Chodzi o dwa trybunały, których siedziba znajduje się w Luksemburgu oraz o Europejską Partię Ludową. Te trybunały to: European Court of Auditors (ECA) czyli Europejski Trybunał Obrachunkowy – a więc coś w rodzaju unijnej Najwyższej Izby Kontroli – oraz Court of Justice czyli Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, dawny ETS (Europejski Trybunał Sprawiedliwości).
Tą partią z kolei jest European People’s Party (EPP) czyli Europejska Partia Ludowa. Przypomnijmy, że należą do niej PO i PSL...
O ile szef unijnego NIK-u, czyli ETO – Niemiec Klaus-Heiner Lehne (skądinąd były socjalistyczny eurpodeputowany, polityk SPD, co sporo mówi o życiu politycznym RFN i eksporcie tamtejszych polityków właśnie do instytucji UE) od razu po tej publikacji, w której był wymieniony, zadeklarował przyjazd do Brukseli i złożenie w europarlamencie stosownych wyjaśnień, co – przyznajmy – chyba dobrze o nim świadczy, to belgijski (flamandzki) prezes Trybunału Sprawiedliwości UE Koen Lenaerts jakby zapadł się pod ziemię.
To ten sam szef TSUE, który przed decyzjami swojego Trybunału w sprawach Polski zabierał publicznie na nasz temat głos, w praktyce ferując werdykty przed (!) rozpoznaniem spraw przez instytucję, którą kierował.
Czytaj też:
Wojna w roku 2022? „Dwa ogniska zapalne”
Gdyby w Polsce przydarzyło się to jakiemukolwiek prezesowi sądu rejonowego, okręgowego czy Najwyższego – to byłby to gigantyczny skandal. Jednak na forum UE jakoś, jak widać, uchodzi. Być może Koen L. powinien teraz spojrzeć do lustra i zamiast oskarżać nasz kraj wyrazić skruchę wobec swojego więcej niż kontrowersyjnego zachowania?
Pod ziemię zapadł się – albo też zniknął niczym kamfora – prezes EPL Donald Tusk. To jego stary numer jeszcze z Polski. Jak dochodziło do sytuacji kryzysowych, natychmiast znikał, odnajdując się np. na nartach w Dolomitach. Teraz jest tak samo.
Zapewne publikacja francuskiej „Liberation” jest efektem walki politycznej między socjalistami a chadekami, czyli Europejską Partią Ludową. W grę wchodzi prawdopodobnie przeciągnięcie liberałów na swoją, lewicową stronę.
Wybory na szefa Parlamentu Europejskiego i do jego prezydium odbędą się w połowie stycznia 2022 roku. Wcale jednak nie jest powiedziane, że również po tych wyborach owa afera z unijnych szczytów władz nie będzie wracać niczym bumerang.
Warto przypomnieć, że dziennikarz, który o niej napisał, to ten sam, który przed ponad dwiema dekadami w dużej mierze przyczynił się do pierwszej w historii (i ostatniej – na razie...) dymisji Komisji Europejskiej. To poważny dziennikarz śledczy, a nie polityczny cyngiel.
Czytaj też:
Kazachstan po raz jedenasty
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.