć w Polsce”
Rozmówca TVP Info relacjonuje, że sam kupił niezbędne rzeczy, wziął taksówkę i pojechał w kierunku granicy. Dodaje jednak, że na granicy widział dużo grup, które były tam dowożone przez służby. – Mówili, że mogę próbować przekroczyć granicę, jeśli chcę. Gdy pierwszy raz próbowałem to zrobić, zostałem zatrzymany przez Straż Graniczną. Ale białoruskie służby nie pozwoliły mi opuścić granicy i wycofać się z powrotem do Mińska. Musiałem zostać. Jeden z Białorusinów powiedział mi: Idź umrzeć w Polsce – wspomina. Mężczyzna mówi, że próbował sześć razy wycofać się ze strefy przygranicznej w głąb Białorusi, ale nie pozwalały na to służby. – Dotkliwie mnie pobili – mówi.
Według Syryjczyka Białorusini zabierają migrantom jedzenie, a za butelkę wody żądają nawet 50 dolarów. Mieli im też odbierać pieniądze. Mężczyzna twierdzi też, że białoruscy funkcjonariusze dawali migrantom kamienie, którymi mieli rzucać w polskie służby.
Czytaj też:
Granica Polska-Białoruś. Tak Aleksandr Łukaszenka zarabia na przerzucie migrantów